[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojcu na lekkomyślne zadłużanie się, może uniknęliby bankructwa. Nie sprawdzała ksiąg przychodów,
bo mu ufała.
Zaczęła ją boleć głowa. Użalanie się nad sobą na nic się nie zda. Musiała się pozbierać i dalej żyć.
Pierwszym zadaniem było znalezienie dla Charlesa nowej asystentki, a dla siebie pracy. Chociaż
rodzina królewska nalegała, aby została w hotelu Royal Inn, nie czułaby się tam dobrze. Nie mogła się
wyzbyć wrażenia, że nie oferowano jej stanowiska ze względu na umiejętności, lecz z czystej litości.
Nigdy by się do tego nie przyzwyczaiła. Jutro rano zamieści ogłoszenie i zadzwoni do kilku
znajomych z biur pośrednictwa pracy. Niedługo Charles będzie miał nową, inteligen-tą asystentkę. A
do tego czasu będzie się musiała trzymać od niego z daleka.
ROZDZIAA SIÓDMY
Nie udało jej się dotrzymać postanowienia. Następnego ranka, kiedy usłyszała pukanie do drzwi, była
pewna, że to kierowca, który miał ją zawiezć do pracy. Kiedy jednak otworzyła drzwi, zobaczyła
Charlesa. Miał na sobie elegancki, czarny garnitur w prążki. Powitał ją szerokim uśmiechem, bez
śladu wczorajszego zmieszania czy niepewności.
- Dzień dobry - powiedział i zawiesił głos, po czym dokończył: - Victorio.
- Dzień dobry, Charles.
-Mam nadzieję, że cię zaskoczyłem. Zapamiętałem twoje imię.
Najwyrazniej przejął się wczorajszą rozmową. Przez chwilę było jej miło, ale to uczucie nie trwało
długo.
- Czekam na nagrodę - dodał, puszczając do niej oko. Najwyrazniej postanowił się wcielić w znaną
sobie rolÄ™
podrywacza. Trzeba było mu oddać sprawiedliwość, że zapamiętał, jak się nazywa, choć nie było to
trudne, bo temat Houghtonów poruszano w pałacu wiele razy, zanim Victoria została jego asystentką.
Uznała, że najlepiej będzie, jeśli nie zareaguje na to dwuznaczne powitanie.
Na balu u księcia
67
- Pójdę po marynarkę - powiedziała. - Poczekaj tu, proszę.
Pobiegła do sypialni, chwyciła żakiet i wróciła do holu. Zajęło jej to niecałą minutę, ale Charlesa w
drzwiach już nie było.
- Aadny widok - usłyszała za plecami jego głos.
Odwróciła się i zobaczyła, że stoi przy oknie w salonie. W pokoju panował nieład, a do tego książę
wszedł do jej mieszkania nieproszony. Victoria poczuła się tak, jakby zajął całą przestrzeń pokoju,
który dotąd wydawał jej się przestronny. Miała wrażenie, że brakuje jej powietrza, jakby się znalazła z
Charlesem zamknięta w ciasnej garderobie.
Nic się nie stało, bez paniki, próbowała się uspokoić.
- Widzę, że nie czekałeś na zaproszenie - powiedziała, krzyżując ręce na piersiach i starając się, by jej
głos zabrzmiał groznie.
Charles odwrócił się i posłał jej czarujący uśmiech, który jeszcze bardziej ją onieśmielił. Doskonale
wiedział, jak na nią działa.
Trzeba go było nie całować, wyrzucała sobie w myślach.
- Aadny widok - powtórzył, wskazując okno.
Nie była to prawda. Fragmenty błękitnego oceanu przysłaniały bloki stojące po drugiej stronie ulicy.
Musiała przyznać, że widok Charlesa na tle okna był o wiele ciekawszy niż ten za oknem. Potrząsnęła
głową, jakby chciała odgo-nić niebezpieczne myśli.
-Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała do środka.
68
Michelle Celmer
- Właśnie, mogłabyś popracować nad dobrymi manierami.
- Ależ ty jesteś bezczelny!
Na twarzy Charlesa znów się pojawił uwodzicielski uśmiech.
- Jak się mieszka w centrum miasta? - spytał, wskazując wysokie budynki za oknem.
Na pewno inaczej niż w rodzinnej posiadłości, która się znajdowała na peryferiach stolicy. Victoria
przeprowadziła się do miasta ze względu na pracę.
- Wygodnie - odparła. - Musiałam zmienić otoczenie, żeby zapomnieć o tym, co straciłam.
Gdy tylko to powiedziała, od razu pożałowała swoich słów. Nie chciała, aby Charles odniósł
wrażenie, że mu się zwierza.
Książę pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Pomogło? - spytał. Dobrze wiedział, że nie.
- Możemy już iść - zmieniła temat, biorąc ze stołu torebkę i klucze.
Charles nie ruszył się z miejsca. Patrzył na nią, jakby wiedział coś, czego ona jeszcze nie dostrzegła.
- Po co ten pośpiech? - spytał. Victoria spojrzała na zegarek.
- Jest wpół do dziewiątej. - i co z tego?
- Samochód czeka.
- Kierowca bez nas nie odjedzie.
Nie podobał jej się sposób, w jaki na nią patrzył. Wczoraj uznałaby to pentrujące, bezczelne spojrzenie
za coÅ›
Na balu u księcia
69
obrazliwego, ale dziś czuła, że ją rozgrzewa i podnieca. Wczorajszy pocałunek był wielkim błędem.
- Dużo myślałem - zaczął Charles, robiąc w jej stronę kilka kroków.
- O czym?
- O naszej kolacji.
Miała ochotę zapytać, o czym konkretnie, ale intuicja podpowiadała jej, że o feralnym pocałunku.
- I co? - spytała, starając się zachować obojętny ton. Charles był coraz bliżej.
- Zmieniłem zdanie - powiedział.
Miała nadzieję, że wczorajsza rozmowa uzmysłowiła mu, jak bardzo krzywdził kobiety.
- Teraz już wiem, co mogę stracić, jeśli posłucham rodziny. ..
Co ją podkusiło, żeby go pocałować? Stał teraz przed nią i rozbierał ją wzrokiem. Najgorsze było to,
że nie miała nic przeciwko temu. Wczoraj odegrała rolę uwodziciel-ki, wykorzystując jego zmieszanie
i zły nastrój. Zdawało jej się, że dzięki temu będzie kontrolować sytuację. Pomyliła się. Charles
wykorzystał jej odważny ruch, by przejąć ster, a ona nigdy wcześniej nie czuła się taka bezbronna.
- Zastanówmy się, co w najgorszym razie może się zdarzyć - odezwał się Charles.
- PowieszÄ… ciÄ™?
Charles stał tak blisko, że mógł wyciągnąć rękę i jej dotknąć. Instynkt podpowiadał jej, żeby się
cofnąć, ale duma nie pozwalała zdradzić, jak bardzo się go obawiała.
Zignorował jej sugestię i ciągnął dalej:
- Pomyślałem sobie, że oni wcale nie muszą o tym wie-
70
Michelle Celmer
dzieć - powiedział, pochylając się nad nią tak, że czuła jego oddech.
Victoria wpadła we własne sidła. Jeśli Charles ją teraz pocałuje, będzie musiała się poddać i wyjdzie
na jaw, jak bardzo go pożąda. Widziała nad sobą jego ciemne oczy z bursztynowymi plamkami na
tęczówkach. Było w nich coś tajemniczego, a zarazem złowrogiego, coś co zapierało dech w
piersiach, a jednocześnie było zapowiedzią ekscytujących przeżyć.
Nie, takie romanse zle się kończą! Victoria wolała przewidywalne sytuacje. Teraz to była tylko
chemia. Z trudem opanowała drżenie głosu i obojętnie spytała:
- Skończyłeś?
- SÅ‚ucham?
- Możemy jechać do pracy?
Charles cofnął się, ale uśmiech nie zniknął z jego twarzy.
- JesteÅ› twarda, Victorio Houghton.
%7łałowała, że nie potrafiła przy nim opanować bicia serca, podniecieniai gorąca, które opanowało jej
ciało. Za nic nie mogła się przed nim zdradzić.
- Masz rację - skłamała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl