[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nelorn. U boku Zasa stał Uroch z Nievy o pobladłej lecz gniewnej twarzy. Uroch
przyglądał się nadciągającej nieuchronnie okrytej łachmanami gromadzie.
Wrzeszcząc, żebracy zwarli się w walce z obrońcami Tanelorn. Chociaż słabsi
liczebnie, wojownicy walczyli zaciekle, gdyż bronili nie tylko swego życia i tego,
co w tym życiu ukochali; bronili wszystkiego, co nadawało życiu sens.
Narjhan siedział na koniu, obserwując bitwę. Sorana zatrzymała się u jego
boku. Władca Chaosu nie mógł brać czynnego udziału w walce, a jedynie przy-
glądać się jej i w razie potrzeby zastosować magię, by wspomóc swe sługi lub
bronić własnej osoby.
Obrońcom Tanelorn cudem udawało się powstrzymywać napór rozwrzeszcza-
nej hordy. Ich broń ociekała krwią, wznosząc się i opadając pośród morza kotłu-
jących się ciał, połyskując czerwonawym światłem świtu.
Pot zmieszał się ze słonymi łzami w szczeciniastej brodzie Bruta. Lashma-
ryjczyk zwinnie zeskoczył z grzbietu swego czarnego konia, gdy zwierzę rżąc
żałośnie zwaliło się na ziemię. W gardle narastał mu szlachetny okrzyk bojowy
przodków i chociaż nie bardzo pasował on do tej haniebnej walki, Brut, wywijając
ostrym toporem i rozłupującą wszystko w drzazgi maczugą, pozwolił wydostać
mu się z rykiem z krtani. Nie miał jednak nadziei w sercu; Rackhir nie powró-
cił i Tanelorn było skazane na zagładę. Pocieszał go jedynie fakt, że umrze wraz
z miastem, a jego krew zmiesza się z popiołami Tanelorn.
Także Zas poczynał sobie dzielnie, póki nie padł z roztrzaskaną czaszką. Bie-
gnący w stronę Urocha z Nievy żebracy zmasakrowali stopami jego starcze ciało.
Dusza Zasa, nadal zaciskającego dłoń na złotej rękojeści miecza, opuszczała wła-
śnie ciało, by zniknąć w Otchłani, gdy Uroch również zginął w walce.
I wówczas nagle Statki z Xerlerenes zmaterializowały się na niebie i Brut, zer-
knąwszy przypadkowo w górę, wiedział, że Rackhir wreszcie powrócił, chociaż
mogło być już za pózno.
Narjhan także spostrzegł Statki. Zawczasu przygotował się na ich spotkanie.
132
%7łaglowce szybowały w przestworzach, otoczone przez %7ływioły Ognia, które
zawezwał Lamsar. Duchy powietrza i płomienia przybyły na ratunek słabnącemu
Tanelorn. . .
%7łeglarze przygotowali się do walki. Czarne twarze przybrały pełen koncentra-
cji wygląd, gęste brody skrywały uśmiech. Mężczyzni z Xerlerenes przysposobili
wojenny rynsztunek. Różnego rodzaju broń  długie, hakowate trójzęby, stalowe
sieci, zakrzywione miecze, wydłużone harpuny  połyskiwała w świetle poranka.
Rackhir stał na dziobie prowadzącego statku. W kołczanie miał pełno smukłych
strzał ofiarowanych przez %7łeglarzy. Pod sobą widział Tanelorn. Widok wciąż nie
zdobytego miasta sprawił mu ulgę.
Dostrzegł też kłębiących się wojowników, ale z tej wysokości nie potrafił po-
wiedzieć, czy są to przyjaciele, czy wrogowie. Lamsar krzyknął w stronę uwijają-
cych się dokoła %7ływiołów Ognia, wydając im instrukcje. Timeras uśmiechnął się
szeroko i trzymał miecz w pogotowiu. %7łaglowiec zakołysał się na wietrze i opu-
ścił niżej.
Teraz zobaczył Narjhana i stojącą obok Soranę.
 Ta suka ostrzegła go, przygotował się na nasze przybycie  powiedział
Rackhir, zwilżając wargi i wyciągając strzałę z kołczana.
Statki z Xerlerenes opuszczały się coraz niżej, żeglując na prądach powietrza.
Złote żagle wypełniały się wiatrem. Załoga zgromadziła się na jednej burcie, rwąc
się do walki.
I wówczas Narjhan wezwał Kyrenee.
Wielka niczym burzowa chmura, czarna jak Piekło, z którego pochodziła, Ky-
renee uformowała się z powietrza. Jej bezkształtne cielsko ruszyło w stronę Stat-
ków z Xerlerenes, bryzgając dokoła strumieniami trucizny. Olbrzymie macki owi-
jały się wokół nagich ciał krzyczących %7łeglarzy, miażdżąc je w swym uścisku.
Lamsar pośpiesznie przywołał ogniste istoty, zajęte pożeraniem żebraków. %7ły-
wioły utworzyły jedną wielką płomienistą kulę, która pomknęła na spotkanie Ky-
renee.
Dwie masy zderzyły się z towarzyszącym temu wybuchem, oślepiające Czer-
wonego Aucznika różnokolorowym światłem. Statki rozkołysały się i rozedrgały
tak, że kilka z nich przewróciło się stępką do góry, a ich załogi poleciały w dół na
pewną śmierć.
Eksplozja rozniosła dokoła fragmenty płomiennej kuli i strzępy trującego
czarnego ciała Kyrenee, które uśmiercały wszystko, co stanęło na ich drodze, po
czym znikały.
Powietrze wypełniło się smrodem, odorem spalenizny, pozostałością po ży-
133
wiołach.
Kyrenee umarła. Jeszcze przez moment niosło się jej zamierające wycie. %7ły-
wioły Ognia, umierając lub wracając do własnej sfery, wyblakły i znikły. To, co
pozostało z ciała wielkiej Kyrenee, opadło powoli na ziemię i przykryło część kłę-
biących się wokół żebraków. Jedynym, co pozostało po olbrzymiej rzeszy ludzi,
była rozciągająca się szeroko mokra plama, pokryta zbielałymi kośćmi.
 Szybko, dokończcie walki, nim Narjhan zdoła przywołać inne potwory 
krzyknął Rackhir.
%7łaglowce spłynęły niżej. %7łeglarze zarzucali stalowe sieci, wciągając na po-
kład wielką liczbę żebraków, harpunami i trójzębami dobijając rzucających się
nieszczęśników.
Rackhir wypuszczał strzałę za strzałą, z satysfakcją widząc, że każda z nich
trafiała nieprzyjaciela właśnie tam, gdzie ją wycelował. Pozostali przy życiu
obrońcy Tanelorn, prowadzeni przez Bruta, lepkiego od krwi, lecz uśmiechają-
cego się na myśl o zwycięstwie, rzucili się na przerażonych żebraków.
Narjhan nie ruszał się z miejsca, gdy jego ludzie, uciekając, kłębili się wo-
kół niego i dziewczyny. Sorana, wyglądająca na przestraszoną, spojrzała w górę
i napotkała wzrok Rackhira. Czerwony Aucznik wycelował w nią strzałę, lecz roz-
myślił się i strzelił w stronę Narjhana. Pocisk przebił czarną zbroję, lecz nie mógł
wyrządzić krzywdy Władcy Chaosu.
Wtedy %7łeglarze z Xerlerenes zarzucili ze statku, na którym płynął Rackhir,
największą sieć i złapali w nią Narjhana razem z Sorana.
Krzycząc z ożywieniem wciągnęli szamoczące się ciała na pokład. Rackhir
podbiegł kawałek, by obejrzeć zdobycz. Sorana miała biegnące w poprzek twarzy
zadrapanie od stalowej sieci, ale Narjhan leżał nieruchomy i przerażający.
Rackhir wyszarpnął topór z rąk jednego z %7łeglarzy i kopnięciem zrzucił czar-
ny hełm, stawiając stopę na piersi pokonanego.
 Pożegnaj się z życiem, Narjhanie z Chaosu!  krzyknął w bezrozumnym
podnieceniu. Radość ze zwycięstwa przyprawiła go niemal o histerię, gdyż pierw-
szy raz się zdarzyło, że śmiertelnik pokonał Władcę Chaosu.
Jednakże zbroja była pusta, jak gdyby nigdy nie wypełniało jej ciało. Narjhan
zniknął.
Spokój zapanował na pokładzie Statków z Xerlerenes i ponad miastem Tane-
lorn. Pozostali przy życiu wojownicy zgromadzili się na miejskim rynku i wiwa-
tując świętowali zwycięstwo.
Friagho, Kapitan %7łeglarzy podszedł do Rackhira i wzruszył ramionami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl