[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lance odsunął od siebie stół i wstał. Podchodząc do barierki
tarasu, spojrzał na ocean. W tym momencie, co dziwne, znowu
pomyślał o matce i swoim dzieciństwie. Być może dlatego, że był
tak blisko realizacji ostatniego marzenia.
Odetchnął głęboko i odwrócił się do niej.
- Mógłbym marnować miesiące, nawet lata na umawianie
się z kobietami, rozpoczynając i kończąc związki. W tym roku koń-
czę czterdzieści lat, Madi. Nie mam czasu do stracenia na tego ro-
dzaju gierki.
- Postanowiłeś przyspieszyć sprawę.
- Dokładnie. Opracowałem listę pytań: od poglądów na wy-
chowanie dzieci do kwestii religijnych. Pytania są odbiciem moich
zapatrywań i tego, co uważam za najważniejsze dla szczęścia mał-
żeńskiego. Wybiorę tę kobietę, której odpowiedzi będą zgodne z
moimi. To mi się wydaje najbardziej wyważoną drogą do...
- Wyważoną - powtórzyła, niezdolna do milczenia ani se-
kundy dłużej. - Opracowałeś plan znalezienia żony? Czy ty na-
prawdę wierzysz, że możesz znalezć miłość w ten sam sposób, jak
nową sekretarkę?
- Nie. - Lance odgarnął włosy z czoła. - Nie szukam miłości.
S
R
Szukam przyjaciela i partnera. Chcę małżeństwa zbudowanego na
mocnych podstawach, małżeństwa trwającego do grobowej deski.
Taki rodzaj małżeństwa jest oparty zarówno na szacunku, k
jak i dzieleniu trosk, a nie na wytworze wyobrazni zwanym
miłością.
- Nie wierzę w to - powiedziała cicho.
Powiedziała, mimo że wcześniej zapewniała siebie, że
Lance Alexander był nikim więcej, jak tylko kolegą, że to nie
powinno mieć znaczenia.
Ale miało i ta prawda doprowadziła ją do pasji.
- Jesteś najbardziej kalkulującym, wyrachowanym
człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu. I jeśli miałabym za-
miar wychodzić za mąż, czego nigdy nie zamierzam uczynić,
mężczyzna wybierający żonę z katalogu reklamowego byłby
ostatnim branym przeze mnie pod uwagę.
- Co jest złego w logice? - zapytał, odczuwając jej sło-
wa jak wymierzony policzek. - Co jest złego w używaniu
głowy zamiast serca czy innej części ciała, gdy wybiera się
towarzysza życia? To może się opłacać w wielu wypadkach...
- Bo to nie jest prawdziwe, bo to nie jest ciepłe, bo to
jest nieludzkie. Jesteśmy stworzeniami potrzebującymi kochać
i być kochanymi. To jest w nas najwspanialsze.
- Nie zgadzam się. Jesteśmy samoniszczącymi się isto-
tami, działającymi głupio, beznamiętnie.
Zmuszała się do siedzenia w miejscu, do kontrolowania
wyrazu twarzy.
- Takie operacje sprawdzają się w przypadku interesów.
- Takie operacje są trwalsze niż większość małżeństw. Wez
S
R
swoją matkę za...
- Odczep się od mojej matki!
- Dobrze.
Spoglądał na nią, zły na swą potrzebę samoobrony i przekona-
nia jej. Wtedy coś się zmieniło. Uświadomił sobie jej żar, pełnię
emocji, siłę argumentacji, oczy patrzące z moralnym potępieniem,
pałające policzki. Uświadomił sobie coś jeszcze: to była Madi inna
od tej, którą znał. Zniknął gdzieś flirt, kokieteria. Teraz była kobie-
tą silnych emocji i głębokich przekonań.
Lance zaczerpnął powietrza. To była ta Madi, która poprzed-
nio na moment mu się objawiła. Sto razy bardziej ekscytująca, wy-
wierająca tysiąc razy większe wrażenie. Jaka szkoda, że to nie dla nie-
go kobieta.
- Nie przejmuj się - powiedział łagodnie i dobitnie. - Nie
mam zamiaru zmuszać cię do małżeństwa ze mną. Tak czy owak,
oblałaś egzamin.
- Co?
Uśmiechnął się na myśl o podłości tego świata. Ciągłe po-
skramianie jej emocji mogłoby się stać nałogiem.
- Wiedziałem cały czas, że nie nadajesz się do tej pracy, ale
pomyślałem, że możesz spróbować.
- Daj mi spróbować.
Chciała go uderzyć. Oddychając ciężko, trzymała nerwy na
wodzy. Przyrzekła sobie, że nie da mu się zranić i teraz walczyła
jak szalona. Jakie to miało znaczenie, że postanowił wybrać żonę,
jak się wybiera butelkę wina? Nie miało żadnego. Co z tego, że
myślał, iż miłość to tylko głupawy wytwór imaginacji? Nie potrafi-
ła się tym dłużej przejmować.
S
R
Dlaczego więc serce ciągle biło jej tak szybko? Dlaczego
miała suche dłonie, płonące policzki?
 Podłość"- powiedziała sobie. To było to. Nawet mogłaby mieć
trochę zabawy z tym  znajdowaniem żony".
Odetchnęła spokojnie raz, a potem drugi.
- Cieszę się, że sytuacja się wyjaśniła - powiedziała w koń-
cu, próbując nadać głosowi szczerość i lekki ton.
Zdał sobie sprawę, że przyglądał się jej zbyt kuszącym
ustom, i odwrócił wzrok.
- Tak?
- Tak. - Posłała mu najpiękniejszy uśmiech. - W ten sposób
żadna głupia propozycja małżeństwa nie przeszkodzi nam w wy-
konywaniu naszej pracy.
Lance zmarszczył brwi. Gdzie była ta gorąca kobieta, która
patrzyła na niego z dzikim błyskiem w oczach? Zrobiło mu się
żal, potem poczuł odprężenie. Tamta kobieta była zbyt kusząca.
- To, że mamy inne zapatrywania na życie, nie oznacza, że
nie możemy razem pracować.
- Dokładnie.
- Więc pomimo mojej wyrachowanej, neandertalskiej natury
ciągle chcesz pójść ze mną na patrol?
- Absolutnie tak, ale podtrzymuję to, co powiedziałam.
- Dziękuję za odświeżenie pamięci Jesteś gotowa?
Uśmiechnął się do niej. Kąciki ust miał bardzo męskie i bardzo
kontrolował ich ruchy. Madi zaklęła cicho, idąc za nim po trawniku
w kierunku nadmorskiego deptaka. Ten wieczór pokazał jej, jakim
typem człowieka był Lance Alexander.
Chwilowo straciła panowanie nad sobą. To się więcej nie
S
R
powtórzy.
ROZDZIAA CZWARTY
Na końcu deptaka czekały na nich dwa skutery.
- Jezdziłaś na czymś takim przedtem?  zapytał Lance.
Madi pokręciła głową.
- Nie, ale nie będę miała problemów.
- Zwietnie. - Podał jej kluczyki. - Będziemy szukać przez
kilka godzin. Jeśli nie znajdziemy żadnego, wracamy. Zgadzasz
się?
Skinęła głową. Powiedział, żeby trzymała się blisko i jechała
wolno. Ruszyli. Plaża była zupełnie ciemna, słychać było tylko
szum oceanu i warkot skuterów. Madi jechała z tyłu, obserwując
przekazywane jej sygnały: zwolnić, jechać bliżej lub dalej od wy-
dmy.
Po godzinie, nie natknąwszy się nawet na ślad żółwi, zaczęła
czuć, że opuszcza ją odwaga. Właśnie wtedy Lance polecił się
zatrzymać. Ogromne zwierzę pełzło po plaży w kierunku wydmy.
W pierwszej chwili widziała tylko niski, wielki kształt. Po-
deszli bliżej. Jej oczy przyzwyczaiły się do mroku i ujrzała to, co
wielu ludzi starało się uratować - żółwicę.
Nie była przygotowana na ten widok. Na nic cała lektura,
wszystkie ilustracje i zdjęcia, które widziała. %7łółw był o wiele
większy, niż sobie go wyobrażała. Znała wszystkie dane - że naj-
bardziej pospolity, rozmnażający się na Florydzie, osiągający około
sześćdziesięciu centymetrów długości i ważący do osiemdziesięciu
kilogramów, że to zwierzę prehistoryczne, przemierzające morza od
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl