[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Porwała go wodna wiedzma, uważam jednak, że może wciąż żyć.
Przez chwilę pustelnik zdawał się nie dostrzegać obecności stracharza. Czyżby spał? A może
pogrążył się w głębokim transie?
Mistrz wyciągnął z kieszeni portek srebrną monetę i wyciągnął ku niemu.
- Oczywiście zapłacę. Czy tyle wystarczy?
Pustelnik otworzył oczy. Były jasne i czujne, przesuwały się szybko od stracharza do Alice i
do mnie, i z powrotem do mego mistrza.
- Schowaj pieniądze, Johnie Gregory - powiedział. -Nie potrzebuję ich. Podczas
następnej przeprawy przez zatokę daj je przewodnikowi. Powiedz, że to na zaginionych.
Pieniądze trafiają do rodzin tych, którzy utonęli, Próbując się przeprawić.
~ Tak uczynię - przytaknął stracharz. - Pomożesz nam zatem?
- Dołożę wszelkich starań. Z tej odległości nie potra-
280
281
fię orzec, czy Bill żyje, czy nie. Ale jeśli cokolwiek z njg. go zostało, znajdę to. Masz może
mapę? I coś, co do nie. go należało?
Mój mistrz sięgnął do torby, wyjął mapę, rozłożył ją starannie na ziemi obok ogniska i
wygładził. ByJa znacznie starsza i bardziej obszarpana niż Billa Ark-wrighta, lecz
obejmowała mniej więcej ten sam obszar
Pustelnik dostrzegł moją minę i uśmiechnął się.
- Cóż, Thomasie, żywego czy martwego, człowieka łatwiej znalezć niż czarownicę.
Stracharz sięgnął do kieszeni i wyjął cienką złotą obrączkę.
- Należała do mamy Billa - oznajmił. - To jej obrączka ślubna, zdjęła ją przed śmiercią
i zostawiła Billowi wraz z liścikiem, w którym pisała, jak bardzo go kocha. To jeden z jego
największych skarbów, lecz zakłada ją tylko dwa razy w roku: w rocznicę jej śmierci i w
dzień, na który przypadały jej urodziny.
Nagle pojąłem, że to obrączka, którą widziałem na wieku trumny matki Arkwrighta. Stracharz
musiał zabrać ją z pokoju z myślą o tej chwili.
- Jeśli w ogóle ją zakłada, zadziała.
Judd Atkins podniósł się z miejsca. Przywiązał kawałek sznurka do obrączki, którą zawiesił
nad mapą. Prze' juwając powoli z prawa w lewo, za każdym razem odro-binę dalej na północ.
Obserwowaliśmy w milczeniu. Był bardzo dokładny i trwało to strasznie długo. W końcu
dotarł na wysokość jezior. Wkrótce jego ręka poruszyła się gwałtownie, przesunął ją nieco i
powtórzył badanie, ręka drgnęła dokładnie w tym samym miejscu. Jakieś pięć mil na wschód
od jeziora Coniston, gdzieś nad Wielką Tonią, jego większym siostrzanym zbiornikiem.
- Bill jest gdzieś na tej wyspie - oświadczył pustelnik, wskazując palcem.
Stracharz przyjrzał się uważniej.
- Wyspa Belle - oznajmił. - Nigdy tam nie byłem. Wiesz o niej cokolwiek?
- Kilka razy przejeżdżałem tamtędy podczas mych
podróży - oświadczył pustelnik. - Wiele lat temu milę
na południe od wyspy doszło do morderstwa. Chodziło
o kobietę. Ofiarę obciążono kamieniami i wrzucono do
jeziora. Różdżka pokazała mi, gdzie znalezć zwłoki. Co
do samej wyspy, nikt już jej nie odwiedza. Cieszy się złą sławą.
- Nawiedzona? - spytał stracharz. Judd pokręcił głową.
~ Z tego, co mi wiadomo, nie. Ale ludzie jej unikają,
282
zwłaszcza po zmroku. Jest porośnięta gęstym lasem między drzewami kryje się kaprys. Poza
tym niczeg0 tam nie ma, więc najpewniej znajdziecie Williama wła. śnie w nim.
- Co to jest kaprys? - wtrąciłem.
- Zwykle nazywa się tak niewielki ozdobny budynek który niczemu nie służy, chłopcze
- wyjaśnił stracharz - Czasami nadaje mu się kształt wieży bądz zamku. Kaprysy służą do
oglądania, nie do mieszkania. Stąd właśnie ich nazwa - to zwykłe głupstwo, zbudowane
przez kogoś, kto nie musi zarabiać na życie pracą. Kogoś, kto ma nadmiar czasu i więcej
pieniędzy niż rozumu.
- Cóż, tam właśnie jest teraz William Arkwright -stwierdził pustelnik. - Nie potrafię
jednak określić, czy żyje, czy nie.
- Jak dostaniemy się na wyspę? - spytał stracharz,
składając mapę.
- Z trudem - Judd pokręcił głową. - Znam kilku przewozników, którzy zarabiają na
życie, przewożąc ludzi promami przez jeziora, ale rzadko który zgodzi się tam przybić.
- Pozostaje nam spróbować - mruknął stracharz. -Dziękuję za pomoc, panie Atkins. Z
całą pewnością przekażę przewodnikowi wsparcie dla wdów i sierot.
1 , W takim razie bardzo się cieszę, że mogłem pomóc, jgśli chcecie, możecie spędzić tu
noc. Choć, jeśli chodzi 0 posiłek, niewiele mam do zaoferowania, poza porcją mojego
bulionu.
Wiedząc, że przyjdzie nam stawić czoło mrokowi, odmówiliśmy wraz ze stracharzem
posiłku. Ku memu zdumieniu Alice uczyniła to samo - zazwyczaj miała zdrowy apetyt i
wolała się nie osłabiać. Nic jednak nie powiedziałem i wkrótce ułożyliśmy się, radzi, że
możemy zanocować przy ogniu pustelnika.
* * *
Ocknąłem się gdzieś o czwartej nad ranem i odkryłem, że Alice wpatruje się we mnie ponad
dogasającym ogniem. Stracharz oddychał powoli, pogrążony w głębokim śnie. Pustelnik
trwał w tej samej pozycji co przedtem, oczy miał zamknięte, głowę pochyloną - nie
potrafiłem jednak stwierdzić, czy śpi.
- Mocno sypiasz, Tom, o tak - zauważyła Alice. Oczy miała poważne, szeroko otwarte. -
Gapię się na ciebie Prawie pół godziny; większość ludzi zbudziłoby się po dwóch minutach.
~ Potrafię się budzić, kiedy tylko zechcę - odparłem
2 uśmiechem. - Także wówczas, kiedy mi coś grozi. Ale
284
ty nie jesteś niebezpieczna, Alice. Pragnęłaś, żebym si obudził? Po co?
Wzruszyła ramionami.
- Nie mogłam spać, chciałam po prostu porozma wiać, to wszystko.
- Dobrze się czujesz? Nie zjadłaś kolacji, to do ciebie
niepodobne.
- Nigdy nie czułam się lepiej - odparła cicho.
- Musisz coś jeść - przypomniałem.
- Sam też niewiele jadasz. Zaledwie kęs zgliwialego sera starego Gregory'ego. Nie doda
ci ciała, by trochę zakryło wychudzone kości.
- Mamy swoje powody, Alice. Wkrótce będziemy mieć do czynienia z mrokiem, a post
pomaga. Naprawdę pomaga. Lecz ty musisz coś jeść. Nie jadłaś już od ponad dnia.
- Zostaw mnie, Tom, to nie twoja sprawa.
- Oczywiście, że moja. Zależy mi na tobie, nie chcę żebyś się rozchorowała.
- Ja też mam swoje powody. Nie tylko stracharz i jego uczeń mogą pościć. Przez trzy
dni ja także zamierzam dochować postu. Tego nauczyła mnie Lizzie. Często pościła, gdy
musiała przywołać swe moce. To może byc pierwszym krok do powstrzymania Starego
Nicka.
I  A co potem, Alice? Co wtedy uczynisz? Znowu posłużysz się czymś z mroku? Zrób
tak, a będziesz nie lep-gza niż wrogowie, z którymi mamy do czynienia. Będziesz
czarownicą, używającą czarodziejskich mocy! przestań, póki jeszcze możesz! I przestań mnie
w to angażować. Słyszałaś, co mówił pan Gregory: Zły bardzo by chciał przeciągnąć mnie
na stronę mroku.
- Nie, Tom, to niesprawiedliwe. Nie jestem czarownicą, nigdy nie będę. Owszem,
korzystam z mocy mroku, ale nie prowadzę cię ku niemu. Robię tylko to, co kazała mi twoja
mama!
- Co takiego? Mama z pewnością nie kazała ci niczego podobnego!
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz, Tom. Użyj wszystkiego! Użyj wszystkiego!,
powiedziała, byle tylko go ochronić. Nie rozumiesz, Tom? Dlatego właśnie tu jestem -by
użyć mroku przeciw mrokowi i pomóc ci przeżyć!
Jej słowa mnie oszołomiły, nie wiedziałem, co rzec. Lecz Alice nie miała w zwyczaju kłamać,
tego byłem pewien.
- Kiedy mama tak ci kazała? - spytałem cicho.
- Gdy w zeszłym roku odwiedziłam twoją rodzinę -?dy walczyliśmy razem z Mateczką
Malkin. A potem rozmawiała ze mną raz jeszcze. Gdy byliśmy w Pendle, 'atem> przemówiła
do mnie z lustra...
286
287 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl