[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otworzył i spojrzał na jej piersi.
- Jake, proszę, chcę tego. - Zakrył ją sobą przed światem i czas się zatrzymał.
- Dobrze się czujesz?
- Pojęcia nie mam. Zapytaj za minutę, kiedy mój mózg zacznie działać - zaśmiała
się cicho.
Jake podparł się na ramieniu i przyjrzał swojej towarzyszce z niekłamaną przy-
jemnością.
- Masz brokat we włosach - mruknęła, gładząc go po głowie.
- To efekty działalności twojej córki - wyjaśnił rozbawiony. - Uznała, że posypie
mnie czarodziejskim pyłem. To mi zapewni bogactwo.
- Idz złoto do złota - zaśmiała się.
- Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jaka jesteś śliczna? - Obrysowywał palcami
kontur jej piersi.
- Jak to jest, że wykarmiłam troje dzieci, a pieszczoty piersi nadal działają na mnie
erotycznie? - spytała leniwie.
- Nie wiem, ale może to dotyczy tylko jednej? Powinniśmy przeprowadzić podob-
ne doświadczenie na drugiej.
- Idiota - mruknęła z czułością.
Wtedy zamknął jej usta pocałunkiem i już po chwili zabrakło jej słów, zapomniała
nawet, jak ma na imię, zapomniała też, dlaczego romans z nim jest tak niebezpieczny,
R
L
T
nierozsądny. Jeszcze raz wydała siebie na pieszczotę jego palców, ciepło ust, dotyk sil-
nego ciała, który może doprowadzić na skraj szaleństwa.
Przez cały kolejny tydzień, gdy biuro było zamknięte, a gosposia korzystała z
urlopu, spędzali dni w ten sam sposób, popadając w bezpieczną rutynę.
Rano razem jedli śniadanie, potem wyprowadzali psa, układali Thomasa na przed-
południową drzemkę i wreszcie Jake szedł do biura popracować, a Amelia rozkładała się
z laptopem w pobliżu dzieci, które znajdowały wciąż nowe rozrywki w sali zabaw.
Jake wracał na lunch, jedli wszyscy razem i po dłuższym odpoczynku on wracał do
pracy, a oni szli na basen popływać. Wieczorem Amelia przygotowywała kolację, ukła-
dała dzieci spać, aż wreszcie nadchodziła pora, która była tylko dla nich. Wypijali wino
przed kominkiem i szli do jego sypialni.
Nie zostawała na całą noc ze względu na dzieci, kochali się długo, niespiesznie,
czule, aż po rozkosznej wspinaczce Amelia wpadała w wir orgazmu.
Oboje wiedzieli, że to nie może trwać w nieskończoność.
- Muszę znalezć dom - oznajmiła, gdy w sylwestra o północy stali na poddaszu,
oglądając pokaz noworocznych fajerwerków. - Nowy Rok, nowy początek. Mam pracę,
czas obdzwonić agencje i dowiedzieć się, jakie mają propozycje.
- Nie musisz się wyprowadzać - powiedział cicho. - Wręcz przeciwnie. Mogłabyś
się wprowadzić, ty i dzieci. Ze wszystkim, na stałe.
- Proponujesz, żebyśmy zamieszkali razem?
- Tak.
- Nie, nie mogę. - Energicznie pokręciła głową. - Nie chcę już nigdy więcej zależeć
od kogoś, powierzyć innej osobie losu moich dzieci. Za wiele przeżyły, nie mogę ich na-
rażać na kolejne rozstania, zmiany. Zrozum. To nie ma nic wspólnego z tobą. Zresztą,
dziękuję za przemiłą propozycję, ale nie wierzę, że naprawdę tego chcesz.
- Przemiła propozycja? - Widać było, że nie spodziewał się takiej reakcji. - To nie
uprzejmość, Amelio. Pragnę cię. Potrzebuję cię. Myślałem... Do diabła, przecież nam
dobrze razem!
R
L
T
- Masz rację. Zwietnie się dogadujemy, ale nie zrezygnuję z własnej niezależności.
Powinieneś to rozumieć. Obiecałam sobie, że nigdy żaden mężczyzna nie będzie miał
nade mną władzy.
- O czym ty mówisz, Amelio? Chcę dzielić z tobą życie. Nie miałbym nad tobą
większej władzy niż ty nade mną.
- Tak ci się wydaje. Przecież mieszkam w twoim domu, zarabiam pieniądze w
twojej firmie, można powiedzieć, że stawiam wszystko na jedną kartę. To zły pomysł.
- Tylko wtedy, kiedy przeciwnik gra z nami znaczoną talią. Znajdz inną pracę, jeśli
naprawdę będziesz się z tym lepiej czuła, chociaż niechętnie zrezygnuję z dobrej tłuma-
czki. Nie wycofuj się ze związku, który może być bardzo dobry, tylko z obawy przed hi-
potetycznym zranieniem.
- Skąd mam wiedzieć, Jake? Jak się przekonać, czy nam się uda?
- Trzeba w to wierzyć - szepnął, przytulając ją do siebie. - Trzeba wierzyć i starać
się ze wszystkich sił. Jeśli dwoje ludzi bardzo czegoś chce i ma trochę szczęścia,
wszystko się udaje.
- A jeśli nie? Co się stanie, kiedy odkryjemy, że jesteśmy innymi ludzmi, niż nam
się wydawało?
- Może za bardzo na ciebie naciskam - przyznał. - Przynajmniej przemyśl to. Nie
skreślaj nas z góry.
Dajmy sobie trochę czasu. Wyprowadz się, skoro tego potrzebujesz, ale spotykaj-
my się, umawiajmy się na kolacje, zabierajmy dzieci...
- Nie - przerwała. - Nie chcę, aby dzieci zaczęły cię traktować jak stały punkt swo-
jego życia. Teraz jest inaczej. Wyświadczasz nam przysługę, układ jest tymczasowy, one
to rozumieją. Ale co będzie, jeśli się wprowadzimy, będą tu szczęśliwe, a potem nagle
trach! Stracą grunt pod nogami.
Chciało jej się płakać, więc odwróciła się.
- Przepraszam, Jake. Było cudownie, ale nie będzie dalszego ciągu. Możemy to
skończyć z chwilą, gdy się wyprowadzę, albo już teraz. Twój wybór.
- Więc chodzmy do łóżka. - Głos mu drżał. - Jeśli mam cię tylko na trochę, chcę się
cieszyć każdą chwilą.
R
L
T
Miał wrażenie, że oszaleje. Kochać się z nią, wiedząc, że to może być ostatni raz,
że ją nieodwołalnie straci - to nie do wytrzymania. Jednak zawsze zwyciężała chęć wzię-
cia jej w ramiona, pokazania jej, jakim bezcennym skarbem jest dla niego.
Był głupcem, wyobrażając sobie, że jego uczucie pokona każdą przeszkodę. %7łycie
z Davidem zostawiło zbyt głębokie blizny. Nic dziwnego, że Amelia nie potrafiła zdobyć
się na zaufanie. Ale on nie da za wygraną. Będzie ponawiał próby, aż w końcu znajdzie
sposób, by ją do siebie przekonać. Nie ma innej możliwości.
Tydzień pózniej, tuż przed powrotem gosposi z urlopu, Amelia powiedziała mu, że
znalazła dom.
- Gdzie?
- Dziesięć mil stąd. W razie potrzeby będę mogła przyjechać, gdybym była po-
trzebna w biurze.
- Gdzie dokładnie?
- W Reading.
- W jakiej części?
- Czy to ważne?
Miał ochotę rwać włosy z głowy.
- Tak! Oczywiście, że ważne. Jakie sąsiedztwo? Szkoły?
- W porządku - burknęła, nie patrząc mu w oczy.
Nie uwierzył ani na sekundę.
- Podpisałaś umowę?
- Nie. Spotykam się z właścicielem jutro. Dzisiaj się tylko rozejrzałam.
- No i?
- Będzie dobrze.
- Czekaj, mam lepsze wyjście...
- Nie zostanę tutaj, Jake!
- Mam inny dom. Pamiętasz, mówiłem ci, że mieszkałem w okolicy, kiedy tutaj
trwał remont. Stoi pusty, chciałem go sprzedać na wiosnę. Cztery sypialnie, ładny ogród,
przyzwoite umeblowanie. Wymaga tylko gruntownego wysprzątania. Ostatni lokator
R
L
T
wyprowadził się wczoraj. Jest blisko do Kate, a w pobliżu masz bardzo przyzwoite
szkoły. Czekaj, czy w tym domu, który znalazłaś, można trzymać zwierzęta?
- Agent mi obiecał, że przekona do tego właściciela.
- A jeśli odmówi?
- Będę szukała dalej. Jake, dlaczego tak się tym przejmujesz?
- Bo mi na was zależy - przyznał uczciwie.
Do diabła z dawaniem jej czasu, zdobywaniem zaufania i dotychczasową polityką
małych kroczków. Skończy się tak, że Amelia zamieszka w jakiejś ruderze w podejrzanej
okolicy i pośle dzieci do szkoły dla lumpenproletariatu. Prędzej padnie trupem, niż jej na
to pozwoli!
- Bo cię kocham! - wrzasnął. I spokojniejszym głosem dodał: - Kocham cię, Ame-
lio. Nie jestem w stanie cię zatrzymać, ale mogę przynajmniej zadbać o twoją wygodę i
bezpieczeństwo. Wez dom, o którym ci mówiłem. Przepiszę go na twoje nazwisko. Mo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl