[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Młody Kolski po tej rozmowie z ojcem sprawdził, czy wóz nie jest uszkodzony, i rano
odstawił go właścicielowi. Zapomniał jednak o pewnym szczególe. Kiedy właściciel oddawał
samochód do naprawy, Kolski senior zanotował w swojej książce warsztatowej stan licznika
nyski, co umożliwiło ustalenie przebiegu wozu. Po odliczeniu drogi z warsztatu do
podkarpackiej posiadłości właściciela i stwierdzeniu, że wóz pózniej nie był używany, można
było w pewnym przybliżeniu ustalić, jaką drogę odbył Władysław Bieńkowski. Ilość
przejechanych kilometrów pasowała jak ulał do trasy: Podgórze Kazimierz (ulica Józefa) 
Olsza i powrót Olsza  Podgórze.
Jeszcze tego samego dnia kapitan Derko uzyskał podpisany przez prokuratora nakaz
przeprowadzenia rewizji u Alicji yrebko. Ekipa z wydziału służby kryminalnej przejrzała
każdy centymetr niewielkiej kawalerki przy ulicy Józefa.
ZRODA  3 PAyDZIERNIKA
Alicja yrebko siedziała po drugiej stronie biurka w demonstracyjnie swobodnej pozie i
kłamała w sposób oczywisty. Przyłapana, szybko się wycofywała i spoglądała na Derkę
ładnymi, nadmiernie podmalowanymi oczami z nie ukrywanym zdziwieniem, że została tak
opacznie zrozumiana.
 Ależ tak, właśnie to chciałam powiedzieć  mówiła z pewną kokieterią.
Porucznik Bartkowski nie podzielał spokoju swojego szefa. Zrywał się z krzesła i zaczynał
kręcić się po pokoju. Wtedy oglądała się w jego stronę. Siadał więc z powrotem na swoim
miejscu i zabawiał się zapalniczką. yrebko znowu rzucała mu szybkie, niepewne spojrzenie,
jakby obawiała się, że może ją czymś zaskoczyć.
 No dobrze, zacznijmy od początku  powiedział w którymś momencie z ledwo
dostrzegalnym zniecierpliwieniem kapitan Derko.  Przed wyjazdem z Bylic pracowała pani
w Miastku, w sklepie geesu jako ekspedientka. Tak?
 Co to może mieć wspólnego ze śmiercią Bargieła?  Tym razem była naprawdę
zdziwiona nagłą zmianą tematu.
 Proszę odpowiadać na moje pytania. No więc?
 Tak&  przyznała z pewnym ociąganiem  ale pracowałam tam bardzo krótko.
 Osiem miesięcy, czyli od marca do pazdziernika siedemdziesiątego trzeciego roku.
Dlaczego pani stamtąd odeszła?
 To nie była praca dla mnie.
 Zgadza się.  Derko przerzucał leżące przed nim papiery.  Tego samego zdania była
pani Malikowa, kierowniczka sklepu.  Alicja yrebko wzruszyła nieznacznie ramionami. 
Po powrocie z urlopu wypoczynkowego stwierdziła poważne braki magazynowe. Jednak
obiecała nie nadawać sprawie biegu służbowego, jeżeli w ciągu tygodnia zwróci pani do kasy
brakujące dwadzieścia tysięcy złotych. Stała się w ten sposób pani wspólniczką, ale jak sama
twierdzi, było jej żal głupiutkiej, niedoświadczonej pracownicy. Zażądała jednak, żeby pani
złożyła wymówienie, i to od zaraz.
 Ona, ona panu to wszystko powiedziała?! Coś podobnego!  Potarła palcami
zaczerwieniony policzek, jakby ją niespodziewanie zapiekł.  Rzeczywiście byłam wtedy
głupia. Tak. Byłam głupia, że dałam się wrobić w to manko! Pan wie, co to jest taki sklep
geesu? Tam jest wszystko. Począwszy od nici i tanich kretonów w kwiatki, a na telewizorach
skończywszy. Druga ekspedientka była na urlopie macierzyńskim. Harowałam jak dziki osioł.
A Malikowa pojechała na urlop. Przed jej wyjazdem nie odebrałam porządnie magazynu.
Miałam do niej zaufanie. Podsunęła mi jakieś faktury do podpisania, poklepała po ramieniu,
powiedziała:  Radz sobie, dziecko i pojechała. Nie miała prawa zostawiać mnie samej&
Tym bardziej że pracowałam tam od niedawna. Jak wróciła, zamknęła sklep na trzy dni i
wzięła się do remanentu. Cwaniara! Gdyby mi brakowało dwa, trzy tysiące, mogłabym w to
uwierzyć. Ale dwadzieścia!?
 Jeżeli była pani niewinna, dlaczego zgodziła się pani płacić?
 A co miałam robić? Przed urlopem zdała mi sklep i magazyn. Sama to podpisałam.
Groziła mi, że odda sprawę do prokuratora. Rodzice by mnie chyba zabili. Ale jakim cudem
mogłabym przepuścić dwadzieścia tysięcy?
 To znowu nie taka wielka sztuka. Z Bylic do Tarnowa jest dosyć blisko, można
wyskoczyć raz i drugi z przyjaciółmi na niedzielę i wydać sporo pieniędzy.
 Jak widzę, już panu nagadali& Fakt, byłam dwa razy z koleżanką w Tarnowie& Ile
mogłyśmy wydać? Tysiąc złotych? Przecież nie więcej. Nie chcę pana okłamywać&
Rzeczywiście pożyczyłam sobie z kasy dwa tysiące& dla koleżanki& Miała takie tam swoje
kłopoty& Dlatego powiedziałam, że mogłabym uwierzyć w braki na dwa, trzy tysiące. Ale
więcej nie wzięłam. A i to oddałabym& choćby z mojej pensji. To ta stara złodziejka
nakradła, a potem wszystko na mnie zwaliła. Dziwię się tylko, że sama o tym mówi. Musiała
przecież sfałszować kwity, żeby wprowadzić te dwadzieścia tysięcy do kasy. Czyli popełniła
przestępstwo. Prawda?
 W każdym razie pożyczyła pani pieniądze od Bargieła i wpłaciła do kasy.
yrebko przez chwilę milczała.
 Tak, ale spłaciłam już ten dług. Nic mu nie byłam winna.  Jej spojrzenie umknęło
gdzieś w bok.
 Zaraz, zaraz. Skończmy najpierw z Bylicami. Tak jak żądała pani Malikowa, złożyła
pani wymówienie i od pierwszego listopada była pani wolna. Piętnastego listopada, czyli po
dwóch tygodniach rozpoczęła pani pracę w  Maleńkiej . Kierowniczką kawiarni była wtedy
pani Stefania Dudzińska, przyjaciółka Bargieła. Właśnie na jego prośbę przyjęła panią do
pracy, a nawet na trzy miesiące do swojego domu. Mieszkała pani u niej do czasu, aż Bargieł
wynajął dla pani kawalerkę przy ulicy Józefa. Właścicielką tego mieszkania jest Adela
Lesińska, która od dwóch lat faktycznie przebywa u swojej córki i opiekuje się wnukami. Pan
Bargieł zapłacił za rok z góry. Wyniosło to dziewiętnaście tysięcy. W siedemdziesiątym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl