[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o tym.
Lucy i Harold nie zwracali uwagi na moje podziÄ™kowa­
nia. Lucy ujęła Harolda pod ramię i powiedziała:
- Dziękuję ci, że dla mnie nazwałeś się dziwką.
Harold, czerwony bardziej niż kwiaty na jego koszuli,
odparł:
- No cóż... Nie mogÄ™ po prostu bezczynnie stać, gdy do­
chodzi do przypadków społecznej niesprawiedliwości. Nie
miałem pojęcia, że jesteś taką rebeliantką (słowo do egzaminu
185
SAT oznaczające stawianie oporu władzom, sprzeciwianie się
legalnemu rządowi). Sądziłem, że jesteś raczej... no wiesz,
raczej konformistyczna. Chyba cię nie doceniałem.
- Och, jestem totalnÄ… rebeliantkÄ…- zapewniÅ‚a Lucy, Å›ciska­
jąc go za ramię. - Nigdy nie robi mi się słabo na widok krwi.
No cóż. Niezupełnie w środek, tarczy, ale blisko.
- Słuchaj, Haroldzie - ciągnęła. - Wiem, że w zeszły
weekend byłeś zajęty, ale może chciałbyś pójść ze mną do
kina w ten nadchodzÄ…cy?
- Lucy - rzekł Harold głosem wyższym niż zwykle (albo
dlatego, że był zażenowany, albo dlatego, że Lucy jakoś tak
ocierała się biustem o jego ramię) - naprawdę nie sądzę... To
znaczy uważam, że, hm, powinniÅ›my ograniczyć naszÄ… zna­
jomość do spraw czysto szkolnych.
Lucy puściła jego ramię, jakby nagle ją oparzyło.
- Och - szepnęła takim głosem, jakby teraz to ona miała
ochotę się rozpłakać. - Rozumiem. Okay.
- Bo widzisz - tłumaczył Harold, który chyba czuł się
niezrÄ™cznie - twoi rodzice zatrudnili mnie jako twojego ko­
repetytora. To by było niewłaściwe, gdybyśmy zaczęli się
widywać towarzysko.
Lucy wyglÄ…daÅ‚a na zdruzgotanÄ…. Dopóki Harold nie do­
dał:
- A przynajmniej dopóki nie powtórzysz tych testów.
Spojrzała na niego, jakby nie śmiała uwierzyć w to, co
właśnie usłyszała.
- To znaczy... To znaczy, że jak już zdam na nowo SAT,
będziesz chciał się ze mną spotykać?
- Jeśli będziesz miała ochotę - powiedział Harold takim
tonem, jakby w żaden sposób nie mógł sobie tego wyobrazić.
Tego, że Lucy chciałaby się z nim spotykać.
Co dowodziło, że jeszcze nie zna mojej siostry.
186
Ale sądząc z tego, jak zalśniły jej oczy, kiedy znów wzięła
go pod ramię, będzie miał okazję bardzo dobrze ją poznać.
- Haroldzie - powiedziała Lucy niemal uroczyście - mogę
ci obiecać dwie rzeczy.
Spojrzał na nią jak człowiek, który ma wrażenie, że śni.
A potem jego twarz rozpromieniła się jak wschód słońca nad
rzeką Potomac (nie, żebym go kiedykolwiek widziała, bo kto
przy zdrowych zmysłach wstaje tak wcześnie?) i powiedział:
- Po pierwsze, zawsze będę wyglądać tak świetnie.
Lucy odwzajemniła uśmiech i dodała:
- A po drugie, nigdy ciÄ™ nie opuszczÄ™. Nigdy.
Zaraz. To brzmiało dziwnie znajomo... Hellboy. Mówili
do siebie tekstami z Hellboy a.
Zrozumiałam, że ten związek zapowiada się na bardzo,
bardzo długi.
- To było świetne - odezwała się Debra. - Naprawdę.
A potem podeszła do Jeffa Rothberga, usiadła mu na
kolanach i wsadziła mu język do ust.
PomyÅ›laÅ‚am, że Liceum imienia Adamsa wraca do nor­
malnego życia.
Tyle że teraz lepszego niż kiedyś.
- Naprawdę widziałaś Kris Parks w limuzynie Randoma
Alvareza? - zapytaÅ‚am Lucy, kiedy zadzwoniÅ‚ dzwonek i wra­
całyśmy na lekcje. - Czy tylko zgadywałaś?
Była wciąż półprzytomna ze szczęścia i trudno było ją
zmusić, żeby siÄ™ skupiÅ‚a. Dopiero kiedy parÄ™ razy szturch­
nęłam ją w ramię, doszła do siebie.
- Au. OczywiÅ›cie, że naprawdÄ™ jÄ… widziaÅ‚am w limuzy­
nie. Sądzisz, że kłamałabym w takiej sprawie?
- Szczerze? - spytałam. - Tak, sądzę, że byś skłamała.
Bo limuzyna Randoma ma przyciemniane szyby. Nie mogłaś
widzieć, czy ktoś w niej siedział.
187
- Wiesz co, Sam?  powiedzida Lucy i najdelikatniejszy
z uÅ›miechów zadrgaÅ‚ na jej wargach. - Lepiej skocz do Å‚a­
zienki i zrób coÅ› z wÅ‚osami. Znów ci sterczÄ… z tyÅ‚u i wyglÄ…da­
ją naprawdę głupio. Do zobaczenia po lekcjach.
RuszyÅ‚a korytarzem do swojej klasy, a jej minispódnicz­
ka w szkocką kratę falowała w rytm kroków.
Zrozumiałam, że pewnie nigdy nie dowiem się prawdy.
Ale zrozumiałam też, że to nie miało żadnego znaczenia.
Dziesięć głównych informacji o Camp David, których
prawdopodobnie nie znacie:
10. Camp David, leżący okoÅ‚o stu kilometrów od BiaÅ‚e­
go Domu, w górach Catactin w stanie Maryland, od
1942 roku jest miejscem, gdzie prezydent może
odpoczywać i relaksować siÄ™ z dala od przytÅ‚aczajÄ…­
cego upału i wilgoci Waszyngtonu.
9. Franklin Delano Roosevelt nazwał to miejsce Camp
Shangri-La - od górskiego klasztoru z książki Ja­
mesa Hiltona Zaginiony horyzont.
8. NazwÄ™ Camp David nadaÅ‚ mu w 1953 roku pre­
zydent Eisenhower na cześć swojego wnuka Da-
vida.
7. OÅ›rodek jest obsÅ‚ugiwany przez personel marynar­
ki wojennej, a stałą ochronę zapewniają oddziały
z waszyngtońskiego garnizonu marines.
6. GoÅ›cie przebywajÄ…cy w Camp David mogÄ… korzy­
stać z basenu, pola golfowego, strzelnicy, kortów
tenisowych, terenów jezdzieckich i siłowni.
5. Na Camp David składa się wiele małych domków
rozmieszczonych wokół głównego domu. Domki
188
nazywają się: Dereń, Klon, Jemioła, Brzoza i Róża.
Domek prezydenta nazywa siÄ™ Aspen Lodge.
4. Camp David stał się świadkiem wielu historycznych
międzynarodowych spotkań. To tutaj w czasie II
wojny światowej prezydent Franklin D. Roosevelt
i brytyjski premier Winston Churchill zaplanowali
desant aliantów w Europie.
3. W prezydenckim ośrodku wypoczynkowym odbyły
się także spotkania Eisenhowera z Chruszczowem,
rozmowy na temat Zatoki ZwiÅ„, sesje dotyczÄ…ce stra­
tegii wojny w Wietnamie i inne ważne spotkania
z udziałem zagranicznych dygnitarzy i gości.
2. Prezydent Jimmy Carter wybraÅ‚ go na miejsce spo­
tkania z przywódcami Bliskiego Wschodu, które
doprowadziło do słynnej ugody między Izraelem
a Egiptem.
A oto najważniejsza informacja o Camp David, której
prawdopodobnie nie znacie, że:
1. MiaÅ‚ siÄ™ stać miejscem, w którym ja, Samantha Ma­
dison, po raz pierwszy będę uprawiała seks.
Być może.
14
hcesz jeszcze trochÄ™ sÅ‚odkich ziemniaków, Sam? - za­
pytała pierwsza dama.
C
- Nie, dziękuję - odparłam.
189
Jako osoba bardzo wybredna zawsze mam problem, kie­
dy jem w cudzym domu. Niewiele rzeczy w ogóle lubię,
a ZwiÄ™to DziÄ™kczynienia jest najgorsze, bo nie znoszÄ™ prak­
tycznie żadnej potrawy, jaką kiedykolwiek jedli pielgrzymi.
Nie cierpię sosu do indyka. Człowiek nie zna nawet połowy
jego składników, a tych kilka, które może zidentyfikować,
jak rodzynki, to istne paskudztwo.
Nie jadam niczego czerwonego, pomijajÄ…c keczup i sos
do pizzy, co automatycznie wyklucza wszystkie potrawy z po­
midorami. To samo dotyczy żurawin. I - fuj! - buraczków.
BrzydzÄ… mnie wszystkie warzywa. Nie biorÄ™ do ust zielo­
nego groszku, pieczonej marchewki, fasolki szparagowej ani
- ohyda! - brukselki.
Nie jestem też specjalną fanką indyka, bo lubię tylko
ciemne miÄ™so. A że wszyscy uważajÄ… je za najgorsze, wiecz­
nie podtykają mi kawałki piersi, czyli białe mięso, którego
nie cierpiÄ™, bo nawet przyrzÄ…dzone przez szefa kuchni BiaÅ‚e­
go Domu jest jakieÅ› takie... obrzydliwe.
W mojej rodzinie wszyscy się przyzwyczaili, że w Zwięto
DziÄ™kczynienia zamiast obiadu jem kanapkÄ™ z masÅ‚em orze­
chowym, którÄ… babcia zawsze dla mnie przygotowuje, odci­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl