[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdobędzie ją delikatnością i czułością.
Nic z tego nie wyszło. Sara była nienasycona. Kochali się tyle razy, że
nie był nawet w stanie zliczyć. Kilkakrotnie usypiał zmęczony miłością, by
po paru chwilach obudzić się, czując na sobie jej niespokojne dłonie i
żarłoczne usta. To było wspaniałe. Zmiertelnie wyczerpujące, ale wspaniałe.
Zaklął cicho pod nosem, kiedy zauważył, że znowu jest w pełnej gotowości.
Wystarczyło jedno spojrzenie na Sarę i już wiedział, że jego jedynym
ratunkiem jest ucieczka. Za godzinę powinien być w pracy. Sara zresztą też.
Zwlókł się więc z łóżka i stanął na drżących nogach. Szkoda, że nie ma już
sił ani czasu.
W tym momencie w drzwiach sypialni stanęli Szatan i Trójnóg.
Ostatniej nocy zwierzaki narobiły wiele rumoru, głośno domagając się
wpuszczenia do domu. Zostawili je na dworze i kompletnie o tym
zapomnieli. To była jedyna, krótka zresztą chwila, kiedy Sara pozwoliła mu
się oddalić. Ktoś musiał przecież nakarmić zwierzęta. Kiedy wrócił z
kuchni, bez słowa wciągnęła go znowu do łóżka.
Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową. Sara szybko zapomniała o
wszystkich zahamowaniach. A on z radością grał jej niewolniczego
kochanka.
Wziął Szatana na ręce, zagwizdał cicho na Trójnoga i wyszedł na
palcach z sypialni. Zamknął za sobą drzwi najciszej, jak umiał. Pogłaskał
111
RS
kota, a psa podrapał za uszami, po czym poszedł do łazienki wziąć prysznic.
Właśnie skończył się myć i stał oparty o chłodną glazurę, kiedy zasłona się
rozchyliła i do środka weszła Sara. Zapatrzył się na nią niczym nastolatek,
który pierwszy raz widzi nagą kobietę.
Sara posłała mu pełne zgorszenia spojrzenie i odkręciła kurek.
- Zapomnij o tym, Gavinie. Ledwie żyję - usłyszał przez szum wody.
Uśmiechnął się. Rzeczywiście wyglądała na wycieńczoną, biedactwo.
Miał ochotę trochę z niej pożartować.
- Najpierw wino, a teraz seks. Wszystko chłoniesz w takich
ogromnych dawkach?
Odsunęła mokre włosy z twarzy i spojrzała na niego.
- Ja? Przecież to ty nie chciałeś przestać.
- Bzdura, kobieto! Spałem, a ty...
- Pozwoliłeś mi się dotykać! Za każdym razem, kiedy wyciągałam rękę
w twoim kierunku, zamieniałeś się w oszalałego erotomana!
Widok jej nagiego ciała omywanego strumieniami wody zlikwidował,
jak ręką odjął, jego zmęczenie.
Wziął do ręki mydło i żeby się czymś zająć, zaczął pracować nad
wytwarzaniem piany.
- Masz wyjątkową zdolność podniecania facetów.
- Ciebie podnieca dosłownie wszystko!
- A czego się spodziewałaś? Zbyt długo byłem na głodzie. Gdybyś tak
się nie upierała przy czekaniu...
- Ja!
- No, już nic nie mów. Umyję ci plecy.
Objął ją i zaczął pieścić jej ramiona, biodra i pupę. W tym momencie
Sara krzyknęła:
112
RS
- Gavinie, to nie są plecy!
- I co z tego? - Pocałował ją w szyję. - Zresztą i tak mydło mi upadło.
- Gavinie... - szepnęła chrapliwie.
Dwadzieścia minut pózniej oboje krzątali się po domu w pośpiechu.
Było już bardzo pózno. Gavin pierwszy skończył się ubierać. Zanim
wyszedł, pocałował Sarę na pożegnanie. Siedziała przy kuchennym stole.
Była tylko częściowo ubrana i trzymała filiżankę kawy w dłoniach.
W drodze do biura Gavin trochę sam siebie zwymyślał. Miał dzisiaj
kilka spraw do załatwienia, kilka telefonów do wykonania. Za kilkadziesiąt
minut musiał się spotkać z ekipą budowlaną. Tymczasem miał nogi jak z
waty, od niewyspania piekły go powieki, a serce łomotało mu w piersi jak
oszalałe.
W tym tempie Sara wykończy go w ciągu tygodnia. Spodziewał się
jednak, że ten tydzień da mu sporo przyjemności.
Spózniła się o ponad półtorej godziny. Gavin musiał być wściekły, bo
miała być w domu przed szóstą. Mimo to siedziała jeszcze przez kilka minut
w samochodzie, nie otwierając drzwi, nie patrząc w stronę domu.
Z tylnego siedzenia dobiegło ją żałosne pojękiwanie. Obejrzała się.
Trzy zwierzaki w domu to o dwa więcej, niż zgodził się Gavin. Nie
potrzebowała jego pozwolenia. W każdym razie nie kiedy chodziło o
drobiazg, ale... to nie był drobiazg. To była bardzo duża rzecz. Bardzo dużo
i kudłata. W dodatku z problemami. Tylko co miała począć w takiej
sytuacji?
Sara zobaczyła, że otwierają się frontowe drzwi i w progu staje Gavin.
Zawsze witał ją w ten sposób, kiedy wracała wieczorem z pracy.
Uświadomiła sobie, że zdążyła już do tego przywyknąć. Wyglądał
wspaniale. Stał podparty pod boki, ze zmarszczonymi brwiami. Czyżby się o
113
RS
nią martwił? Nie przyszło jej to do głowy. Od bardzo dawna nikt się o nią
nie martwił.
Gavin zszedł z ganku, więc ona szybko wysiadła z samochodu i
wyszła mu naprzeciw. Próbowała pozbierać myśli.
- Saro? Co się dzieje? Czy wiesz, która jest godzina?
Jego ton był ostry jak brzytwa. Brzmiał w nim gniew i troska.
Pierwszy raz stracił nad sobą kontrolę. Nie zdarzyło mu się to od dnia, kiedy
przywiozła do domu Trójnoga. Sara otworzyła usta i juz miała wygłosić
przygotowane wyjaśnienie, ale zamiast tego wybuchnęła płaczem. Sama
była przerażona swoim zachowaniem. Ten dzień był po prostu koszmarem.
Gavin położył rękę na jej ramieniu i delikatnie nią potrząsnął.
- Do diabła, co się dzieje? Coś cię boli? Co się stało?
Pokręciła głową. Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Po
kilku chwilach spróbowała znowu.
- Przepraszam za spóznienie. Byłam w schronisku i... Gavinie, muszę
ci coś powiedzieć.
Gavin poczuł wyrazną ulgę. Przyciągnął Sarę do siebie i przytulił ją
mocno. Nie chciała przyznać nawet przed samą sobą, jak wspaniale, jak
bezpiecznie czuła się w jego ramionach.
- Cicho. No, już maleńka, uspokój się. Cokolwiek to jest, będzie
dobrze.
Do ich uszu dobiegł smutny, pełen żałości skowyt. Gavin zastygł bez
ruchu na kilka długich sekund, po czym westchnął z rezygnacją i spojrzał
nad głową Sary w stronę samochodu. Sara zagryzła wargę. Widać było, że
czuje się winna i zdenerwowana. Z drugiej strony cały czas sobie
powtarzała, że nie mogła postąpić inaczej. Gavin drgnął, a ona zaczęła
114
RS
wyrzucać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. W związku z
tym jej przemowa zamieniła się w niezrozumiały monolog.
- To było po prostu straszne. Tragiczne. I takie przygnębiające. I
smutne. Widzisz, staruszek umarł. Jego żona nie potrafiła bez niego żyć i
sama się rozchorowała. Ma ponad osiemdziesiąt lat. Nie była w stanie zaj-
mować się psem. Rodzina ma dość zajęcia z opieką nad nią. Suczka po
prostu marniała w oczach. Tak bardzo tęskni, to po prostu kupka
nieszczęścia. Boże, Gavinie, nigdy nie widziałam tak nieszczęśliwego
stworzenia...
Sara nagle przerwała opowieść. Gavin otworzył tylne drzwi
samochodu, pokręcił ze smutkiem głową i zaczął mówić kojąco i cicho do
owczarka collie. Potem delikatnie wziął suczkę na ręce i ruszył w stronę
domu. Sara nie wiedziała, co powiedzieć, więc po prostu poszła za nim.
- Co robisz? - zapytała wreszcie.
Gavin nie zwolnił kroku. I nie przerwał cichej piosenki, jaką nucił psu.
Odwrócił jednak głowę na tyle, żeby Sara mogła go usłyszeć.
- Ona jest wytrącona z równowagi. Niosę ją do domu. - Pies spojrzał w
tym momencie na Gavina, a on zapytał: - Jak się wabi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]