[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swemu koledze z drugiego departamentu, a wówczas wszystkie moje kłopoty miną
bezpowrotnie.
 Dobrze  zgodziłem się.  Postaram się zwabić dyrektora na dzisiejszy występ.
A mistrz zatarł ręce, potem objął mnie, uścisnął i powiedział:
 Jeśli pan zdoła to załatwić i potrafi pan sprowadzić dyrektora Marczaka na moje
przedstawienie, ofiaruję panu w nagrodę... zaskrońca.
 Nie, nie!  zawołałem rozpaczliwie.  Uczynię to bezinteresownie.
Myśl, że będę właścicielem Piotrusia, wydała mi się tak przerażająca, że gotów byłem nie
tylko zrezygnować ze zwabienia Marczaka na występ Cagliostra, ale nawet zabronić mu tam
pójść, gdyby nagle zechciał to zrobić.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi i po chwili weszli Zosia Walczyk i Baśka. Przynieśli mi
zaproszenie na wieczorne harcerskie ognisko.
Obejrzałem zaproszenie. Nie było w nim ani słowa o występach Cagliostra. Ale to właśnie na
tym ognisku miały się odbyć jego występy.
 Zanieście zaproszenie dyrektorowi Marczakowi  poprosiłem Zosię Walczyk i chłopca.
 Ale nie wspominajcie, że na ognisku odbędą się pokazy sztuk magicznych. Dyrektor
Marczak bardzo lubi harcerzy i zapewne chętnie pójdzie na ognisko. Zależy mi, żeby to
uczynił, tylko że on nie cierpi iluzjonistów.
Oboje zaraz poszli do pokoju dyrektora, a ja pozostawiwszy Cagliostra pełnego nadziei, że
będzie miał na swym występie dyrektora Marczaka, pośpieszyłem na podwórzec katedry.
Na ławce pod rozłożystym dębem czekała już panna Ala. Miała ze sobą torbę dość dużych
rozmiarów.
 I co? I co?  dopytywałem się z niecierpliwością.
 Wszystko załatwiłam pomyślnie. Tu jest aparatura, o którą mnie pan prosił  podsunęła
mi ciężką torbę.
Zapukałem do mieszkania kościelnego i wskazując czarny aparat, który w swej torbie
przyniosła mi Ala, poprosiłem o klucz do wież wartowni. Wyjaśniłem kościelnemu, że
chciałbym zrobić kilka zdjęć fotograficznych do swego przewodnika. W pół godziny pózniej
oddałem klucz kościelnemu i poszedłem z Alą na spacer po Fromborku.
Zdawałem sobie sprawę, że to już ostatni dzień mego pobytu w tym uroczym miasteczku.
Jutro wraz z dyrektorem Marczakiem i Pietruszką powrócimy do Warszawy.
 Czy jest pan pewien, że wszystkie wydarzenia potoczą się tak, jak pan to zaplanował? 
zapytała Ala.
 Przecież nie mogę bez przerwy ponosić klęski  roześmiałem się.  Jeśli wolno
magistrowi Pietruszce przeżywać chwile natchnień, to i ja mogę także od czasu do czasu
wpaść na jakiś dobry pomysł.
Byłem dobrej myśli. Lecz trawił mnie niepokój. Z niecierpliwością spoglądałem na zegarek,
oczekując nadejścia wieczoru, który miał przynieść ostatnią rozgrywkę z Waldemarem
Baturą.
Do tej pory to on rozdawał karty, sobie zatrzymując najlepsze. Dziś zmieniły się role. Ale czy
na pewno?
Czy zrobi to, co chcę, aby zrobił? A może na skutek odkrytej zamiany kielichów obudzi się w
nim nieufność? Może nie da się wprowadzić w zastawione przeze mnie sidła?
Rozmyślałem:
 Waldemar Batura, nawet nieufny i podejrzliwy, musi przyjąć karty, które mu podsunąłem.
Nie ma bowiem wyboru. Pietruszce pozostał czas tylko do jutra. Więc jeśli Baturą chce go
uprzedzić, musi biec do trzeciego schowka. A gdy się biegnie, trudno bacznie patrzeć pod
nogi i można łatwo wpaść w pułapkę .
Nad Fromborkiem pojaśniało niebo. Chmury odeszły na północ i jeszcze przez jakiś czas
wisiały nad Mierzeją Wiślaną. Pokazało się słońce  ostre, upalne, sierpniowe.
Ala powiedziała, że As odjechał już specjalną ciężarówką.
 A my, czy zobaczymy się jeszcze kiedyś?  zapytałem.
 Przecież to zależy od nas, prawda?  odpowiedziała.
Kiwnąłem głową i uśmiechnęliśmy się do siebie. Bardzo podobała mi się ta panienka, która
ukończywszy politechnikę była już asystentką wielkiego naukowca, i to w tak ciekawej
dziedzinie. Mnie pasjonowały dzieła sztuki, poszukiwania skarbów i zaginionych zbiorów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl