[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spojrzeniem. - Dzisiaj jest trochę chłodniej, więc może się
ubierzesz...?
Rozejrzał się niepewnie, jakby się zastanawiał, gdzie
odłożyć kózkę.
- Potrzymam ją. - Wyciągnęła ręce i wzięła zwierzę. - Ty
włóż coś na siebie, bo zaraz się przeziębisz.
Nie chciała dodawać, że bliskość jego muskularnego
nagiego ciała wywołuje w niej dziwny niepokój i
przyspieszone bicie serca.
Kilka minut pózniej przeszli na pastwisko i oglądali stado.
W nocy urodziły się jeszcze trzy kózki i wszystkie wyglądały
zdrowo. Matka słabego kozlątka, po chwili wahania, przyjęła
je z powrotem, chociaż wyraznie nie podobał jej się zapach
małego. Obwąchiwała je starannie i prychała lekko, ale w
końcu pozwoliła mu possać wymię.
- Miałeś szczęście - odezwała się cicho Laura, siedząca na
ogrodzeniu i obserwująca tę scenę. - Bałam się, że je odrzuci.
- Cóż, wtedy hodowałbym je w domu, karmił z butelki i
miałbym kozę domową.
Uśmiechnęła się lekko. Nie miała wątpliwości, że tak
właśnie by zrobił.
Zerknęła na niego spod oka. Patrzył na swoje stado,
oczyma duszy widział pewnie świetlaną przyszłość farmy,
uśmiech igrał na jego ustach i wyglądało na to, że jest
naprawdę szczęśliwy.
- Ja i kózka przeciw całemu światu - ciągnął żartobliwie. -
Woziłbym ją samochodem do miasta, a wszyscy miejscowi
patrzyliby zdziwieni, kręcili głowami i pukali się w czoło.
Mówiliby o mnie - ten wariat od kóz. A ja tylko bym się śmiał
i kupował mojej kózce świeże bułki w piekarni.
Patrzyła na niego zaskoczona, niemal pewna, że już
zwariował.
- Cóż, wygląda na to, że ty i twoja kózka jesteście
całkiem szczęśliwi w swoim towarzystwie - mruknęła. -
Zostawię was więc, żebyście mogli się sobą nacieszyć.
Zeskoczyła z ogrodzenia i otrzepała dłonie.
- Nie wpadniesz na śniadanie? - spytał z żalem.
- Nie dzisiaj.
- Szkoda... - W jego głosie słyszała wyrazne
rozczarowanie, i to sprawiło jej dziwną przyjemność. -
Przecież Chloe nie ma dziś lekcji. Przyjdzcie obie, zrobię wam
coś dobrego - kusił.
Westchnęła. Najpierw robi jej kawę, a potem wabi
propozycją śniadania. Ratunku!
- Nie dziś - powtórzyła z resztką stanowczości. - Obie
jesteśmy przeziębione, a Chloe zle spała. Nie powinna się
przesadnie ekscytować.
Ja też nie, dodała w myślach. Nie tylko Chloe zle dziś
spała. Ona też spędziła wiele godzin owinięta w koc w
wykuszu okiennym. Obserwowała ogród w nocy i
zastanawiała się nad swoim życiem. Zastanawiała się, jak
będzie wszystko wyglądało za kilka miesięcy, gdy nadejdzie
zima i życie na farmie stanie się naprawdę trudne.
Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić Ryana walczącego z
uciążliwą codziennością. Nawet po tym, co widziała dziś rano,
nie zmieniła zdania. Mógł sobie ratować małe kózki, ale to
jeszcze jej nie przekonało.
Dość rozczulania się nad jego błękitnym spojrzeniem i
kuszącym uśmiechem, postanowiła. I nie ma więcej mowy o
żadnym całowaniu!
- Innym razem - powtórzyła. Postanowiła, że zrobi
wszystko, aby na przyszłość uniknąć takich zaproszeń.
Zawołała Szympika, który obszczekiwał gromadę kóz, i
poszła do domu.
ROZDZIAA ÓSMY
Następnego ranka Laura odnalazła foksteriera śpiącego na
kanapie. Wiedział, że nie wolno mu tu spać. Wyglądał na
bardzo zaspanego, ale gdy tylko otworzyła drzwi, wyskoczył
jak szalony.
- Stój! - wołała za nim, ale nie słuchał. - Stój, ty mały...
Ganiała go między kępami krzewów, a pies uznał, że to
świetna zabawa i uciekał z radosnym poszczekiwaniem. Po
kilku minutach przystanęła, żeby złapać tchu i wtedy
zobaczyła Ryana stojącego na tarasie z kubkiem kawy w ręku
i przypatrującego się całej scenie.
Szympik dwoma susami pokonał schodki i schował się za
jego nogÄ….
- Niezły sposób na poranny jogging - powiedział Ryan z
uznaniem.
- Dzięki - mruknęła. - Czekałeś tu na mnie? Wzruszył
ramionami.
- Wiedziałem, że w końcu wytkniesz nos ze swojej
dziupli i nie chciałem tego przegapić. Jak się czuje Chloe?
- Dużo lepiej, dzięki. A jak Pączuszek? Przez chwilę
wpatrywał się w nią zaskoczony.
- Aaaa, mówisz o kozim dziecku - domyślił się w końcu. -
Niezle.
Roześmiała się ubawiona.
- Tutaj mówimy kozlę. Nie kozie dziecko. I lepiej o tym
pamiętaj, bo inaczej nikt nie będzie cię traktował jak
prawdziwego hodowcÄ™.
- Nie wierzę. Po prostu uwielbiasz zwracać mi uwagę i
tylko czekasz, do czego będziesz mogła się przyczepić -
mówił, patrząc na nią z zabawnym uśmieszkiem. - To musi
być bardzo zabawne - twarda dziewczyna wychowana na
farmie ustawia miejskiego chłopca. Ale niepotrzebnie się
trudzisz. Mogę go nazywać, jak chcę. Jak powiedział poeta:
 Róża pod innym imieniem równie ładnie pachnie".
Spojrzała na niego kpiąco i dodała:
- Taak... To słowa prawdziwego farmera. Cóż, jeśli
chcesz, mogę przestać. Nie będę cię już ratowała.
- Ależ Lauro, ratuj mnie - zaprotestował gorąco. - Nawet
przed samym sobą. Nie masz pojęcia, jak bardzo na to liczę!
Jakiś błysk w jego oczach powiedział jej, że w tych
słowach było coś więcej niż niewinne żarty. Coś się w nim
zmieniło, choć jeszcze nie wiedziała co.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - spytał po chwili. -
Słyszałem, że klub minigolfa organizuje mistrzostwa...
Spojrzała na niego zaskoczona, więc dodał szybko:
- Dlaczego siÄ™ dziwisz? To jest golf, tylko mniejszy.
- Wiem, co to jest minigolf! - prychnęła. - Dziwię się
tylko, że jesteś zainteresowany.
- Zainteresowany to mało powiedziane. Zamierzam
wygrać.
- To będzie trudne. Ja wygrywałam ten turniej przez dwa
lata z rzędu i zamierzam wygrać po raz trzeci - oświadczyła
twardo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl