[ Pobierz całość w formacie PDF ]

też świadkiem rozkwitu jej talentu.
Pięć lat, pomyślał. Pięć lat, i teraz w końcu ją
ma. Ale stanowczo za mało. Bywają wieczory, gdy
obowiązki trzymają go do pózna i gdy zmuszony
jest wracać do siebie, do wÅ‚asnego, pustego miesz­
kania, wiedzÄ…c, że Ruth Å›pi daleko od niego, w in­
nym łóżku.
Zastanawiał się, czy teraz, ponieważ tak długo
na nią czekał, nie stał się bardziej niecierpliwy.
Codziennie musiał z sobą walczyć, żeby jej nie
ponaglać do zamieszkania razem. Nawet nie za­
mierzał jej mówić, że ją kocha, a już na pewno
nie w tak bezbarwny, wyzuty z wdzięku i niczym
nie ubarwiony sposób, w jaki to w końcu zrobił.
ParaliżowaÅ‚ go strach, jeszcze zanim odwzaje­
mniła mu miłość. A strach był dla niego czymś
zupełnie nowym.
JakaÅ› część jego istoty buntowaÅ‚a siÄ™ przeciw­
ko wÅ‚adzy, jakÄ… nad nim miaÅ‚a. DotÄ…d żadna ko­
bieta nie absorbowała tak bez reszty jego myśli.
A i tak do części jej osobowoÅ›ci nie miaÅ‚ dostÄ™­
pu. Zadręczał się i wściekał.
TANIEC MARZEC 217
ChciaÅ‚ jÄ… mieć bez ograniczeÅ„, bez żadnych taje­
mnic. Im dłużej trwał ich związek, tym trudniej mu
było nie wywierać na nią presji i nie żądać od niej
wiÄ™cej. Nawet teraz, choć byÅ‚ zajÄ™ty pracÄ…, wie­
dział, że siedzi w zaciemnionej części widowni.
Czuł jej obecność.
Gdy wreszcie nagrywanie dobiegło końca, odbył
jeszcze krótką rozmowę z reżyserem. Tancerze
opuszczali scenę. Ruth podniosła się z miejsca
i podeszła bliżej. Muzycy rozmawiali między sobą,
prostowali i rozciągali obolałe plecy.
- Za godzinę proszę z powrotem - zawołał do
nich Nick, sÅ‚yszÄ…c w odpowiedzi pomruk niezado­
wolenia.
Kamerzyści wyłączyli lampy o wielkiej mocy
i temperatura wyraznie opadła. Ekipa rozmawiała
o pobliskim wÅ‚oskim barze i o sandwiczach z pie­
czenia. Nick uchylił się od propozycji dołączenia do
nich. Z kolei jego propozycja zjedzenia jogurtu
w kantynie spotkaÅ‚a siÄ™ z ich zdecydowanym i jed­
nogłośnym protestem.
- No jak? - Objął Ruth, gdy tylko weszła na
scenÄ™. - Co o tym sÄ…dzisz?
- To było wspaniałe - odpowiedziała szczerze.
Starała się nie myśleć o rozmowie z Nadine. -
Masz wyrazną smykałkę do tego, co amerykańskie.
- Zawsze wiedziaÅ‚em, że byÅ‚bym Å›wietnym kow­
bojem. - WyszczerzyÅ‚ zÄ™by w uÅ›miechu i chwyciÅ‚ po­
rzucony kowbojski kapelusz. Zamaszystym ruchem
2 1 8 TANIEC MARZEC
nasadziÅ‚ go sobie na gÅ‚owÄ™. - Jeszcze tylko potrze­
bujÄ™ kolta.
Ruth roześmiała się.
- Dobrze w tym wyglÄ…dasz - stwierdziÅ‚a, nasu­
wając mu kapelusz bardziej na czoło, - Czy w Rosji
mają kowbojów?
- Kozaków - odparł. - To niezupełnie to samo.
- Uśmiechnął się. - Jesteś głodna. Mamy godzinę
przerwy.
- Dobrze.
- WezmÄ™ coÅ› i pójdziemy z tym do mnie na gó­
rę. Chcę pobyć z tobą sam na sam.
Nie minęło dziesięć minut, jak Nick zamknął za
nimi drzwi gabinetu.
- Nie sÄ…dzisz, że do tak wyrafinowanego jedze­
nia przydałaby się muzyka? - Podszedł do stereo.
Ruth odstawiła ich miseczki z owocową sałatką,
czekając, aż nastawi cicho Rimskiego-Korsakowa.
- Zaczniemy od tego. - Nick wziÄ…Å‚ jÄ… w ramio­
na. ZÅ‚akniona, podniosÅ‚a gÅ‚owÄ™, czekajÄ…c na poca­
Å‚unek.
Już to oczekiwanie na nią rozpaliło w nim ogień.
Pomrukując, zanurzył palce w jej włosach i niemal
rzucił się na nią. Jej usta był spragnione, prawie
agresywne. Drżała z pożądania. Wsunęła ręce pod
jego bluzÄ™, a on jak oszalaÅ‚y caÅ‚owaÅ‚ jej twarz; wy­
gięła ku niemu wargi.
- Pocałuj mnie - zażądała.
Pocałunek był gwałtowny. Jak gdyby w to jedno-
TANIEC MARZEC 219
razowe spotkanie warg przelał swoje wszystkie
pragnienia. Kiedy oderwał się od niej, była bez tchu
i chciała więcej. Złapał zębami jej wargę, aż jęknęła
z rozkoszy. Potem całował ją coraz goręcej, aż do
utraty przytomności. Ruth mruczała coś bez składu,
czekając, aż zacznie jej dotykać.
Jakby czytając w jej myślach, położył rękę na jej
piersi. Wzdrygnęła siÄ™, gdy szorstki materiaÅ‚ baweÅ‚­
nianej bluzki podrażnił jej skórę. Jednym ruchem
rÄ™ki Nick wyszarpnÄ…Å‚ bluzkÄ™ spod paska jej dżin­
sów. Powędrował palcami do góry i dotknął nagiej
skóry. Oboje wstrzymali oddech.
Kiedy zadzwoniÅ‚ telefon, Nick rzuciÅ‚ caÅ‚Ä… wiÄ…­
zankę przekleństw. Odwrócił się błyskawicznie
i niemal szarpnął słuchawkę.
- O co chodzi?
Ruth westchnęła i usiadła. Drżały jej kolana.
- Nie mogę się z nim teraz zobaczyć. - Słyszała
wczeÅ›niej ten ostry, niecierpliwy ton i lekko współ­
czuÅ‚a rozmówcy. - Nie, to on może zaczekać. Je­
stem zajęty, Nadine.
Ruth drgnęła. Nikt nigdy nie odważyłby się
rozmawiać w taki sposób z Nadine. Nikt, poza
Davidovem.
- Tak, wiem o tym. No wiÄ™c za dwadzieÅ›cia mi­
nut. Nie, za dwadzieścia. - Odłożył słuchawkę
z niechÄ™ciÄ…. Kiedy odwróciÅ‚ siÄ™ do Ruth, miaÅ‚ jesz­
cze złe spojrzenie. - Ktoś chce sypnąć pieniędzmi
i moja obecność jest niezbędna. - Zaklął i wsunął
220 TANIEC MARZEC
ręce do kieszeni. - Czasami te sprawy pieniężne
doprowadzają mnie do szału. Trzeba się przymilać,
żeby wydrzeć trochę grosza. Kiedyś wystarczyło
tylko tańczyć. Teraz to za mało. Mamy niewiele
czasu, Ruth.
- Siadaj i jedz - powiedziała, chcąc, żeby się
uspokoił. - Dwadzieścia minut to dość dużo.
- Nie mówię wyłącznie o dniu dzisiejszym! -
Narosła w nim złość. - Chciałem być razem z tobą
wczoraj wieczorem i nic z tego nie wyszÅ‚o! Potrze­
buję więcej, więcej niż kilka chwil w ciągu dnia
i kilka nocy w tygodniu.
- Nick... - zaczęła, ale jej przerwał.
- ChcÄ™, żebyÅ› siÄ™ do mnie przeprowadziÅ‚a. Za­
mieszkała ze mną.
Cokolwiek chciaÅ‚a powiedzieć, uciekÅ‚o jej z gÅ‚o­
wy. Stał nad nią, wściekły i żądający.
- Przeprowadzić się do ciebie? - powtórzyła
bezmyślnie.
- Tak. Dzisiaj. Wieczorem.
Była zupełnie skołowana.
- Do twojego mieszkania?
- Tak. - PociÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… niecierpliwym gestem
i postawił na nogi. - Ja nie mogę... nie będę... nie
zniosę powrotów do pustego domu. - Chwycił ją
w objęcia. - Chcę cię mieć u siebie.
- Zamieszkać z tobÄ… - powtórzyÅ‚a znowu, pil­
nując się, żeby jej nie poniosło. - Moje rzeczy...
TANIEC MARZEC 221
- Zabierz swoje rzeczy. - PotrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ…. - %7Å‚a­
den problem.
Ruth wsunęła między nich rękę i odsunęła się.
- Musisz mi dać czas do namysłu.
- Do licha, nad czym tu siÄ™ namyÅ›lać? - Zdra­
dzaÅ‚ objawy poważnego wzburzenia, klnÄ…c po an­
gielsku. Nawet tego nie odnotowała, tak bardzo
była oszołomiona. Powinien ją przygotować, zanim
poprosi, by podjęła tak ważny krok, a już na pewno
nie była przygotowana, że podniesie na nią głos.
- Odczuwam taką potrzebę - odparowała. -
Chcesz, żebym zmieniÅ‚a życie, zrezygnowaÅ‚a z je­
dynego własnego domu, jaki kiedykolwiek miałam.
- Proszę, żebyś dzieliła ze mną dom. Nie mogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl