[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pana raport może być już nieaktualny. Czy nie mógłby pan zgłosić się z nim osobiście?
Nie sądzę, panie burmistrzu. Sytuacja zmienia się zbyt szybko odparł Amalfi. W tej chwili
jestem na obrzeżach stacji w starym mieście. Wojownicy, którzy w danej chwili nie pełnią służby,
czasami tu zaglÄ…dajÄ…, a przy tak wielu urzÄ…dzeniach, znajdujÄ…cych siÄ™ pod prÄ…dem...
Z kim pan rozmawia? w głośniku odezwał się czyjś głos. Amalfi rozpoznał go bez trudu.
Należał do tego samego mężczyzny, który wydawał rozkazy, kiedy Wojownicy zaaresztowali
Hazletona. Nie wyraziłem na to zgody!
To mój komisarz do spraw bezpieczeństwa publicznego. Nazywa się de Ford odparł
Hazleton.
Amalfi mimo woli się uśmiechnął. De Ford był poprzednikiem Hazletona na stanowisku
menażera miasta i został rozstrzelany siedem wieków wcześniej. Ma pan rację, na coś takiego nie
można wyrazić zgody ciągnął Hazleton. Wiele z tych urządzeń porzuconych w starym mieście nie
zostało wyłączonych. Jeżeli ktoś nie wie, jak się z nimi obchodzić, może łatwo zostać porażony
prądem. De Ford, sądziłem, że pan wie o tym rozkazie. Generał Wojowników zabronił swoim
podwładnym zapuszczania się na teren miasta.
Przypominam im o tym odparł Amalfi głosem urażonej niewinności. Ale oni tylko się
śmieją i mówią, że kiedy nie są na służbie, to nie są Wojownikami.
Co takiego? wybuchnął głos w głośniku.
Właśnie tak mówią rzekł z uporem Amalfi. Twierdzą też, że ich prywatny czas należy tylko
do nich. Uważają, że poza służbą nikt nie ma prawa wydawać im rozkazów. Wydaje mi się, że jest to
wpływ nauk jakiegoś wioskowego stochastyka, chociaż Wojownicy rozumieją tę filozofię w sposób
trochę mętny. Domyślam się, że na prowincji nie wyjaśnia się podstaw stochastycyzmu dostatecznie
jasno.
To nie ma teraz nic do rzeczy powiedział ostro Hazleton. Proszę trzymać ich jak najdalej
od miasta. To jest rozkaz.
Staram się jak mogę, panie burmistrzu rzekł Amalfi. Istnieją jednak granice tego, co mogę.
Niektórzy chodzą z przenośnymi generatorami pola, a sam pan wie, co się stanie, jeśli choć jeden
z nich spróbuje zrobić z niego użytek. Nie mogę zbytnio ryzykować.
Jasne, że nie, ale proszę robić to, co pan może. Ja też zrobię, co w mojej mocy. Gdzie pana
znalezć, jeśli będę miał dalsze rozkazy?
Proszę przekazać je do biura sierżanta na obwodzie miasta rzekł Amalfi. Odbiorę je przy
okazji następnego obchodu.
Bardzo dobrze odrzekł Hazleton i przerwał połączenie.
Amalfi uruchomił linię łączącą stację na obwodzie z wieżą kontrolną i usiadł, rozważając to, co
udało mu się osiągnąć do tej pory. Nie opuszczał go jednak pewien niepokój. Zasiał podejrzenie
w umysłach Wojowników i musiał teraz cierpliwie czekać na skutki swojej akcji. Nie wątpił, że
Hazleton zrozumiał, o co mu chodziło, i że ze swojej strony będzie starał się pomóc. Domyślał się
również, że Jorn Apostoł zarządził przeprowadzenie śledztwa wśród oficerów swojej armii na
Nowej Ziemi, chcąc potwierdzić zasadność ostrzeżeń Amalfiego. Wiedział dobrze, że dochodzenie
niczego nie wykaże, ale powinno uczulić oficerów na istniejące zagrożenie.
Amalfi włączył ultrakrótkofalowy odbiornik radiowy wieży i dostroił go do częstotliwości
stacji federalnej Nowej Ziemi. Następnym krokiem Jorna powinno być wydanie rozkazów
zabraniających wstępu do miasta Wojownikom przebywającym na urlopach. Chciał je usłyszeć
i wiedzieć, jak będą brzmiały. O ile nie zostaną sformułowane w wyjątkowo kategoryczny sposób, to
wkrótce na terenie miasta naprawdę pojawią się Wojownicy. Przyjdą tu, aby zwiedzić miasto,
w którym, rzecz jasna, nie było już żadnego sierżanta na obwodzie ani nawet żadnego obwodu, chyba
tylko w pamięci Ojców Miasta. Któremuś z Wojowników z pewnością przydarzy się jakiś wypadek.
O tym wypadku jednak de Ford nie zamelduje. Nic nie wiem na ten temat. Przykro mi, ale nie
mogę być we wszystkich miejscach naraz. Starałem się trzymać tych chłopców z daleka od Ojców
Miasta. Chcieli zadać im mnóstwo pytań o historię filozofii, a odpowiedz zajęłaby Ojcom parę
tygodni. Powiedziałem im, że nie umiem obsługiwać Ojców Miasta, ale co mogłem poradzić, kiedy
jeden z nich skierowaÅ‚ na mnie generator pola i rozkazaÅ‚: »Wpuść mnie... albo...«
Przesłanie takiego komunikatu oznaczałoby koniec kariery komisarza do spraw bezpieczeństwa
publicznego , gdyż wówczas prawie na pewno pojawiłyby się umundurowane patrole Wojowników
w samym mieście i wokół niego. Amalfi musiałby wtedy zejść do podziemia, a cała reszta zależałaby
od Hazletona. Nie mógł przewidzieć, co Mark zamierza zrobić, ale ani nie chciał, ani nie powinien
tego wiedzieć. Jedną z wad jego planu było kłamstwo, czego zresztą Jorn od początku się domyślał.
Amalfi był przeświadczony, że dobry plan powinien zawierać chociaż odrobinę prawdy, którą
dostrzegliby zarówno ludzie rozsądni, jak i podejrzliwi.
Chcąc być bezwzględnie szczerym, należałoby powiedzieć, że możliwość zarażenia się
miejscowych Wojowników Boga poglądami stochastyków praktycznie nie istniała ani teraz, ani
przedtem. Nawet gdyby plan się powiódł i Jorn wycofał swoje siły, obawiając się tej możliwości, to
z pewnością zanim uwolniłby zakładników, poddałby swoich oficerów gruntownemu przesłuchaniu.
Gdyby zatem cokolwiek, co by z nich wyciągnął, okazało się zbyt logiczne, z pewnością uznałby ten
fakt za sprawkę Amalfiego. Z tego właśnie powodu to Hazleton musiał sam podejmować wszelkie
dalsze kroki. Amalfi nie powinien wiedzieć o nich niczego, dopóki była możliwa jakakolwiek
zmiana.
Uzależnianie życia Dee, Weba i Estelle od czegoś tak niepewnego było z pewnością
nierozsądne, ale Amalfi nie miał innego wyjścia.
Już wkrótce okazało się, że wygrał. Zanim upłynął tydzień, wszelkie urlopy Wojowników
zostały anulowane. Zamiast nich ogłoszono specjalne nabożeństwa orientacyjne , w których
uczestnictwo było obowiązkowe. Amalfi nie miał sposobu, aby się dowiedzieć, jak na to
zareagowali Wojownicy Boga pozbawieni urlopów i zmuszeni do zajęć w obronie swojej wiary.
Stwierdził tylko, że przewidywany przez niego wypadek na terenie miasta wydarzył się już
następnego dnia po wydaniu rozkazów. Hazleton wezwał natychmiast komisarza do spraw
bezpieczeństwa publicznego do złożenia wyjaśnień, dlaczego do tego dopuścił Amalfi równie
szybko wygłosił przygotowane oświadczenie, po czym zaszył się głęboko pod ziemią w nie używanej
od dawna podstacji przekaznikowej we wnętrzu samych Ojców Miasta.
Następnego dnia na terenie miasta pojawiły się patrole Wojowników. Amalfi nie miał już nic do
zrobienia. Reszta należała do Hazletona.
W końcu tygodnia wydany został rozkaz, że wszyscy Wojownicy zobowiązani są zwrócić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]