[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cia. Zdał sobie sprawę, że boli go głowa. Jęknął cicho, otworzył oczy, skrzywił się spoj-
rzawszy prosto we wczesno-poranne słońce i zamknął je znowu. Potem, powróciły do
niego obrazy wczorajszego dnia.
Zastanawiał się przez moment czy nie jest chory, może zaziębił się w czasie burzy.
Czuł się dziwnie. Gdzieś w głębi domu ktoś chodził, słyszał kroki, głosy. Spojrzał na
zegarek: szósta. Było zbyt wcześnie, aby domownicy już wstali. Miał jakieś złe prze-
czucie, ale odrzucił je.
129
Spuścił stopy z łóżka. Pokój zawirował mu przed oczami. Musiał odczekać chwilę,
zanim wszystko wróci do równowagi. W głowie mu huczało. Chwycił koszulę, nacią-
gnął ją przez głowę, szamotał się z dżinsami i trampkami, potykając się o rozwiązane
sznurowadła, co zauważył dopiero na półpiętrze. Kiedy schodził po schodach, przytrzy-
mując się poręczy, by nie upaść, znowu ogarnęło go uczucie, że coś jest nie w porządku.
 Chris!  Samantha stała na dole, w hallu z Pamelą przy boku. Obie były całkiem
ubrane. Serce mu zamarło, kiedy zobaczył ich twarze. Coś było zle.
 Co jest?  zatrzymał się, powiódł wzrokiem od jednej do drugiej.
 Carl zniknął!  jęknęła Samantha.
 Zniknął?
 Nie ma go nigdzie w domu.
 Może jest. . .  Latimer nie mógł wymyślić żadnego logicznego wyjaśnienia.
 W nocy był niespokojny  ciągnęła Samantha.  Obudziłam się i zobaczyłam,
że stoi przy oknie wyglądając na zewnątrz. Kiedy się do niego odezwałam, nie odpo-
wiadał. W końcu przekonałam go, by wrócił do łóżka. Ale nie spał, poznałam to po od-
dechu. Zasnęłam na chwilę, a kiedy się obudziłam. . . nie było go! Szukałam wszędzie,
130
Chris, nawet w ogrodzie, ale nigdzie go nie widziałam. Prawie odchodzę od zmysłów,
wiem, że był bardzo niespokojny i. . .
Fala zawrotów głowy wróciła. Chris Latimer mocno uchwycił się poręczy. Przeszyła
go nagła myśl, okropna, modlił się, by być w błędzie. Wszyscy byli okropnie podnie-
ceni wczorajszym dniem. Carl Wickers opuścił swe łóżko, swój dom. Było tylko jedno
miejsce, gdzie mógł się udać.
 Pójdę i poszukam go.  Latimer zszedł wolno po schodach.  Wy dwie zosta-
niecie tutaj. Wrócę niedługo.
 Nie, pójdziemy z tobą.  Samantha i Pamela zbliżyły się do niego.
 Nie, proszę.
 Pójdziemy, Chris, bo wiemy, gdzie się wybierasz.  Kobiece palce zacisnęły się
na jego ramionach. Dalsza dyskusja byłaby stratą czasu.  Carl poszedł do Ssącego
Dołu, prawda?
 Ja. . . nie wiem.
 Poszedł. Wiesz o tym i my także wiemy.
131
 Poszukamy go tam w każdym razie  starał się mówić niedbale, ale nie zdołał
ukryć napięcia i strachu w głosie.  Wezmiemy subaru. Zyskamy na czasie, bo więk-
szość drogi do Lady Walk przejedziemy. Chodzmy.
Kilka minut pózniej wycofał swój samochód na drogę. Pamela usiadła obok niego,
Samantha z tyłu, wychylając się między dwoma przednimi siedzeniami.  Boże, mam
nadzieję, że się mylę  pomyślał. Próbował zastanowić się gdzie jeszcze mógł pójść
Carl, ale do chwili, kiedy skręcili z szosy na ścieżkę prowadzącą do Lady Walk, nic nie
przyszło mu do głowy.
Zwolnił na wyboistej nawierzchni. Najchętniej przycisnąłby gaz do dechy, ale po-
wstrzymał się ze względu na dziewczyny; były już dość przestraszone.
Zatrzymał wóz na środku ścieżki. Wysiedli, zostawiając szeroko otwarte drzwi.
Potem, usłyszeli dalekie odgłosy muzyki unoszące się w nieruchomym porannym
powietrzu, otaczając żwirownię potęgowały dzwięk, upodabniając go do dzwięków har-
fy, rozbrzmiewających w olbrzymiej, pustej katedrze.
 Co. . . to jest?  westchnęła Pamela, chwytając Latimera tak mocno, że jej pa-
znokcie wbiły się w jego ramię.
132
Nie odpowiedział, dudnienie w jego głowie zdawało się nasilać z każdą chwilą, aż
krzywił się z bólu. Zastanawiał się, czy nie leży przypadkiem jeszcze w łóżku i nie jest
to dalszy ciąg niespokojnych, porannych snów. Jednak była to rzeczywistość; dzwięki
były znajome, próbował je umiejscowić.
 To. . . gitara!  Samantha zamknęła oczy. Znaczenie tego, co powiedziała nie
dotarło do niej, w przeciwnym razie zemdlałaby. Wczorajsze wydarzenia zupełnie ją
wyczerpały.
Latimer ruszył z wysiłkiem, całe ciało miał jak skamieniałe, kończyny nie słuchały
poleceń, które wydawał im mózg.
 Dalej.  Ruszył szybkim krokiem ciągnąc Pamelę. Samantha podążała tuż za
nimi.
Wspinali się po stromym zboczu, klnąc, kiedy, stopy zapadały się w miękki grunt.
Potem usłyszeli głos, miękki, rytmiczny, przychodzący z oddali tak wyraznie, jakby
Carl Wickers używał wzmacniacza występując na koncercie pod gołym niebem:
 Zabierz mnie do domu głęboka wodo. . .
133
Nigdy więcej nie będę wędrował. . . 
Krótka pauza, gitara dzwięczała wolno, żałobnie.
 To on.  Samantha przesunęła się obok nich, na czworakach, jak małpa, dotarła
na szczyt, obsypując ich fontanną piasku.  Jest tam! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl