[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zboczu klifu. Unosiła się w górę na dyszach wyrzucających z siebie wodę, która spadała z powrotem
do morza z wysokości setek stóp.
Zaphod uśmiechnął się na myśl o tym, jak wygląda.
Zupełnie absurdalny środek lokomocji, ale i zupełnie zachwycający.
Na szczycie klifu kula zachybotała się na chwilę, przesunęła do ogrodzonej rampy, potoczyła w dół do
małej, wklęsłej platformy i tam znieruchomiała.
przywitany ogromnym aplauzem, Zaphod Beeblebrox wyszedł z kuli w swojej pomarańczowej,
jaśniejącej w świetle szarfie na szyi.
Prezydent Galaktyki był na miejscu. Zaphod poczekał, aż ucichną oklaski i podniósł rękę w geście
pozdrowienia.
- Cześć! - powiedział.
Rządowy pająk przysunął się bokiem do niego i spróbował wcisnąć mu do rąk egzemplarz
pośpiesznie przygotowanego przemówienia. Strony od trzeciej do siódmej wersji oryginalnej
znajdowały się w tym momencie na powierzchni morza Damograna jakieś pięć mil od zatoki i płynęły
sobie powoli. Strony pierwsza i druga zostały uratowane przez damograńskiego liściastego orła
grzebieniastego, który włączył je już w swoją zadziwiającą, nową formę gniazda, którą właśnie znalazł.
Gniazdo zbudowane zostało głównie z papiermache i było praktycznie niemożliwe, aby świeżo wyklute
pisklę orła mogło się z niego wydostać. Damograński liściasty orzeł grzebieniasty słyszał o pojęciu
przetrwania gatunków, ale nie chciał zaprzątać sobie tym głowy.
Zaphod Beeblebrox wiedział, że nie będzie potrzebował żadnego przemówienia i delikatnie odsunął
podawany przez pająka egzemplarz.
- Cześć! - powiedział znowu.
Wszyscy rozpromienili się na jego widok - albo przynajmniej prawie wszyscy. Zaphod odnalazł w
tłumie Trillian. Trillian była dziewczyną, którą niedawno poderwał podczas rozrywkowej wizyty
incognito na jakiejś planecie. Była smukła, śniada i humanoidalna,
miała długie, falujące czarne włosy, pełne usta, mały, zabawny nosek i idiotycznie brązowe oczy. W
czerwonym szaliku zawiązanym na głowie w ten szczególny sposób i długiej, powiewnej, brązowej
sukni przypominała trochę Arabkę. Nie, żeby ktoś słyszał tam kiedykolwiek o Arabach. Arabowie
właśnie ostatnio przestali istnieć, a nawet kiedy istnieli, byli o pięćset tysięcy lat świetlnych oddaleni od
Damograna. Trillian nie była nikim szczególnym, a przynajmniej tak twierdził Zaphod. Po prostu
spędzała z nim dosyć dużo czasu i mówiła, co o nim myśli.
- Cześć, kochanie - powiedział do niej.
Trillian rzuciła mu szybki, powściągliwy uśmiech i odwróciła wzrok. Po chwili znów na niego spojrzała,
tym razem z cieplejszym uśmiechem, ale Zaphod w tym momencie patrzył już na coś innego.
- Cześć! - powiedział do niewielkiej grupki stworzeń z prasy, które stały obok, życząc sobie, żeby
przestał wreszcie powtarzać w kółko "cześć" i rzucił jakimś powiedzonkiem, które będzie można
zacytować.
Zaphod uśmiechnął się do nich szczególnie szeroko, bo wiedział, że już za kilka minut usłyszą od
niego zupełnie niesamowity cytat.
Jednakże następna rzecz, jaką powiedział, nie nadawała się do wykorzystania. Jeden ze
zgromadzonych tam drażliwych wysokich urzędników doszedł do wniosku, że prezydent najwyrazniej
nie jest w nastroju, aby przeczytać znakomite, starannie dla niego przygotowane przemówienie,
wobec czego przesunął przełącznik zdalnie sterującego urządzenia znajdującego się w jego kieszeni.
Daleko przed nimi odcinająca się od nieba
olbrzymia biała kopuła pękła w połowie, rozdzieliła się na dwie części i powoli opadła na ziemię.
Wszyscy westchnęli na ten widok, chociaż doskonale wiedzieli, jak to będzie wyglądało - sami
zbudowali tę kopułę.
Pod nią znajdował się ogromny statek międzygwiezdny o wytwornym kształcie trampka, długości stu
pięćdziesięciu metrów, dziewiczo biały i niesamowicie piękny. W jego sercu niewidocznym dla oczu,
spoczywało niewielkie pudełko ze złota zawierające urządzenie, na myśl o którym mózg stawał dęba.
Najbardziej nieprawdopodobne urządzenie, jakie można sobie wyobrazić; urządzenie, które sprawiało,
że statek ten był unikatem w całej historii Galaktyki i któremu zawdzięczał swoją nazwę: "Złote Serce".
- O rany! - powiedział Zaphod Beeblebrox do "Złotego Serca". Nic innego nie przychodziło mu do
głowy. Powtórzył to jeszcze raz, bo wiedział, że zdenerwuje to prasę. - O rany!
Tłum wyczekująco odwrócił twarze w jego kierunku. Zaphod mrugnął do Trillian, która uniosła brwi i
spojrzała na niego rozszerzonymi oczami. Wiedziała, co za chwilę powie, i uważała go za okropnego
efekciarza.
- To jest naprawdę zadziwiające - rzekł. - To jest naprawdę absolutnie zadziwiające. To jest tak
zadziwiająco zadziwiające, że chyba chciałbym to ukraść!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]