[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pod pachą zwiniętą rolę. Kiedy zaczęło się ściemniać, po rynku snuło się tam
i z powrotem dziesięć białych zwiniętych egzemplarzy sztuki teatralnej i wszy-
scy, którzy mieli wystąpić w nowym przedstawieniu, zatrzymywali się łaskawie,
120
uśmiechali się, brali te role i potrząsali nimi w powietrzu, niektórzy z nich robili
z tych ról taką papierową lunetę i przykładali ją do oka.
Tak oto bawiły się te dorosłe dzieci, a ja stałem oparty o kolumnę, za mną
znajdował się ciągle oświetlony sklep pana Rehra, z którego płynął ten straszliwy
fetor, nikt tędy nie chodził, mogłem więc bez przeszkód patrzeć i wstydzić się nie-
mal za to, jak towarzystwo, które przychodzi do nas, do browaru, bawi się w akto-
rów, jak się tak jakoś przygotowuje do wieczoru, kiedy naprawdę zaczną się pró-
by. Kiedy pózniej już tylko dzień dzielił nas od głównego przedstawienia, kiedy
towarzystwo nauczyło się już na pamięć swoich ról, przez ten ostatni tydzień ak-
torzy zamiast na rynek chodzili wprost do teatru. Na trzy godziny przed próbą te-
atralną wkładali kostiumy i te stroje, w jakich będą grać, i aby nauczyć się chodzić
w kostiumach, przez rynek do hotelu  Na Książęcym przeszedł w długiej szacie
Otello, pan aptekarz, przytrzymywał sobie srebrną suknię, żeby się nie przewró-
cić, był już przyczerniony na twarzy, w szerokim złocistym pasie, przechadzał się
po rynku tam i z powrotem, potem wszedł do hotelu i zamówił sobie kieliszek na
pokrzepienie. Mamusia przez cały tydzień nawet do kóz chodziła w długiej atła-
sowej sukni, jako Desdemona, odpowiadała ludziom. . .  Rodrigo, a z Wenecji?
I uśmiechała się, i na przemian to była pełna miłości, to znów ogromnie nieszczę-
śliwa, zgodnie z tym, o jakiej sytuacji z tej sztuki myślała. I w tej długiej szacie
przyjechała do miasteczka, umyślnie nie pojechała wprost do teatru, tylko zesko-
czyła i oparła rower o kiosk tytoniowy, i przytrzymując znów suknię, żeby się nie
przewrócić, przechadzała się wieczornym corso, dziwiła się, że nie może znalezć
Otella, pana magistra farmacji, który stał w hotelu  Na Książęcym , trzymał w rę-
ku kieliszek i oznajmiał wszystkim dokoła, że ten Otello to właściwie szlachetny
barbarzyńca i że on go właśnie gra. Pan kierownik natomiast kroczył z rapierem
jako wenecki szlachcic, obracał się i odpowiadał na ukłony, i jego broń stercza-
ła, i pan kierownik przez cały tydzień uczył się chodzić z rapierem i w wysokich
butach i kłaniać się po wenecku kapeluszem, ozdobionym strusim piórem.
Prócz tego zazdrosnego Otella tatuś najbardziej lubił sztukę teatralną, która
nosiła tytuł Cień.
Na tydzień przed przedstawieniem mamusia pożyczyła sobie fotel na kółkach,
bo występując w głównej roli od początku aż do samego końca gra chorą, która
nie jest na stałe skazana na poruszanie się w fotelu na kółkach. A więc mamusia
jezdziła po pokoju w fotelu na kółkach, ja sam przestraszyłem się, kiedy usiłowa-
ła wstać, ale nie udało się jej, tatuś bardzo ochoczo woził ją z pokoju do pokoju,
a mamusia prowadziła sama ze sobą wspaniałe rozmowy, z których wynikało, że
jej mąż jest sławnym malarzem i maluje w pracowni piękne obrazy, ale mamusia
nie może chodzić i bardzo chciałaby wyzdrowieć, żeby móc wpaść do tej pracow-
ni, która znajduje się na przeciwnym krańcu Paryża.
Tatuś wprost promieniał, woził mamusię i przepytywał ją z roli, a ja widzia-
łem, że gdyby to było możliwe, tatuś czułby się ogromnie szczęśliwy, gdyby także
121
mamusia nie mogła chodzić, gdyby przez całe życie jezdziła tak jak w tej sztuce,
która nosiła tytuł Cień.
Musiałem przyznać, że mamusia jest naprawdę aktorką, bo w trzecim akcie,
kiedy siłą woli udało się jej wstać z tego fotela na kółkach, zrozumiałem, że w rze-
czywistości wcale nie byłoby tak, jak to matka grała, a nawet ojciec nagle z całego
serca życzył mamusi, żeby się podniosła, żeby krok za krokiem dowlokła się do
taksówki, a potem z kolei z wolna, stopień po stopniu, wspinała się na górę, gdzie
jednak zobaczyła, że jej mąż żyje tam już z inną kobietą. . . I mamusia, kiedy to
w domu zobaczyła, zgarbiła się cała, załamała i z kuchni powlokła się z wolna
do sieni, i stopień po stopniu zeszła na dziedziniec browaru, opierała się o ściany
i ludzie z browaru myśleli, że mamusię chwycił postrzał, ale mamusia, znowu do-
szczętnie złamana, weszła do pokoju, tatuś podstawił jej fotel na kółkach, a kiedy
mamusia usiadła w tym fotelu i nakryła sobie nogi pledem w kratkę, ojciec zno-
wu się ucieszył, woził matkę z pokoju do pokoju, a mamusia mówiła, że tak już
będzie jezdzić do końca życia. Tak oto przynajmniej przez tydzień ojciec cieszył
się, że widział matkę w takim stanie, w jakim chciałby ją widzieć zawsze.
W ciągu tych lat poznałem wszystkie te sztuki, ale nigdy nie poszedłem do
teatru, aby którąś z nich zobaczyć. Wiedziałem, że gdybym stał tam oparty o jed-
ną, z kolumn, które podtrzymywały balkony, byłbym czerwony nie ze wstydu, ale
z oburzenia, że się coś stanie, że matka zapomni tekstu, że nagle będzie grać coś
innego. Sama myśl o tym, że kurtyna się podniesie i że pojawi się moja matka,
napawała mnie przerażeniem, że zobaczę ją inną, nie taką, jaką ją mieć pragnąłem.
Lubiłem grube matule, które nieustannie przebywały w domu, wiecznie za-
troskane o rodzinę, tak jak ojciec wolałbym mieć raczej matkę na fotelu na kół-
kach niż ciągle roztańczoną, taką, jaką była w rzeczywistości. A poza tym ludzie
z miasta, widząc mnie, poklepywali mnie:  Oho, to syn tej pani, co tak pięknie
gra w teatrze . I odnosili się do mnie tak, jakbym i ja grał w teatrze. Toteż ilekroć
szedłem promenadą albo podążałem ze szkoły czy też do szkoły, wciąż się wsty-
dziłem właśnie z tego powodu, że nigdy nie mogłem w naszym miasteczku być
sam, ludzie pierwsi mnie pozdrawiali i przyjaznie to ten, to ów skinął mi ręką, a ja
ich wcale nie znałem, a jeśli, to tylko z ulicy. Dlatego do miasteczka skradałem
się, dlatego tak chętnie stałem pod arkadami, mając za sobą sklep ze skórkami
i starymi kośćmi niczym anielską straż, pan Rehr był moim Aniołem Stróżem, ten
jego stos kości tam, na tyłach, i fetor skór  to była moja rękojmia, że ludzie
będą mnie omijać. . .
Jednakże owo towarzystwo zespołu teatralnego bawiło się w teatr na swój
sposób, chociaż akcja toczyła się gdzie indziej i inaczej, i w innym czasie.
Tej zimy zaczęły się próby Gimnazjalistki. Do browaru na próby czytane przy-
szły również małżonki panów, którzy przychodzili do nas na świniobicie i kuropa-
twy, i pajdy chleba ze smalcem, a ja siedziałem w kuchni i nie mogłem się ruszyć
122
z miejsca, bo widząc i słysząc to, co widziałem i co słyszałem, traciłem bez mała
władzę w nogach.
Mamusia grała Gimnazjalistkę. Zresztą to, co czytała, zupełnie odpowiadało
wyglądowi mojej mamusi, ale kiedy dowiedziałem się, że grube babsztyle będą
grać jej koleżanki z klasy, to najpierw myślałem, że będą to grać niezupełnie serio,
że będzie to zabawa dla zabawy, ale już po drugiej próbie czytanej spostrzegłem,
że wszystkie kobiety grają zupełnie serio, że mają wrażenie, że nikt inny nie mógł-
by zagrać tych gimnazjalistek lepiej niż one. I wszystkie te tłuste babska starały
się jak mogły i w podskokach biegały po pokoju.
I tak oto począwszy od prób czytanych matka chodziła do teatru jako Tania,
zakochana po uszy w profesorze Sychrawym, tatuś, kiedy ją w domu przepytywał, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl