[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śmiechem. - Musimy zachować rozwagę.
Moja ręka dygotała. Rozmawiałem z sędzią Palmerem.
- Widzisz się dziś z naszym wspólnym przyjacielem, Charles. Przekazał mi twoje obawy, że
działa samodzielnie. Cala sytuacja jest równie kłopotliwa dla mnie jak i dla ciebie. Jednak
pamiętasz chyba, że kilka razy w życiu ci pomogłem. Teraz nadszedł czas, żebyś to ty mi pomógł.
- Sędzio...
- Charles, żadnych nazwisk, żadnych tytułów. Wszystko co musi być powiedziane przekaże ci
nasz przyjaciel.
-Ale...
- Proszę, spotkaj się z nim. O, i jeszcze jedna sprawa. Bardzo osobista.
- O co chodzi?
- O moją córkę, Charles. Nie obrażaj się, ale ona jest dwa razy od ciebie młodsza. Jeśli coś się
między wami zaczyna, lepiej żeby się skończyło. Jest młoda i cały świat stoi przed nią otworem.
Lubię cię, Charles, ale nie wydajesz mi się odpowiednim kandydatem na zięcia.
-Ja też tak uważam.
- To dobrze. Nie było to miłe, ale musiałem ci powiedzieć. - Zamilkł. -Do zobaczenia, Charles.
Trzymałem słuchawkę w ręku na długo po tym jak rozmowa się zakończyła. Znałem ten głos
równie dobrze jak własny. Nie było możliwości pomyłki.
Chciało mi się płakać.
A co gorsza, miałem ochotę na drinka.
Wybiegłem z biura.
- Gdzie się pan wybiera? - dobiegł mnie głos pani Fenton.
- Na spacer. Na długi spacer
Spacerowałem tak długo, aż wreszcie chęć sięgnięcia po butelkę prawie minęła. Choć
niezupełnie. Wiedziałem, że jeśli mnie nie opuści całkowicie, trzeba będzie pójść na jakieś
spotkanie anonimowych alkoholików.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do Detroit. Starałem się skontaktować z sędzią
Bishopem, ale wziął wolny dzień, a w domu też nikt nie odpowiadał. Musiałem poradzić sobie
sam.
Jechałem autostradą, jedną z tych głównych ulic Detroit, które przynajmniej nie wyglądają,
jakby dopiero co skończyła się na nich jakaś bójka.
Na wybrzeżu trochę się ostatnio zmieniało. Stare magazyny i browary zniknęły, zastąpione
przez modne hotele i domy mieszkalne, z restauracjami na ostatnich piętrach. W większości były
to tereny zamknięte, żeby mieszkańcy nie musieli pamiętać o światku przestępczym grasującym
tuż pod bokiem. Prywatna policja i strzeżone parkingi zapewniały poczucie względnego
bezpieczeństwa.
Jak zwykle po południu ruch był bardzo duży, więc jechałem prawym pasem. Kiedyś, właśnie
na tym obszarze, tuż przed mostem prowadzącym na Piękną Wyspę, stały dwie potężne fabryki -
w jednej wyrabiano opony dla wszystkich detroickich producentów samochodów, w drugiej
piece kuchenne, jakie na przełomie wieków znalezć można było w każdej kuchni jak Stany długie
i szerokie. Ale taniej okazało się produkować opony gdzie indziej, piece zaś wyszły z użycia.
Fabryki obumarły niczym stare drzewa i przez lata świeciły pustką. Potem nadjechały buldożery,
zrównały wielkie stare konstrukcje z ziemią, zostawiając za sobą zwały kawałków cegły. I
mnóstwo wspomnień.
Fabryki celowo budowano nad wodą, żeby dostarczać surowce rzeką. Teren rozbiórki uznano
wiec za najlepszą lokalizację, oczywiście jak na Detroit.
KARA ZMIERCI
225
Hotel Nadrzeczny, zbudowany dokładnie w tym miejscu, gdzie niegdyś stała fabryka pieców,
wyglądał jak góra szkła podtrzymywanego stalowymi dzwigarami. Mógł mieć zaledwie rok czy
dwa lata, ale nie był na tyle nowy, by ktoś się jeszcze łudził, że przyciągnie wystarczająco wielu
klientów mogących opłacić ogromny w tym miejscu podatek gruntowy. Hotel należał już do
banku.
Bez kłopotu znalazłem klub sportowy. Był to parterowy budynek na wprost głównego wejścia
do hotelu, zbudowany z cegły, z wysokimi oknami sięgającymi prawie dachu. Architekt starał się
dopasować go stylem do hotelu, lecz jakoś nie bardzo mu wyszło. Wyglądał na osierocony,
odepchnięty na bok przez wstydzącą się go matkę.
Parking hotelowy był strzeżony, tak więc, zostawiając samochód, czułem się w miarę
bezpiecznie.
Kiedy wszedłem do środka, ujrzałem mały kontuar, a za nim znudzoną kobietę rozwiązującą
krzyżówkę. Aaskawie podniosła na mnie wzrok.
- Nazywam się Sloan, Charles Sloan. Szukam sędziego Jeffreya Mallowa.
Patrzyła na mnie z takim zdziwieniem, jakbym przemawiał do niej w obcym języku.
- Och, tak! - powiedziała wreszcie. - Mówił, że pan przyjdzie. Wskazała mi otwartą księgę.
- Proszę się tutaj wpisać, w rubryce  Goście".
Wykonałem polecenie. Kobieta zniknęła za kontuarem, po czym pojawiła się z górą
ręczników, slipkami i elastyczną opaską na rękę z przyczepionym do niej kluczykiem.
Wręczyła mi to wszystko.
- Sędzia jest w sali klubowej. Proszę przejść tamtymi drzwiami. Oczekuje pana.
- Dzięki.
Minąłem kilka rowerów ćwiczebnych i otworzyłem drzwi, które mi wskazała. Zwietlica,
zastawiona skórzanymi kanapami, wyglądała jak hol w niewielkim hotelu. Mallow siedział,
czytając  Wall Street Journal".
- Spózniłeś się - oznajmił swym dudniącym głosem.
- Ruch. Z Pickeral Point jest kawałek drogi.
Moje tłumaczenie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
- Byłeś tu kiedyś? - zapytał.
- Nie, nigdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl