[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kierowcą ciężarówki wożącej materiały z supermarketu  Jay and Jay do Zakładów
Sprzętu Lotniczego w San Bernardino! - powiedział Bob. - A zatem obaj już nie żyją! Gregg
Patton i Człowiek z Blizną - Joe Knopf! Obaj najprawdopodobniej zamieszani w porwanie
twojego ojca.
Jupiter w osłupieniu patrzył na przekrojonego pomidora.
- Wszyscy zamieszani w aferę Morrisona - Blacka? Giną jeden po drugim, bo za dużo
wiedzą! - mruknął Pete. - I on miał w domu twój album ze zdjęciami?
Dziewczyna skinęła głową.
- Tak. Policja zrobiła rewizję w domu nieboszczyka i znalazła album. Sierżant Wilson
przesłuchiwał mnie na posterunku. Pytał o dziennikarkę...
Jupiter Jones ssał wargę.
- Sprawa jest dla mnie jasna - powiedział po dłuższej chwili. - Ktoś nad tym
wszystkim czuwa...
- Trzeci? - zastanowił się Andrews. - Skoro Black i Morrison są chwilowo
unieruchomieni, jest ktoś, kto przestawia pionki na szachownicy. Ktoś, kto tym wszystkim
steruje...
- Steven Forman? Też chemik? - zastanowił się Bob.
Crenshaw podniósł palec.
- I ma ochotę na sto milionów od koreańskiej mafii Nusi - Da. Po moim trupie! One
się należą twojemu ojcu, Caroline!
- Jak odkryć machlojki trzeciego? - zafrasował się Bob.
- Po nitce do kłębka - wymruczał Jupiter. - Bob, jedziesz z Caroline do Instytutu
Konserwacji Papieru. Natychmiast! Niech ci w tym pomoże Susie Lynn. Zaraz do niej
zadzwonię. Zmuście tamtejszych specjalistów do sprawdzenia dokumentów. W końcu
obiecali, no nie?
Bob chwycił swój gruby notes.
- Już się robi! A wy?
- My? - zastanowił się Jupiter. - Pogadamy od serca z sierżantem Kingiem z
Królewskiej Konnej! Jest w tym wszystkim zbyt dużo trupów. Trzeci nie próżnuje! A
Koreańczykom ziemia zaczyna się palić pod stopami.
Posterunek policji w San Bernardino w niczym nie przypominał ponurego biura Mata
Wilsona. Przestronne wnętrza, telefony i komputery, zgrabne policjantki w minispódniczkach
i metalowe kraty wewnętrznego aresztu. Sierżant King z zainteresowaniem czytał  California
Examiner .
- Coś się stało? - spytał niezbyt uprzejmie.
Jupiter Jones tym razem nie ukrywał faktów. Z wizytą Boba w Zakładach Lotniczych
włącznie. Gdy skończył, na twarzy policjanta malowało się niezdecydowanie.
- Szef na to nie pozwoli - wymamrotał.
- Trzeci będzie dalej zabijał. O mały włos nie pozbawił życia Susie Lynn. Gdyby nie
my...
- Ale policja nie ma prawa wchodzić na teren strzeżonych zakładów. Nie mamy
pewności, że Thomas Black jest przetrzymywany w pawilonie szóstym. A jeśli to tajna
produkcja Pentagonu?
- Tym bardziej! - denerwował się Pete. - Koreańczycy tylko czekają! Po San
Bernardino latają szpiedzy niczym stada motyli.
- Złożę meldunek szefowi - zgodził się niechętnie King. - Więcej nic nie mogę zrobić.
Jesteście pewni, że jest jakiś trzeci?
- Absolutnie - przytaknął Jupiter. - I odkryję, kto to taki. Tylko niech policja będzie
wtedy na miejscu. Inaczej... - przejechał palcem po gardle. - Wszyscy będziemy wąchać trawę
od spodu. Pan też!
Było pózne popołudnie, gdy pod Kosmiczną Halę podjechała furgonetka Caroline.
- I co? - Pete przestał walić młotkiem w sterownię statku kosmicznego.
- Mamy! - Piękne oczy Caroline błyszczały. - Udało się! Pomogła Susie i ojciec Boba,
dziennikarz z  Los Angeles Sun .
- A konkretnie?
Bob ostrożnie rozwijał rulon nasączony chemikaliami. W jego środku tkwił, jeszcze
na wpół wilgotny, ale ze wszech miar czytelny dokument.
- Umowa pomiędzy Edgarem Morrisonem a Thomasem Blackiem. Jest warta tego oto,
niestety nie podpisanego czeku na sto milionów! Cały świat się dowie, że wspaniały chemik
Morrison jest oszustem!
- Mamy zatem najważniejszy dowód! - wykrzyknął Jupiter.
I to były jego ostatnie słowa, zanim w Kosmicznej Hali nie rozpętało się
pandemonium. Do ataku przystąpiły aż dwie brygady antyterrorystyczne, nawzajem się
zwalczające. Wpadli nieomal równocześnie przez oba wejścia, które natychmiast
zablokowali. Jedni mieli na plecach żółte litery FBI, drudzy odblaskowe napisy: Policja.
Trzej Detektywi w pełnym zaskoczeniu zrobili to, co powinni: wpadli do środka Star
Treku. A wnętrze znali jak własną kieszeń.
- Tędy! - popędzał Pete świszczącym szeptem. - Caroline, jesteś?
- Jest tuż za tobą! - raportował Bob, przeczołgując się pomiędzy sterownią a fotelami
kosmonautów.
- Jupe?
- Tu! Pod ładownią! Jak wyjść?
Wrzaski i przekleństwa walczących stron zagłuszały wszystko. Pete, najlepiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl