[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tymi ciemnymi oknami czaiły się
wszystkie kłopoty, którym ona
sama musi dać radę.
- Otupcie dobrze nogi -
powiedziała do wnuków głosem
nabrzmiałym łzami.
- Po co w to wierzysz? - Ania
i Piotruś objęli babcię.
Przełknzęła łzy.
- Bo nie potrafię inaczej.
Kochacie waszą babcię, prawda?
- Jeszcze jak - odrzekły
żarliwie blizniaki. - Ze
wszystkich sił.
- I moje ciasta są lepsze niż
ciasteczka od Dzidka, prawda?
Tamte to od biedy można wieszać
na choince, bo niemal w każdym
zapieczony jest włos samego
Dzidka. Poznać, że to jego, bo
Dzidek jest jedynym ciemnowłosym
cukiernikiem w naszym
miasteczku. Kochacie mnie? -
upewniła się jeszcze raz.
- Jeszcze jak - powtórzyły
bliznięta.
- Moje aniołeczki - wzruszyła
się znów usłyszawszy
zapewnienie. - Ale co to siedzi
pod drzwiami? Takie małe i
czarne?
- To Kruczek. Nasz Kruczek!
- Dobra psina - pochwaliła
psa, ten z wdzięczności
załomotał ogonem o podłogę
ganku. - Poczciwina.
Pomyślała, że z takimk
kochanymi wnukami i takim
wiernym psem lżej zniesie
kłopoty czające się ze
wszystkich stron.
Tymczasem babcia Pieczarkowska
nie musiała się podtrzymywać na
duchu, nie musiała ganić
niczego, co pochodziło z domu z
białym gankiem. Nawet bardzo
chwaliła ciasto pani Witkowskiej
i pogodnie oświadczyła całej
rodzinie, że ona takiego nigdy w
życiu nie upiekła i pewnie nie
upiecze, bo do tego trzeba mieć
talent. Babcia Pieczarkowska
poszła spać spokojnie,
sprawdziwszy uprzednio, czy
wszystkie nieodrodne wnuczki
oraz Tomek są ciepło okryci.
Ułożyła się na wznak, okryła
kołdrą, ręce wyciągnęła
równiutko wzdłuż boków i zapadła
w pokrzepiający sen, który miał
ją doprowadzić do następnego
dnia.
* * *
W ciągu pierwszych dwóch
tygodni lutego spełniły się
wszystkie karciane
przepowiednie. Część rodziny
miała również okazję przekonać
się o prawdziwości swoich snów.
W pierwszy poniedziałek lutego
do drzwi domu z drewnianym
gankiem zastukał ośnieżony
listonosz z emeryturą dla
dziadka i pieniążkami dla
Małgosi. Pieniądze przysłała
druga babcia, mama taty. Był to
spózniony prezent urodzinowy.
- Hurra! - wrzasnęła Małgosia.
- Wiedziałam, wiedziałam, że tak
się stanie. Przecież karty
przepowiedziały mi pieniądze.
Skakała po przedpokoju,
rzucając się wszystkim na szyję
i wykrzykując słowa podzięki pod
adresem drugiej babci.
- %7łyczę wam wszystkim takich
snów jak moje! - wołała. - %7łyczę
wam dobrych, najlepszych snów.
- Przecież nie idziemy jeszcze
spać - wzruszył ramionami Tomek.
Był poirytowany, bardzo
potrzebował pieniędzy.
Małgosia zatrzymała się w
skoku.
- Zazdrościsz mi, co? Widać,
że mi zazdrościsz.
- Też coś - obruszył się, ale
niezbyt mocno, żeby nie
zauważyła, jak bardzo w gruncie
rzeczy zazdrości. W tym, co
poczuł, odnalazł nie tylko to
niedobre uczucie, ale również
trochę smutku, jakby w
najbliższym czasie w ogóle nic
go nie czekało. Ani dobrego, ani
złego.
- No i widzicie - uśmiechała
się łagodnie babcia. - I
pomyśleć, że są tacy, którzy nie
wierzą w karty.
Dziadek schował emeryturę do
szuflady i poszedł do magla
porozmawiać z brunetką. Na
przekór wróżbom chciał ją jednak
zaprosić na kawę, ale los mu nie
sprzyjał. Przesiedział w maglu
całe dwie godziny namawiając
brunetkę ze wszystkich sił, ale
kobieta wytłumaczyła się chorym
woreczkiem żółciowym. Dziadziuś
mamrocząc, że jest potrzebny
tylko do wypisywania recept,
zapisał odpowiedni lek, wrócił
do domu, położył na stole stos
wymaglowanej bielizny i ogłosił:
- To były ostatnie wróżby, na
jakie dałem się namówić! Przez
te głupoty człowiek traci
pewność siebie i wiadomo, że nic
mu się nie powiedzie. Ludzie
wierzący w karty są ludzmi
ograniczonymi. Cóż to są w końcu
karty? Jakieś tam obrazki i nic
więcej. Równie dobrze mógłbym
sobie wróżyć z etykietek na
pudełkach od zapałek. Wszystko
to jest umowne, ale ja ani myślę
więcej się z tym czymś umawiać.
Idę do siebie.
- Nie przejmujcie się - rzekła
babcia do wnuków. - Dziadek bywa
gwałtowny, zwłaszcza wtedy, gdy
los nie chce mu się
podporządkować. Z jednej strony
jest człowiekiem łagodnym, a z
drugiej sprzeciwia się losowi
bardzo ostro. Taki stosunek
dziadziusia do losu nie jest
nowy... jest stary jak sam
dziadziuś.
- Babciu - Małgosia rozłożyła
na stole pieniądze i przyglądała
im się wszystkim razem i każdemu
banknotowi oddzielnie. Czy
wiesz, że ja w tej chwioli mam
dziwny stosunek do tych
pieniędzy? Tak bym je wydała na
coś ładnego i tak mi żal.
- Więc jeszcze je trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl