[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Res, która przejęła stery, krążyła tuż nad nimi.
Mimo woli Hal przypomniał sobie nagle swój pierwszy pobyt obok potoku i film
wyświetlony przez maluchów. Sceneria niemal się powtarzała - nawet owa gorączkowa krzątanina
na skraju strefy zagrożenia.
- Wypróbowujemy nową metodę - wyjaśniła Res. - Od przodu spychamy na potok materiał,
tam, gdzie przeszła już główna fala. Dzięki temu tworzą się wysepki, które wymierają po spożyciu
materiału, a mikroby posuwają się wolniej.
- Nosiciele genów mogą się otorbić i przeżyć - wtrącił Chris. - Ta metoda jest bardzo
niebezpieczna.
- Wiem... Kilka z nich odizolowaliśmy już i przeprowadzimy na nich badania. Czy jesteś
pewny, że znasz się na nich? - zapytała nagle ostro Res.
- Jeżeli pochodzą od nas, co nie jest wykluczone, to jest to najlepsza odmiana. Nie zrozum
mnie zle: są najbardziej agresywne i najlepiej zorganizowane. W krótkim czasie można je
przestawić na różne rodzaje pożywienia. Możliwe też, że robią to same, jeżeli, tak jak tu, nie
znajdują się pod kontrolą. Bardziej jednak interesuje mnie, skąd one się wzięły. Lecimy dalej.
Hal spojrzał na Res. Wyglądała na zaskoczoną.
- Chris, myślałem, że możemy przedsięwziąć coś przeciw nim! - Hal wskazał na dół,
zapominając, że
Chris nie jest w stanie ogarnąć wzrokiem tego widoku.
- Jeżeli przystąpimy do dzieła, to poradzimy sobie z nimi w ciągu kilku godzin - odparł
niecierpliwie Chris. - Ale do ich uaktywnienia przyczynił się na pewno  Ocean I . Musimy
sprawdzić, czy ktoś z załogi przeżył, zrozumcie to!
- Niedługo całe miasto zostanie ewakuowane. Czy wiesz, co to znaczy? Pomijam już
sprawę kosztów. Ale to wywołuje panikę, niepewność, strach, sieje zwątpienie...
Zaległa pełna napięcia cisza. Potem Res powiedziała sarkastycznie:
- Nie znajdziesz żadnego śladu. One przybywają z pustyni. W piasku wszelki ślad ginie.
- Wybacz - odparł Chris - ale wolałbym przekonać się o tym osobiście.
- Ale nie teraz! - Głos Hala brzmiał zdecydowanie. - Najpierw trzeba zatrzymać ten potok.
Res spojrzała na niego, a potem na transopter.
- W ten sposób do niczego nie dojdziemy - powiedziała łagodząc sytuację. - Czy nie można
pogodzić jednego z drugim?
Hal poczuł wdzięczność za jej propozycję.
- Przepraszam cię, Chris, ale w takiej sytuacji trudno jest zapanować nad sobą.
- W porządku - odparł Chris. - Oczywiście możemy przeprowadzić jednocześnie obydwie
rzeczy, mamy wystarczająco dużo specjalistów. Tylko że tak jak ty, Hal, ja też mam swoje
instrukcje, a najważniejszym nakazem jest bezpieczeństwo, przede wszystkim tych ludzi, którzy
biorą udział w akcji.
- Sądzisz, że wpłynie na to twoja obecność? zawołał Hal rozdrażniony i natychmiast
pożałował tych słów. Na szczęście przetwornik nie był w stanie oddać wszystkich niuansów.
- Nie, ale tylko ja mogę interweniować. Na przykład przerwać akcję.
- Wystarczy już! - szepnęła Res, a na głos dodała: - Oczywiście, Chris, zadbano już o pełne
bezpieczeństwo. Uczyniono wszystko, na co stać ludzi.
- Makroludzi - roześmiał się Chris. - Dobrze. Rozpocznę akcję, a potem wystartujemy.
Lądujemy!
Tuż obok nich opuścił się drugi samolot, z którego wysiadł Mark. Przywitał się przelotnie z
Halem i krótko z Res, ale zbyt wylewnie, jak na kolegą z pracy, tym bardziej że z pewnością
widzieli się poprzedniego dnia. Hala ucieszył ten fakt ze względu na Res. Nie mógł powstrzymać
się od uwagi:
- Za kilka godzin będzie po wszystkim. Wszystko, co tu się znajduje, cofnijcie na odległość
stu metrów od potoku. Zaniknijcie teren i wydajcie współpracownikom zakaz wstępu. Ciekawscy
są również niepożądani w strefie zagrożenia.
- Ale... - wtrącił Mark.
- Bardzo proszę - przerwał mu Hal - przyjdzie pora i na wyjaśnienia. Ale teraz mamy
bardzo mało czasu.
- Tak przecież nie można - protestował niepewnie Mark.
- A jednak, Mark, nieraz trzeba tak postąpić - perswadowała Res.
Mark wzruszył ramionami, uśmiechnął się do niej i wsiadł do samolotu, po czym wydał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl