[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drzwi. Miał na sobie wyłącznie bawełnianą przepaskę. Gdy wejście stanęło otworem, rozległo się
dobroduszne powitanie:
Co słychać, panie baronie? do środka wszedł krępy mężczyzna o złamanym nosie, niosący
tacę i bochenek chleba. Po odgłosach domyśliłem się, że już się obudziłeś. Najwyższa pora,
panie! Słońce już ślizga się po dachach! Jak się czujesz?
Kiepsko. Mów ciszej, Rudo Conan poczłapał z powrotem do łóżka. Chyba zostałem
otruty. Winem, które piłem zeszłej nocy&
Winem? A owszem! Rudo opuścił wzrok na kałużę pośród poprzewracanych butli. I
innymi destylatami, które ubiegłej nocy zwaliły z nóg połowę miasta! poprawił stolik i postawił
na nim tacę. Potem wypatrzył porzuconą koszulę Cymmerianina i zaczął wycierać nią podłogę.
Każdy z tych trunków wykończyłby zdrowego chłopa, nie mówiąc o mieszaniu ich podczas jednej
pijatyki! Doprawdy, kusisz los, Conanie& chciałem powiedzieć, czcigodny baronie! Rudo
dokończył wycieranie parkietu, uniósł do ust kryształową karafkę i pociągnął łyk wina. Och, daję
słowo, kiedy gryzliśmy razowca w miejskim lochu, nie pomyślałbym, że zakosztuję jeszcze takiego
nektaru. Muszę przyznać, że nie tylko udało ci się zrobić olśniewającą karierę, ale też nie
zapomniałeś o starych przyjaciołach!
Conan masując pękającą z bólu głowę niewyraznie mruknął coś w odpowiedzi. Udawał, że nie
dostrzega, jak usługujący mu mężczyzna zgniata dyskretnie puchar z miękkiego złota i chowa go za
szeroki pas jedwabnych pantalonów.
Po chwili Rudo wyszedł. Conan usiadł na łożu ze skrzyżowanymi nogami, żując śniadanie i
popijając je świeżym, ciepłym mlekiem. Zadowalał się takimi samymi prostymi potrawami, jakie
jadł, gdy mieszkał w kwaterach służby. Mimo żartobliwego tonu wcześniejszej wypowiedzi,
istotnie zakładał, że jego nowi sprzymierzeńcy mogą spróbować go otruć.
Przed Cymmerianinem rozpościerała się nieprzyjemna perspektywa przeżycia kolejnego pustego
dnia. Obowiązki fałszywego barona były nieliczne i żałośnie błahe. Składały się na nie głównie
parady w pełnej zbroi po blankach pałacu i krótkie posłuchania garstki buntowników i
szlachciców, którzy w rzeczywistości sprawowali władzę w Dinander.
Conan nie sądził, by sam lepiej poradził sobie z rządzeniem prowincją. Na razie sprawy układały
się pomyślnie. Po krwawej łazni w noc przejęcia władzy, powstańcy umocnili swój triumf, za
sprawą śmierci Baldomera i niepewnego przymierza ze szlachtą. Kilku mało ważnych oficerów i
urzędników, pokroju mistrza przesłuchań Fletty, zawleczono przed trybunały, skazano i połamano
kołem ku uciesze mściwej gawiedzi. Paru znienawidzonych szlachciców zniknęło bez śladu. Zostali
zamordowani przez zawistnych rywali lub namówieni do ukrycia się. Arystokraci nie dopuścili do
osądzenia żadnego spośród siebie, obawiając się, że mogłoby to stanowić niepożądany precedens.
Propozycja rozwiązania %7łelaznej Gwardii o mało nie doprowadziła do ponownego wybuchu
otwartego konfliktu. Conan przedrzemał prawie całe posiedzenie, podczas którego Durwald i
Evadne spierali się żarliwie w tej kwestii. Ostatecznie propozycję przyjęto, lecz nie pociągnęło to za
sobą znaczących konsekwencji, pozostawiono bowiem trzon formacji i dla zachowania pozorów
zmieniono jej nazwę na Czerwone Smoki . Oznaczało to awans kilku oficerów i nawał pracy dla
Dru. Zbrojmistrz miał w jak najkrótszym czasie opracować nowy wzór rynsztunku dla gwardzistów.
Barbarzyńca nie widział dla siebie żadnego zajęcia, poza upijaniem się, napełnianiem brzucha i
swawoleniem z dziewczętami. Pocieszał się, że zdołał odnalezć kilku towarzyszy więziennego
buntu. Zaprosił też z powrotem do Dinander Ludię, lecz dziewczyna nie odpowiedziała na jego
wezwanie. Conan podejrzewał, że jego nowi sprzymierzeńcy uniemożliwili kurierowi wykonanie
zadania, gdyż nie mieli ochoty, by Cymmerianin znalazł sobie żonę i założył dynastię. W tej sytuacji
barbarzyńca zaczął się zastanawiać, czy nie wyruszyć samemu na poszukiwanie dziewczyny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]