[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z wyjątkiem rodziców, których łączy prawdziwa miłość, dodała w myślach z bó-
lem serca.
Rozmyślając o tym, dostrzegła nagle, że Carlos patrzy na nią intensywnie, jakby
starał się uzyskać wgląd w jej myśli.
- Co cię trapi, princesa? - zapytał miękkim tonem.
Kat cieszyła się, że siedzą w półmroku, oświetleni jedynie światłem gwiazd i bla-
skiem świec. Miała nadzieję, że w takich warunkach trudno odczytać z jej twarzy emo-
cje, które kłębią się w jej sercu.
- Mam kilka... niewygodnych myśli - odparła eufemistycznie.
- Na przykład?
Westchnęła głośno.
- Cóż, sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest daleka od ideału - wyznała ostrożnie.
- Nieprawdaż?
Carlos odsunął swój talerz. Przez kilka długich chwil wpatrywał się w nią badaw-
czo, komponując w myślach odpowiedź, uprzejmą i ugodową. Poddał się jednak. Nie
było sensu tuszować prawdy.
- Oczywiście, masz rację. Wszelkie dyskusje na ten temat są jednak na razie bez-
celowe. Najpierw musimy się dowiedzieć, czy rzeczywiście jesteś w ciąży. Byłem pe-
wien, że już to ustaliliśmy - rzekł z lekką pretensją.
- Dlatego właśnie pytam cię o twoją karierę torreadora - powiedziała we własnej
obronie. - Usiłuję znaleźć jakiś temat do rozmowy.
Carlos zmrużył oczy. Czy naprawdę jestem tyranem, za jakiego ona czasem mnie
bierze? - zapytał siebie w myślach. Kat być może jest matką mojego dziecka; z tego ty-
tułu chyba zasługuje na to, by poznać moją przeszłość.
Od czego miał jednak zacząć? Historia była długa i bolesna. Cholernie bolesna.
- Byliśmy bardzo biedni - zaczął cichym głosem. - Żyliśmy w skrajnej nędzy. Moja
matka harowała dzień i noc, byśmy nie umarli z głodu. Kiedy byłem dzieckiem, praco-
wała tak dużo, że rzadko ją widywałem.
Kat przełknęła głośno.
- A czym zajmował się twój ojciec?
- Mój ojciec? - powtórzył, krzywiąc usta w niesmaku. - Mój ojczulek był zajęty
spełnianiem swojego wielkiego marzenia o zostaniu najlepszym torreadorem w całej
Hiszpanii.
- On też walczył z bykami? - zdziwiła się Kat.
Carlos upił spory łyk wina.
- Tak. Pewnego dnia wskutek okropnego wypadku podczas walki na arenie stracił
rękę. A wraz z nią swoje marzenia. Pogrążył się w depresji. Potem jednak wpadła mu do
głowy genialna myśl. Postanowił przerzucić swoje marzenia na syna. Czyli na mnie.
Zapadła ciężka cisza.
- I... co było dalej? - zapytała szeptem.
- Kiedy miałem trzy lata, pierwszy raz posadził mnie na byku.
- Trzy lata!? - Kat była w szoku.
- Według hiszpańskiego prawa swoich sił w korridzie można próbować dopiero po
ukończeniu szesnastego roku życia. Kiedy skończyłem dziesięć lat, ojciec zabrał nas do
Ameryki Środkowej, gdzie przepisy są nieco mniej rygorystyczne.
Kat widziała, jak na przystojnej twarzy Carlosa odbijają się rozmaite emocje, któ-
rych starał się nigdy nie okazywać.
- Podobało ci się? - zapytała. - Mam na myśli walkę z bykami.
- Uwielbiałem to robić - wyjawił niespodziewanie. - Byłem w tym dobry. Zbyt do-
bry - dodał tajemniczo.
- Nie rozumiem.
- Kiedy jest się w czymś zbyt dobrym, cholernie trudno jest tego zaprzestać, nawet
kiedy dręczy cię świadomość, że czynisz coś złego - wyjaśnił. - Opuściłem arenę w wie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl