[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zabrać do cudownego Wielkiego Zwiatła, i nienawidził sam siebie tak bardzo, że
mógłby zacząć płakać.
Jak on się stąd wydostanie?
 No to wypuśćcie Móriego  zwrócili się Jonssonowie do pozostałych. 
Pozwólcie mu iść do Wielkiego Zwiatła!
 Ale ja nie chcę do światła!  zaprotestował Móri, choć jego serce tam wła-
śnie się wyrywało.  Ja muszę wracać do ziemskiego życia! Tyle mam jeszcze
do zrobienia. . .
Czarnoksiężnicy uśmiechali się łagodnie.
 Wrócić do ziemskiego życia? Jakim sposobem chciałbyś tego dokonać?
 Jeśli uda mi się wytrwać w przedsionku śmierci, dopóki do mojego po-
zbawionego duszy ciała nie nadejdzie pomoc, to wszystko będzie dobrze. Towa-
rzyszące mi duchy prosiły, bym tu czekał, bo gdzie indziej nie mogłyby mnie
odnalezć.
Umarli czarnoksiężnicy przyglądali mu się badawczo i wymieniali między
sobą pełne zdumienia uwagi. Móri widział wśród nich wielu Afrykanów, praw-
dopodobnie czarowników-uzdrowicieli, a także dostojnych ludzi Wschodu, tybe-
tańskich mnichów, derwiszów, szamanów. . . i magików o europejskich rysach.
33
Nieco za nimi tłoczyła się cała reszta, ci, którzy nie przynależeli do klanu czarno-
księżników. Stanowili oni zdecydowanie najliczniejszą grupę.
W końcu potężni czarownicy zwrócili się do Móriego. Przemówił ponownie
Indianin:
 Widzimy, że naszą nadzieją jest twój syn. Uważamy też, że dla chłopca
byłoby najlepiej, gdybyś mimo wszystko powrócił na Ziemię i pomógł mu, cho-
ciaż nie mamy pojęcia, jakim sposobem miałbyś wydostać się z tego świata. My
sami nie wyrządzimy ci tutaj najmniejszej krzywdy, ale nad tymi potworkami nie
mamy władzy. Trzymaj je od siebie z daleka, jak długo potrafisz! Jesteś podat-
ny na ich ciosy, ponieważ nadal znajdujesz się w krainie zimnych cieni, a także
ze względu na twoje dobre serce. Nie okazuj współczucia, nie zapominaj o ich
pragnieniu, by się dostać do Wielkiego Zwiatła! Ono nie jest dla istot z ich wy-
miaru, które nie mają nic wspólnego z planetą Ziemią. %7łyczymy ci wszystkiego
najlepszego. Nie chcemy, byś doznał takiego losu jak nasz, obawiamy się jednak,
że w końcu trafisz do naszego chóru.
 Ale ja nie uważam, że przestępstwa czarnoksiężników są specjalnie wiel-
kie.
 Bo też i nie są. Ale my wszyscy, którzyśmy się tu znalezli, próbowaliśmy
zmieniać nienaruszalne prawa życia i śmierci. Innymi słowy, próbowaliśmy po-
konać śmierć.
 W takim razie powinni się tu znajdować przede wszystkim lekarze! I ucze-
ni.
 No i są  rzekł Indianin z uśmiechem.  Ale tylko ci, którzy lekceważą
prawa natury.
Liczna gromada, która miała jeszcze długo oczekiwać w przedsionku śmierci,
odwróciła się i po chwili zniknęła w ciemnościach.
Został tylko Móri z mrowiącym się wokół tłumem złych istot nie z tego świata.
Każda z nich pragnęła tylko jednego: ulokować się jakoś w jego duszy.
Móri wciągnął głęboko powietrze i przygotował się do długotrwałego oporu.
 Tiril  wyszeptał.  Twoja miłość pomogła mi już przedtem, kiedy było
ze mną naprawdę zle. Ty potrzebujesz mnie i moich uczuć, daj mi więc jeszcze
jedną możliwość, bym ci je okazał. Wiem, że i ty, i nasz syn, Dolg, znajdujecie się
w wielkim niebezpieczeństwie. Pomóż mi wrócić do życia, bym mógł z wami być
i walczyć po waszej stronie. Nie wolno dopuścić, by ta straszna sekta zwyciężyła.
Diabelskie małe istoty podpełzały coraz bliżej.
Z góry, z centrum huczącego sztormu zstępował Anioł Zmierci.
Rozdział 6
W domu w Theresenhof księżna Theresa chodziła tam i z powrotem, przysta-
wała w zamyśleniu, po czym ruszała znowu w swoją nie mającą końca wędrówkę.
Jej myśli i wola wykonywały tyle samo zwrotów, tam i z powrotem, ze zdenerwo-
wania czuła mrowienie w palcach.
Dzieci bawiły się spokojnie, no, powiedzmy, że spokojnie, w pokoju obok.
Theresa słyszała, jak Taran przeklina używając słów, które z pewnością słyszała
od służących w stajni, ale akurat teraz nie miała ani czasu, ani siły, żeby zwrócić
małej uwagę.
A gdybym tak wzięła dzieci i wyjechała im na spotkanie?  myślała po raz
już chyba dziesiąty. Mały Dolg może potrzebować mojej pomocy. . .
Wiedziała jednak, że byłaby to wyprawa w nieznane. Pojęcia przecież nie mia-
ła o drodze do Szwajcarii, a zwłaszcza do Graben. Poza tym. . . Spotkanie? Prze-
cież oni chyba jeszcze nie dotarli do celu.
Och, nie, chyba muszą już być na miejscu. Ona sama przecież ma za sobą
niebezpieczną i długą podróż.
Szczęśliwy Dolg! Theresa wiele by dala za to, by znalezć się na jego miejscu,
zazdrościła mu aż do bólu.
Nie do końca zdawała sobie sprawę ze swoich uczuć i myśli, po prostu prze-
pływały przez jej głowę, ale gdyby je sobie wyraznie uświadomiła, to pewnie
przeraziłaby się nie na żarty.
Tylko że to takie irytujące być tym, który ciągle musi siedzieć w domu! Nie
traktowała dzieci jak kuli u nogi, co to, to nie. Ale dlaczego wszyscy uważają za
naturalne, że właśnie ona powinna się poświęcić? Starsza pani, babcia dzieciom.
Kogoś takiego nie zabiera się w pełną trudów i niewygód podróż!
A przecież nie mieli pojęcia, czego ona dokonała! Dzięki jej wyprawie do
Heiligenblut wiedzieli teraz, gdzie znajduje się Tiril.
Niestety, nikt nie wrócił jeszcze do domu i nie miała komu opowiadać o swoim
triumfie.
A przy tym przecież Erling jest ledwie rok od niej młodszy, ale on może
uczestniczyć w najbardziej podniecających i niebezpiecznych wyprawach. Tylko
że Erling jest mężczyzną im wolno więcej!
35
To niesprawiedliwe!
%7łeby tak móc być z nimi teraz. . . Nocować w nie znanych miejscach, być
może w prymitywnych warunkach, może nawet pod gołym niebem. To nie miało-
by dla niej żadnego znaczenia, byle tylko Erling znajdował się obok. Wtedy ona
mogłaby. . .
Gwałtowny rumieniec pokrył policzki księżnej. Co też jej chodzi po głowie?
Przystanęła na chwilę i zaraz znowu podjęła swoją wędrówkę. Oczywiście, że
chciałaby razem z innymi ratować Móriego, naprawdę nie miała innych motywów.
Czy oni już nigdy nie wrócą? Co się z nimi stało?
W drzwiach stanęły blizniaki.
 Babciu, czy ty zamierzasz wydeptać w podłodze głęboką ścieżkę?  za-
pytał Villemann.  Dlaczego tak chodzisz bez przerwy w kółko?
Zatrzymała się, ukucnęła przed dziećmi i ujęła je za ręce.
 Ja po prostu staram się robić dobrą minę do złej gry. Nie chcę was straszyć,
ale sama nie umiem się pozbyć niepokoju. Dlaczego nie mamy żadnej wiadomości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl