[ Pobierz całość w formacie PDF ]
manie złej passy. - Proszę, kuzynie, spróbuj wytłumaczyć
panu Fanhopeowi, że nie ma podstaw do obaw, by moje
weksle nie znalazły pokrycia.
Fanhope aż się zachłysnął, gdy żarliwie zaczął zapew
niać, że w żadnym wypadku nie śmiałby kwestionować wy
płacalności damy, jaką niewątpliwie jest panna Milbank.
- Och, znam lepszy sposób, najdroższa Annis - przerwał
mu lord, a gdy się zapłoniła, sięgnął z uśmiechem do kie
szeni i rzucił na stół ciężką sakiewkę. - Przychodząc tu, by
łem przygotowany na to, że rozegram jedną czy dwie par
tyjki, jednak w obliczu całkiem realnej szansy, iż przyjdzie
mi przyjąć zaszczytną funkcję twego bankiera, chyba się
187
powstrzymam. Obiecaj mi tylko, droga Annis, że zostawisz
mi przynajmniej koszulÄ™.
- Och, obiecuję, Dev - odparła równie żartobliwym to
nem. - Ale teraz proszę, idz już sobie! Nie mogę tego znieść,
jak stoisz tak nade mną ze srogą miną. - I dodała rozkapry
szonym tonem: - To mnie rozprasza, wiesz?
Chodziło jej o to, by Fanhope, zaniepokojony obecnoś
cią Greythorpe'a, nie wycofał się z gry lub nie przestał jej
oszukiwać. Bo choć niewątpliwie starał się to ukryć, widać
było po nim, że jest bardzo spięty. Jednak gdy lord prze
szedł w końcu do stolika, przy którym Tom usiłował roze
grać choćby jedną w miarę przyzwoitą partyjkę z lady Fan
hope, Charles wyraznie odetchnął, a nawet pozwolił Annis
wygrać dwie następne kolejki.
- Och, tak się cieszę! Znowu wygrałam! - zaszczebiotała,
klaszcząc w dłonie. - Przeczucie mnie nie zawiodło. Jak to
dobrze, że nie wycofałam się zbyt szybko!
Gdy smukłymi palcami zgarniała wygraną, Fanhope
rzucił z nieszczerym uśmiechem:
- Powinna pani podziękować kuzynowi za jego szczod
rość, panno Milbank. Oczywiście nie miałbym nic prze
ciwko pani wekslom - dodał pospiesznie.
- Nie muszę mu za nic dziękować! - zaprotestowała ura
żonym tonem. - Nie jestem ubogą krewną, panie Fanhope,
o czym mój kuzyn dobrze wie.
Aakomy wzrok Fanhope'a powędrował wzdłuż sznura
pereł zdobiącego jej smukłą szyję.
- Sądzi pani, że kuzyn Deverel dał pani tę sakiewkę
w spontanicznym odruchu, bez zastanowienia? - Zgar-
188
nął karty i zaczął je tasować. Jego pulchne ręce poruszały
się z zaskakującą zręcznością. - Muszę przyznać, że tym
hojnym gestem nieco mnie zadziwił. Oczywiście ostatnia
rzecz, jaką można powiedzieć o Greythorpie, to to, że jest
skąpy, ma jednak opinię bardzo wstrzemięzliwego gracza.
Tacy jak on nie mają cienia współczucia dla cudzych skłon
ności do hazardu.
Annis wzruszyła ramionami.
- Myślę, że postąpił tak, ponieważ jestem jego gościem
- powiedziała, nie spuszczając wzroku z lorda, który stał
w drugim końcu pokoju i nachylony szeptał coś do ucha
swojej młodziutkiej kuzynce Louise. - Musi pan też pamię
tać, że Greythorpe jest dżentelmenem. Najważniejsze jed
nak, że moi bliscy zadbali, bym nigdy nie musiała liczyć się
z kosztami, o czym mój kuzyn Deverel dobrze wie.
Wyznanie jej zostało skwitowane łaskawym uśmiechem.
- Ach, rzeczywiście! Przypominam sobie, jak mama mó
wiła mi któregoś dnia, że znała przed laty pani matkę... za
nim pani szanowna rodzicielka przestała bywać w towarzy
stwie i nikt już jej nigdy nie widział.
- Jeżeli lady Fanhope istotnie tak panu mówiła, to wpro
wadziła pana w błąd - odparowała Annis. - Moja mama
była często widywana w towarzystwie ludzi, których lubiła
i darzyła szacunkiem, choć rzeczywiście muszę przyznać,
że wśród jej bliskich przyjaciół było niewielu przedstawi
cieli najwyższych sfer.
W odwecie za jej wyzywający ton, a może po prostu dla
tego, że Greythorpe wyszedł wreszcie z pokoju, Fanhope
szybko wygrał kolejne rozdanie, a pózniej jeszcze cztery
189
następne, skutkiem czego zawartość lordowskiej sakiewki
została mocno uszczuplona, Annis zaś zostało akurat tyle
pieniędzy, by mogła obstawić już tylko jedną grę.
Tymczasem przyjęcie trwało w najlepsze i wiele osób,
znękanych głośną muzyką, przeszło do saloniku, gdzie gra
no w karty.
Gdy mięsiste paluchy Fanhope'a po raz kolejny zgarnęły
wygraną, Annis spostrzegła, że ich stolik znalazł się w cen
trum uwagi. Wśród tych, którzy bacznie przyglądali się ich
zmaganiom, byli pułkownik Hastie z żoną oraz Tom. Zdo
łał wreszcie namówić jakiegoś poczciwca, by zechciał go
zastąpić przy stoliku lady Fanhope.
Akurat im wolałaby oszczędzić okropnego spektaklu,
który niebawem się odbędzie, ale nie miała wyboru. Oba
wiała się tylko, by wystraszony tak licznym audytorium
oszust się nie wycofał, a w każdym razie nie zrezygno
wał ze swoich machinacji, jednak nic takiego się nie stało.
Wręcz przeciwnie, z zadowoleniem przyjął jej ofertę i wy
raznie nie miał zamiaru zakończyć tej nieuczciwej gry.
Annis zdawała sobie jednak sprawę, że czas działa na jej
niekorzyść, bo Fanhope nie będzie licytować w nieskoń
czoność. W tej sytuacji postanowiła już teraz go zdema
skować, kusząc tak wysoką wygraną, by nie był w stanie
odmówić.
Gdy rozpięła swój ukochany perłowy naszyjnik i rzuci
ła go na stół, wokół rozległy się trwożliwe szepty. Po chwili
obok niego wylądowały bransoletka oraz pierścionek z te
[ Pobierz całość w formacie PDF ]