[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To nieprawda! Jak myślisz, czym jest miłość? Czymś, co jak ptak odla-
tuje z serca od najlżejszego krzyku czy uderzenia? Możesz przede mną uciekać
wysoko w swoją ciemność, ale zawsze będziesz mnie widziała pod sobą, choćby
125
daleko, z twarzą zwrócona ku tobie. Moje serce należy do ciebie. Tamtej nocy
oddałem ci je wraz z imieniem. Jesteś jego strażniczką. Możesz się nim opieko-
wać albo pozwolić, by zastygło i umarło. Nie rozumiem cię. Jestem na ciebie zły.
Jestem zraniony i bezradny, ale nic nie wypełni bólu tej pustki wewnątrz, mnie,
gdzie twe imię odbijać się będzie echem, jeśli cię utracę.
Puścił ją. Szeroko otwierając oczy, patrzyła, jak odchodzi, a kosmyki włosów
opadały jej na twarz. Wyciągnęła rękę.
Dokąd idziesz?
Znalezć Lwa Sirle.
Ruszyła za nim; biegła niemal, by dorównać jego szybkim, gniewnym kro-
kom. Znalezli Roka przy stole w pustym holu; Ceneth siedział obok zgarbiony,
z pucharem w ręku. Rok obserwował Corena błyszczącymi oczami barwy lo-
dowatego błękitu w zaczerwienionej twarzy. Czekał bez drgnienia. Kiedy Coren
uderzył pięścią w stół, Ceneth podskoczył.
Wiem oznajmił krótko Rok.
Jeśli wiesz, to dlaczego? Dlaczego?
Musisz sam wiedzieć dlaczego. Rok umilkł na chwilę. Głos rwał mu
się ze zmęczenia. Pewna kobieta przyszła do mnie i zaproponowała pieniądze
i moc w zamian za zniszczenie człowieka, który zabił Norrela, człowieka, który
na Terbrec powalił Sirle na kolana. Nie myślałem o niej; nie myślałem o tobie. Po
prostu przyjąłem to, o czym dniem i nocą marzyłem od trzynastu lat. Uczyniłem
to, co uczyniłem. I co teraz zrobisz? Ty także chciałeś tej wojny.
Nie w ten sposób!
Wojna to wojna. Czego właściwie chcesz, Corenie? %7łeby Drede uszedł bez
kary za to, co zrobił twojej żonie?
Zaciśnięta pięść Corena zadrżała na blacie.
Gdyby mi wtedy powiedziała, wyruszyłbym do Mondoru sam, bez broni,
i zabiłbym go gołymi rękami. Ale ona zwróciła się do ciebie. A ja zostałem sam,
poza kręgiem wtajemniczenia; po raz pierwszy zaglądam do jego wnętrza i nie
wiem, jak określić to, co widzę. Gdzie miałeś oczy, Roku z Sirle? Czy nie wi-
działeś, że krok po kroku, chwila za chwilą moja żona niszczy samą siebie kłam-
stwami, goryczą i nienawiścią? A ty przyglądałeś się temu obojętnie i milczałeś!
Milczałeś! Wykorzystywałeś ją tak, jak ona ciebie. Co pozostało teraz z was oboj-
ga? Wiem, jaką drogę bez końca wybrała. Ty znasz ją także. A jednak nie kiwnąłeś
palcem, żeby ją powstrzymać, nie zdradziłeś nic, żebym ja mógł to zrobić.
Rok uniósł dłoń i zmęczonym gestem przetarł oczy. Zgarbiony nad kielichem
Ceneth uniósł głowę.
Co zamierzasz teraz zrobić, Corenie? Mógłbyś zabić nas wszystkich, z wy-
jątkiem Herne a i Eortha; oni o niczym nie wiedzieli. Albo mógłbyś nie stanąć
do bitwy. Mógłbyś też zapomnieć, że twoja duma została zraniona, pogodzić się
z tym, co nieuniknione. . .
126
To nieuniknione? Coren wyprostował się i odwrócił tak nagle, że Sybel
drgnęła wystraszona. Spojrzał na nią oczami obcego. Naprawdę?
Przygarbiła się.
Kocham cię, Corenie. Ale nie mogę już tego powstrzymać.
Chwycił ją za ramiona.
Sybel wyszeptał. Kiedyś zrezygnowałem dla ciebie z czegoś podob-
nego. . . Zrezygnowałem z marzenia o zemście, z koszmaru cierpienia, który był
niczym długa choroba, A teraz ciebie proszę. Zrezygnuj. Jeśli nie dla mnie, to dla
Tama.
Spojrzała mu w oczy.
Proszę. . . szepnęła.
Powoli opuścił ręce.
A więc chcesz tego aż tak bardzo. . . Rozumiem. Poznałaś to, przed czym
chciałaś uchronić Tama: smak władzy. No cóż, dam ci twoją wojnę. Ale nie wiem,
co ci pozostanie, kiedy wojna dobiegnie końca.
Odwrócił się i wyszedł. Sybel spoglądała za nim bez słowa. Kiedy już zniknął,
podeszła do stołu i osunęła się na ławę. Dwaj mężczyzni obserwowali ją w milcze-
niu, czekając, aż się rozpłacze. Jednak nie doczekali się łez. Siedziała bez ruchu.
Ceneth nalał wina i przysunął jej puchar. Dotknęła go, ale nie piła. Oczy miała
puste.
Dopiero po chwili wypiła niewielki łyk i jej twarz odzyskała ślad koloru. Ce-
neth przeczesał palcami włosy.
Przepraszam. Tak mi przykro. . . %7łeby paplać o wszystkim w stajni, jak
para dzieciaków. . . Widywałem już ciężko rannych z takimi twarzami, ale nigdy
jeszcze człowieka, który jest zdrowy i potrafi sam ustać na nogach. A przecież
każda kobieta spiskuje trochę za plecami męża. . .
Czyli jestem jak każda kobieta. To pocieszające, ale Coren jest inny niż
wszyscy mężczyzni. Przycisnęła do powiek zimne palce. Nie chcę o tym
rozmawiać. Proszę. Skończmy tę sprawę jak najszybciej. Kiedy Derth z Nicconu
będzie gotów ze swymi łodziami?
Może za tydzień. Potrzebuje czasu, żeby zebrać ludzi.
Nabrała tchu.
Dobrze. W takim razie będę musiała nauczyć się patrzyć Corenowi w oczy.
Powinnam chyba dziękować losowi, że nie muszę patrzyć w oczy Tama.
Rok ujął ją za rękę.
Teraz, kiedy mamy Hilta i Niecona, możemy skończyć bez ciebie.
Nie. Uśmiechnęła się lekko, ale jej oczy pozostały czarne, posępne.
Nie. Wciąż jeszcze muszę schwytać króla. Będziemy cierpieli wspólnie, Drede
i ja. A potem. . . sama nie wiem. Opuściła głowę, podparła ręką czoło. Nie
wiem powtórzyła szeptem.
On ci przebaczy, Sybel. Zrozumie, jak strasznie cię skrzywdzili, i wybaczy.
127
[ Pobierz całość w formacie PDF ]