[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedyś młody motorzysta, który przez miesiąc mieszkał w tej kabinie, żartował przy obiedzie:
 Ta kabina jest tak mała, że gdy miałem erekcję, musiałem otwierać drzwi na korytarz .
Praktykanci zdjęli swoje rzeczy z najwyższej koi, poupychali gdzie się dało i Filipińczyk
mógł pójść spać. Następnego dnia, gdy praktykanci jedli obiad, Filipińczyk, nie pytając nikogo o
zgodę, zdjął wieżę stereofoniczną jednego z nich i na jej miejscu, tuż przy umywalce, ustawił
ołtarzyk. Normalny zminiaturyzowany kościelny ołtarz. Ze schodami, krzyżem, na którym wisiał
miniaturowy Chrystus z przerobionej lalki Ken, przybity miniaturowymi gwozdziami i w
miniaturowej koronie cierniowej, zrobionej z cienkiego sznurka usztywnionego pastą do butów i
kawałków wykałaczek. Wokół krzyża zwisał czarny przewód z czerwonymi i oliwkowymi diodami,
które migotały nieregularnie. Bateria zasilająca diody leżała przy figurze klęczącej Matki Boskiej,
zrobionej z lalki o skośnych oczach. Lalka była owinięta skrawkiem białego płótna spiętego agrafką
na plecach i w miejscu, gdzie sterczały nieproporcjonalnie duże piersi, namalowane zostało
czerwoną farbą duże serce przebite cierniami.
Gdy praktykanci wrócili z obiadu, Filipińczyk klęczał i modli! się na głos, kolorowe diody
migotały na miniaturowym ołtarzyku, a cała kabina wypełniona była dymem kadzidła, które tliło
się w szklance do płukania ust stojącej na umywalce.
Filipińczyk okazał się ortodoksyjnym katolikiem - popołudniowa modlitwa należała do
rytuału dnia powszedniego. Nie mógł zrozumieć, że oni inaczej wyobrażają sobie wiarę w Boga.
Wyciągał z kieszeni portfel, w którym nosił zdjęcie papieża, i całował je przy nich.
Gdy wiadomość rozniosła się po statku, wszyscy przychodzili do kabiny praktykantów i
tylko kiwali głowami, a Filipińczyk siedział na najwyższej koi pod sufitem i uśmiechał się dumny, i
składał ręce do modlitwy.
Filipińczyk był dobrym rybakiem. Potrafił jak oni godzinami patroszyć dorsze, zawsze
chętnie przynosił, zapalał i wkładał w usta papierosy i zawsze śmiał się, gdy inni się śmiali. Po
trzech tygodniach umiał we właściwym momencie powiedzieć  kurwa i na prośbę praktykantów
zrezygnował z palenia kadzidła w kabinie. Zaczęto go nawet lubić i zapraszać na pornosy do kabiny
elektryka. Ale po tygodniu zrezygnowano, bo w trakcie projekcji dyszał z podniecenia tak głośno,
że robiło się jakoś tak nieswojo.
Po sześciu tygodniach elektryk przyłapał Filipińczyka na dziobie.
To wtedy przyszedł do kabiny, wywołał go na korytarz i powiedział:
- Słuchaj, %7łółty chodzi po dziobie ze spuszczonymi spodniami i pokazuje światu swoją
fujarę! Jak Boga kocham. Naprawdę. Właśnie wracam z dziobu. Normalny exi! Tego tylko nam
brakowało.
To było oczywiście absurdalne. Ekshibicjonista na  rybaku ! Steward, który dzielił kabinę z
elektrykiem, zaraz dodał:  Katolicki ekshibicjonista na rybaku . Z drugiej strony, dlaczego akurat
wszyscy spośród przypadkowo zebranych ponad osiemdziesięciu mężczyzn odsuniętych na długie
miesiące od normalnego seksu mają być heteroseksualni i jak to mawiała Alicja,  katolicko-
heteroseksualnie poprawni? .
To, że elektryk nie zareagował natychmiast i udawał przy Filipińczyku, że przygląda się
jego fujarze, zachęciło go do powtórki.
Czyhali na niego. Prosił, aby tego nie robili. Nie usłuchali. Polowali na niego. Tego dnia jak
zwykle zaczaili się po kolacji. Było już ciemno. Elektryk wyszedł z papierosem w ustach na dziób.
Filipińczyk wyłonił się w pewnej chwili z ciemności i stanął przy windzie. Wtedy zapalili
wszystkie reflektory na dziobie, łącznie z tym najsilniejszym przy bomie ładunkowym, i skierowali
na Filipińczyka, stojącego z opuszczonymi do ziemi spodniami. Pierwszy mechanik włączył syrenę
alarmową, a praktykanci zaczęli krzyczeć po angielsku przez megafony. Filipińczyk był tak
przerażony, że zaczął oddawać mocz. Stał ze sterczącym prąciem i sikał trzęsąc się przy tym jak
epileptyk. Niespodziewanie podniósł spodnie, podbiegł do burty i skoczył.
Gdy wciągnęli go na pokład, był tak wychłodzony, że lekarz wątpił, czy przeżyje. Przeżył.
Odstawili go pośpiesznie do Anchorage. Dwaj sanitariusze amerykańskiego Blue Cross znieśli go
na noszach do szpitalnego ambulansu, który podjechał pod statek. Praktykanci taszczyli za nim
zapakowany w karton miniaturowy ołtarzyk. Kapitan wystąpił do izby morskiej, aby pierwszego
mechanika ukarać odebraniem licencji za  bezzasadne, narażające życie członka załogi użycie
syreny alarmowej . Do elektryka już nikt do końca rejsu nie przyszedł na pornosy.
Chociaż o incydencie z Filipińczykiem wszyscy chcieli jak najszybciej zapomnieć i nie
wracali do tego, to właśnie po tym rejsie pierwszy raz tak prawdziwie głęboko i poruszająco roz-
mawiał na temat Boga.
Wracał z łowisk do Polski. Siedział w samolocie z Anchorage do Moskwy - ostatnio często
wynajmuje się całe załogi obcym banderom i transportuje się je na statek samolotami - w pierwszej
klasie, obok kapitana, którego znał jeszcze z rejsów szkolnych. Prawdziwa legenda polskiego
rybołówstwa. Po Królewskiej Szkole Morskiej w Szkocji, ponad czterdziestu latach pływania i po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl