[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jąc przy drzwiach, obserwowała Luke'a, który usiadł na
ziemi i posadził synka koło siebie. Serce mocno jej biło.
Po patrzyła na nadciągające ciemne chmury i coraz
bliższą ścianę deszczu.
- Tatusiu, zmokniemy - pisnął Joey.
- Jeszcze jak. Rozbierz się.
Nie czekając, ściągnął mu koszulę, po czym sam się
rozebrał. Erin zaschło w gardle na widok gry mięśni,
gdy objął synka. Joey wreszcie zorientował się, co teraz
nastąpi, krzyknął przejęty i przytulił się do ojca.
Luke odwrócił się do Erin.
- Zapraszam.
- Mamo, chodz do nas.
Luke błysnął zębami w szelmowskim uśmiechu.
- Przypomną nam się stare dzieje.
Wśród szumu nadciągającej ulewy ledwo go słysza-
ła. Zauważyła dreszcz, jaki przebiegł chude ciałko
dziecka, otoczone opiekuńczymi ramionami ojca. Wy-
obraziła sobie, że siedzi tam i Luke ją też obejmuje.
Chciała być razem z nimi. Pamiętała podobne oka-
zje, gdy mąż wyciągał ją z domu i trzymał wierzgającą,
roześmianą na trawniku, a z nieba spływał prawdziwy
wodospad. Luke ściągał swoją koszulę i jej bluzkę i
wystawiali gołą skórę na deszcz.
Teraz przyszła kolej na ich dziecko. Dla niej nie by-
ło tam miejsca. Ona do nich nie należała. Smutny wnio-
sek psuł jej humor, trzymał niby kotwica.
Luke znowu odwrócił głowę, wyciągnął rękę, bły-
snął białymi zębami.
- Do odważnych świat należy.
Deszcz był tuż-tuż. Erin kurczowo trzymała się fu-
tryny. Bardzo chciała przyłączyć się do Luke a i Joeya,
ale to byłoby szczęście, na które nie zasłużyła.
Deszcz dotarł już do wygonu. Erin nagle wyskoczy-
ła ze stajni, usiadła obok Luke'a i poczuła się, jakby
przybiegła do domu.
Zauważyła zachwyt w szarych oczach i czarujący
uśmiech, usłyszała zwycięski okrzyk i poczuła, że silne
ramię przyciąga ją do nagiej piersi. Nie posiadała się z
radości.
Luke spojrzał w niebo.
- Czekamy! - zawołał.
- Czekamy! - piskliwie powtórzył Joey.
Trzymając się za ręce, krzyczeli i piszczeli, gdy po-
tężna siła lejącej się z nieba wody spłaszczyła suchą
trawę na wygonie. Nawałnica dochodziła już do nich.
Oczekiwanie było czystą radością. Zadowoleni, ro-
ześmiani momentalnie zginęli w ścianie deszczu. Erin
wzdrygnęła się, gdy zimne strugi spłynęły na rozgrzane
ciało.
Jej głośny krzyk zlał się z okrzykami Luke a i Joeya.
Wszyscy całkowicie poddali się żywiołom.
Nawałnica trwała kwadrans, przemoczyła ich do su-
chej nitki i pognała dalej. Dotarł do nich ogłuszający
huk deszczu bębniącego o metalowy dach. Ulewa stop-
niowo przeniosła się dalej, w głąb lądu.
Nad Warrapinem znowu zaświeciło słońce, niebo
nad głowami zrobiło się błękitne.
- Och... och... - wyraził swój zachwyt Joey.
Zerwał się na nogi i uszczęśliwiony biegał naokoło
rodziców.
Bez koszuli, mokry jak szczur, pochlapany błotem
nie przypominał czystego, zadbanego chłopca, który
przyjechał z Nowego Jorku. Lecz był szczęśliwy jak
nigdy.
Rodzice patrzyli na niego z rozczuleniem.
Erin zerknęła na Luke a i zorientowała się, że przez
cały czas ją obserwował.
Miał rozświetlone ciepłe oczy, włosy przylgnęły mu
do głowy, a nagie ramiona lśniły od deszczu.
Erin miała ochotę położyć dłonie na jego potężnej
piersi, a zamiast tego wykręciła wodę ze swoich wło-
sów i obejrzała przemoczone rzeczy. Zawstydziła się,
ponieważ bluzka oblepiła jej ciało i zrobiła się zupełnie
przejrzysta.
Luke to zauważył, mrugnął porozumiewawczo.
- Jak ci się podobało?
- Trochę zmokłam - odparła obojętnie.
Wiedziała jednak, że twarz zdradziła prawdziwe
uczucia. Była bardzo wzruszona, podniecona.
%7łałowała, że nie są rodziną.
Roześmiani pobiegli do domu, aby się wytrzeć i
przebrać.
Jenny przygotowała specjalną kolację pożegnalną
dla Erin. Na główne danie podała pieczeń wołową z
ziemniakami i jarzynami, a na deser placek z czere-
śniami oraz bitą śmietanę.
- Powiedziałeś Erin o swoim scenariuszu filmo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl