[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko swój zwierzęcy instynkt. Powinna mieć jednak więcej rozwagi. Teraz znowu tęskniła do Gordona Smallwooda.
- Kiedy znowu cię zobaczę? - Wyszedł za nią na schody i chwycił tak mocno za nadgarstek, że z trudem opanowała się, aby
nie odepchnąć jego ręki. Nie znosiła narzucających się i skamlących mężczyzn.
- Niedługo.
- Odwiedzę cię na kempingu.
- Nie rób tego! - w jej głosie wyczuwało się złość.
4 - Zew krabów 97
- Ukrywasz coś - jego uścisk stwardniał. - Myślę, że masz tam faceta. Z wściekłością uwolniła rękę.
- A nawet jeśli, to nie jest to twój interes! Jego przystojna twarz pociemniała.
- Jeśli grasz na dwa fronty, to...
- To nic. Nie jestem twoją własnością. Nie waż się dotknąć mnie po raz drugi.
Gerry uniósł rękę, ale Jean Ruddington była szybsza. Policzek wymierzony wierzchem dłoni trafił w jego twarz, jakby ktoś
strzelił z pistoletu. Mężczyzna cofnął się do tyłu, a ona, potykając się i chwytając poręczy, zbiegła po schodach. Wpadła do
hallu. Słyszała za sobą ciężkie kroki Gerry'ego, ale strach dodawał jej tylko sił. Bała się, bo wiedziała, jak okrutny potrafi być
ten człowiek, gdy ogarnie go furia. Odziedziczył to po przodkach.
Wybiegła z budynku, trzaskając drzwiami. Nie zatrzymywała się ani na chwilę; zwolniła dopiero, gdy drogę zagrodził jej tłum
zgromadzony na Marinę Paradę. Popychana, przeciskała się przez zbiorowisko ludzi, których jedynym pragnieniem było ujrzeć
straszliwe, monstrualne kraby. Wiadomości o skorupiakach zdominowały dzienniki, ale większość czytelników podejrzewała, iż
inwazja krabów może być jedynie wymysłem prasy, lub wakacyjnym żartem.
Dopiero teraz Jean Ruddington przypomniała
98
sobie o żołnierzach, którzy obiecali podwiezć ją na kemping. Zaczęła szybciej się przeciskać przez masę ciał, aż dotarła do
odległego chodnika. Szła teraz prędko. Spojrzała na zegarek: Boże, już pięć po szóstej! Wpadła w panikę, lecz szybko się
uspokoiła, gdy pomyślała, że pięć minut me stanowi żadnej różnicy. Z drugiej strony armia znana jest z punktualności.
O szóstej piętnaście dotarła na umówione miejsce. Stały tam zaparkowane pojazdy; większość z nich stanowiły ciężarówki i
wozy pancerne. Na samym falochronie umieszczono kilka groznie wyglądających karabinów. Zauważyła tylko jeden Land
Rover, inny jednak niż ten, którym przyjechała. O Boże, żołnierzy nie było!
- Czy mogę w czymś pani pomóc? - spytał wysoki sierżant. Miał na sobie koszulę khaki z podwiniętymi rękawami, a przez
ramię przerzucony karabin. Jego ciemne oczy zwęziły się podejrzliwie; może myślał, że kręciła się przy wozach, by ukraść coś
na pamiątkę?
- E... tak - zarumieniła się i przełknęła ślinę. - Szukam kilku żołnierzy w... dużym Land Roverze z płóciennym dachem. Obiecali
podwiezć mnie na kemping Blue Ocean.
- Ma pani na myśli inżynierów - potrząsnął powoli głową. - Musieli wracać do Nefyn z ekwipunkiem. Odjechali jakąś godzinę
temu, a
99
może nawet jeszcze wcześniej. To było coś pilnego. Nie znam szczegółów, ale...
Jean Ruddington przestała go słuchać. Jej żołądek zbuntował się, i musiała oprzeć się o ciężarówkę, aby nie upaść. Była
uziemiona!
- Czy wszystko w porządku, proszę pani?
- Tak, tak. Wszystko w porządku. - Spróbowała się uśmiechnąć. - Chodzi o to, że pracuję na kempingu i muszę wrócić na
przedstawienie, które gramy dziś wieczorem. Ci faceci obiecali mi...
- Obiecaliby wszystko ładnej dziewczynie - roześmiał się. - Obawiam się, że przegapiła pani jedyną okazję. %7ładen z naszych
wozów nie będzie już dziś jechał w tamtą stronę. A drogi są zamknięte dla ruchu cywilnego. Jeśli naprawdę musi pani wracać,
to jest tylko jeden sposób - pieszo! - zaśmiał się. Armia miała już dość kłopotów z cywilami.
Jean odwróciła się; była niemal chora. Gdyby tylko miała swój rower, nie byłoby tak zle. Kręciło jej się w głowie. Manning z
pewnością ją wyleje. Był do tego zdolny. Wtedy nie będzie miała ani pracy, ani Gordona Smallwooda. Zrobiła z siebie
kompletną idiotkę! Wszystko to przez Ger-ry'ego! Kochał tak dobrze, że gotowa była pójść za nim na krańce świata. Wściekła
się na niego tak, jak już nieraz w przeszłości, ale kiedy żądza ją ogarnie, przyjedzie znowu. Kochaj mnie, Ger-
100
ry, proszę. Rób ze mną, co chcesz. Nieważne jak. Popuść wodze fantazji, zgodzę się na wszystko, Gerry!
Nienawidziła siebie. W myśli zaczęła przepraszać Gordona; w jej oczach pojawiły się łzy. Wez się w garść, ty nadpobudliwa
dziwko! - postanowiła nie użalać się nad sobą. Musiała teraz podjąć decyzję - czy zostać w Barmouth, czy wyruszyć w długą
drogę do Blue Ocean.
Przede wszystkim w Barmouth nie miała gdzie się zatrzymać. Znała tu jedynie Gerry"'ego, a on był ostatnią osobą na ziemi,
którą chciałaby teraz zobaczyć. Jean nie miała też dość pieniędzy, aby znalezć sobie jakiś nocleg. Będzie więc musiała wracać
pieszo!
Była to straszna perspektywa. W dodatku przez tę nieokiełznaną dzikość Gerry'ego bolał ją teraz każdy mięsień.
Pobudzone ciało Jean drżało wciąż; ciągle jeszcze czuła w ustach smak ciała kochanka. Chryste, była nimfomanką! Będzie
nienawidziła Ger-ry'ego tylko tak długo, aż znów opanuje ją żądza. A to może się zdarzyć w każdej chwili.
Strome wzgórze - to już było dla niej za dużo. Oddychała ciężko i miała wrażenie, że jej płuca za chwilę przestaną pracować.
Mięśnie nóg bolały, toteż często zatrzymywała się, by odpocząć. Cholera, nienawidzę cię, Gerry!
Wkrótce zobaczyła pierwszą blokadę. Czer-
101
wono-biała, drewniana bariera rozciągała się w poprzek drogi, jakieś ćwierć mili przed nią. Po obu stronach stały ciężarówki i
ruchome budki strażnicze. W cieniu pojazdów siedziało trzech żołnierzy, rozluznionych, lecz czujnych.
Coś przyciągnęło wzrok Jean. Około stu jardów od miejsca, gdzie stała, zauważyła na szosie człowieka zdążającego w tym
samym co ona kierunku. Dziewczyna osłoniła oczy przed oślepiającym, popołudniowym słońcem. Z tej odległości mogła
rozróżnić tylko zarys postaci, ale miała wrażenie, że widzi chłopaka ubranego w brudne, obdarte dżinsy - prawdopodobnie
hipisa. To był kraj hipisów, miejsce, w którym komuny były raczej regułą niż wyjątkiem.
Patrzyła, pełna niepokoju. Dwóch żołnierzy wstało i zdjęło z ramion karabiny. Chłopak gestykulował, coś tłumacząc. Jeden z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl