[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Gdzie państwo byliście w chwili zbrodni?
 Chce pan wiedzieć, gdzie ja wtedy byłam?
 Tak.
 Siedziałam jakiś czas w salonie z Lidią, a potem poszłam do mego pokoju, żeby się
umalować, i wróciłam do Stephena, bo chciałam dalej tańczyć. I nagle z bardzo daleka usłyszałam
krzyk. Wszyscy pobiegli na schody, ja także. Próbowano wyłamać drzwi do pokoju dziadka.
Zrobili to w końcu Harry i Stephen. Oni obydwaj są bardzo mocni.
 A pózniej?
 Coś nagle trzasnęło, drzwi wypadły z zawiasów, a my zobaczyliśmy, ach, coś strasznego!
Wszystko połamane i poprzewracane, a dziadek leżał w wielkiej kałuży krwi i miał gardło
podcięte, o tak&  Wykonała żywy, dramatyczny gest, wskazując na własną szyję.  Od ucha do
ucha.
Urwała, wyraznie zafascynowana własną opowieścią.
 Czy nie zrobiło się pani słabo na widok krwi?  spytał pułkownik.
Spojrzała na niego zdumiona.
55
 Nie, dlaczego? Gdy kogoś zabijają, zawsze leje się krew, dużo krwi. Och& tam jej było takie
mnóstwo!
Czy ktoś coś mówił?  odezwał się Poirot.
 Dawid powiedział dziwną rzecz, coś jakby  młyny Boga , o, właśnie  powtórzyła
przeciągle słowo po słowie   Mły ny bo że . Co to znaczy? Młyny mielą ziarno na mąkę,
prawda?
 Dziękujemy, panno Estravados. To już chyba wszystko  wpadł jej w słowo pułkownik.
Pilar posłusznie wstała i posłała każdemu z nich krótki, miły uśmiech.
 To ja już sobie pójdę  oznajmiła.
 Młyny boże mielą powoli, ale gruntownie&  rzekł po jej wyjściu inspektor Sugden.  I
powiedział to właśnie Dawid Lee!
XV
Kolejny raz otwarły się drzwi; pułkownik Johnson spojrzał na wchodzącego i przez chwilę sądził,
że to Harry Lee. Gdy jednak mężczyzna podszedł bliżej, komisarz pojął swój błąd: człowiekiem
który stał przed nim, był Stephen Farr.
 Proszę usiąść, panie Farr  odezwał się.
Stephen usiadł. Jego chłodne, inteligentne spojrzenie spoczęło kolejno na każdym z trzech
mężczyzn.
 Chyba nie na wiele się panom przydam  rzekł.  Proszę jednak zadawać mi wszelkie
pytania, jakie uznacie za stosowne. Może na początku wyjaśnię, kim jestem. Mój ojciec, Ebenezer
Farr, ponad czterdzieści lat temu pracował wraz z Simeonem Lee w Afryce Południowej. 
Zamilkł na chwilę.  Ojciec wiele mi opowiadał o panu Lee. Uważał, że ten człowiek miał
niezwykłą osobowość. Często działali razem. Simeon Lee wrócił potem do Anglii z wielką fortuną,
a mój ojciec również się wzbogacił. Zawsze mi przykazywał, żebym odwiedził pana Lee, jeśli
kiedyś pojadę do kraju. Pewnego razu rzekłem mu, że upłynęło już sporo czasu i pan Lee może go
nie pamiętać, lecz ojciec mnie wyśmiał.  Kiedy dwóch ludzi przeżyje wspólnie to, co Simeon i ja,
nie można tego zapomnieć . No cóż, ojciec umarł dość dawno temu. Tego roku po raz pierwszy
przyjechałem do Anglii i w myśl jego rady postanowiłem złożyć wizytę panu Lee.  Po chwili
ciągnął dalej z nieznacznym uśmiechem:  Czułem się nieco zażenowany, gdy tu przybyłem, ale
nie miałem racji. Pan Lee przyjął mnie bardzo serdecznie i mocno nalegał, abym spędził całe
święta razem z jego rodziną. Wolałbym się wprawdzie nie narzucać, ale on nie chciał słyszeć o
odmowie.
I dodał trochę zmieszany:  Wszyscy traktowali mnie bardzo życzliwie, a pan Alfred i jego żona
okazali się doprawdy niezwykle uprzejmi. Nie umiem wprost wyrazić, jak bardzo przejąłm się
nieszczęściem, które ich dotknęło.
 Kiedy pan tu przybył?
 Wczoraj.
 Czy widział pan dziś Simeona Lee?
 Owszem, gawędziłem z nim tego ranka. Był w doskonałym humorze, wciąż mnie wypytywał
o nowiny z mego kraju i o różnych ludzi.
 Czy wtedy widział go pan po raz ostatni?
 Tak.
 Czy mówił panu, że trzyma w sejfie cenne diamenty?
 Nie.  Farr dodał jeszcze, nim którykolwiek z jego trzech rozmówców zdołał się odezwać: 
Czy panowie sądzą, że to morderstwo rabunkowe?
 Jeszcze nie jesteśmy całkiem pewni  odparł Johnson.  Wróćmy do wydarzeń dzisiejszego
wieczoru. Czy może pan dokładnie opowiedzieć, co pan wówczas robił?
56
 Oczywiście. Gdy panie opuszczały jadalnię, piłem jeszcze portwajn, ale wydało mi się, że
Alfred i Harry Lee mają zamiar omawiać jakieś rodzinne sprawy i osądziłem, że moja obecność
byłaby krępująca; przeprosiłem ich więc i oddaliłem się.
 A co pan robił potem?
Stephen Farr rozsiadł się wygodnie w fotelu i potarł wskazującym palcem podbródek. Odparł
obojętnie:
 Hm& Poszedłem do dużego pokoju z parkietem& Jak sądzę, jest to coś w rodzaju sali do
tańca. Stoi tam gramofon z płytami. Słuchałem kilku z nich.
 Czy nikt się do pana nie przyłączył?  zapytał Poirot. Na ustach Stephena Farra ukazał się
ledwo dostrzegalny uśmiech.
 Mogłem chyba żywić takie nadzieje.  Roześmiał się szczerze.
 Signorina Estravados jest prześliczną osóbką  rzekł Poirot.
 To najładniejsza dziewczyna, jaką ujrzałem od czasu mego przyjazdu  odparł Farr.
 Czy panna Estravados dotrzymywała panu towarzystwa?  spytał pułkownik.
Stephen pokręcił głową.
 Właśnie siedziałem tam zupełnie sam, kiedy usłyszałem cały ten łoskot. Wybiegłem z hallu i
rzuciłem się na górę, żeby zobaczyć, co się dzieje. Wspólnie z Harrym Lee wyważyłem drzwi.
 I to wszystko?
 Obawiam się, że tak.
Herkules Poirot pochylił się do przodu i rzekł miękko:
 Myślę, monsieur, że mógłby nam pan jeszcze sporo powiedzieć.
 Co takiego?  rzucił zaskoczony Farr.
 Moglibyśmy się od pana dowiedzieć czegoś bardzo istotnego o charakterze Simeona Lee.
Wedle pańskich słów ojciec wiele o nim opowiadał. Jaki człowiek wyłania się z tych opowieści?
Stephen Farr zastanawiał się przez chwilę.
 Myślę, że wiem, do czego pan zmierza. Mam rzec, jaki był Simeon Lee za młodu? Cóż, jeśli
mogę być szczery&
 Właśnie&
 Przede wszystkim& nie był chyba wzorem moralności. Nie popełniał może jaskrawych
występków, ale nieraz ocierał się o granicę nieuczciwości i niewiele sobie z tego robił. Miał jednak
nieodparty urok i odznaczał się niezwykłą szczodrością. Nigdy nie odmawiał pomocy, gdy się
komuś powinęła noga. Sporo pijał, ale nie na umór, ogromnie podobał się kobietom, miał poczucie
humoru. A zarazem umiał być niezwykle mściwy, niby słoń, co nigdy nie zapomniał doznanenej
krzywdy. Ojciec opowiedział mi niejedną historię o tym, jak Simeon Lee wyczekiwał całymi
latami, by pomścić się na kimś, kto mu zaszedł za skórę.
 No, niejeden tak robi  odezwał się inspektor Sugden.  Czy nie wiadomo panu, komu
Simeon Lee spłatał niegdyś brzydkiego figla w Afryce? Nie zna pan żadnego incydentu z
przeszłości, który mógłby stać się przyczyną zbrodni popełnionej dzisiejszego wieczoru?
Stephen Farr zaprzeczył.
 Miał oczywiście wrogów; człowiek z jego charakterem musiał ich mieć. Nie wiem jednak o
niczym konkretnym. Poza tym  rzekł, przymykając oczy  nie było tu dziś wieczór nikogo
obcego. Wypytywałem już o to Tressiliana.
 Prócz pana, monsieur Farr  odezwał się Poirot.
Stephen Farr obrócił się żywo ku niemu.
 Coś podobnego! Ja miałbym być podejrzanym, obcym przybyszem w tym domu?! Niczego
nie zdołacie wywęszyć! Simeon Lee i Ebenezer Farr nigdy się nie pokłócili; po cóż syn Farra
miałby tu przybyć, żeby pomścić ojca? O, nie  potrząsnął głową  żaden z nich nie miał
drugiemu nic do zarzucenia. Wstąpiłem tutaj z wizytą, jak już powiedziałem, wyłącznie z czystej
ciekawości. Co więcej, zdaje mi się, że mam alibi równie dobre jak każde inne. Bez przerwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl