[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze wymyślisz. - Skrzyżowała ramiona na piersiach i spojrzała
wyczekująco. - No, słucham? Jakiego dowodu potrzebujesz?
- Zbliżamy się do autostrady międzystanowej numer 5. Jeśli
skręcimy na północ, dojedziemy do Seattle, gdzie spędzimy
kilkudniowe, w pełni zasłużone wakacje. Może wybierzemy się do
San Juan.
- W listopadzie? - Zadygotała, mimo że w samochodzie było
ciepło.
- Znajdziemy jakiś sposób, żeby się ogrzać. Możemy także
skręcić na południe. Jutro rano dotrzemy do Nevady. Tam można
wziąć ślub bez zbędnych przygotowań i ceremonii.
Dreszcz ustąpił przyjemnemu podnieceniu.
- Innymi słowy, prosisz mnie o rękę?
- Doskonale to wydedukowałaś.
- Nie jesteś rycerzem ratującym dziewicę z paszczy potwora.
Nie musisz czuć wobec mnie żadnych zobowiązań.
- Wybacz mi brutalność, lecz już dawno przestałaś być dziewicą,
w czym miałem swój udział i z czego jestem bardzo zadowolony.
Poza tym wybór należy do ciebie. W którą stronę jedziemy?
- Mój ojciec...
- Wiedziałem, że prędzej czy pózniej wrócimy do tej sprawy.
Czy zastanowiłaś się nad tym, co mówiła moja matka? Zgniły owoc
zdarza się w każdej, nawet najbardziej szacownej rodzinie.
Thomason Snow to już przeszłość. Zły czar, który ustąpił z
nastaniem poranka. Zdjęłaś z siebie klątwę, gdy sama zdecydowałaś,
że zamek zostanie zmieniony w schronisko.
Wciąż nie była przekonana.
str. 145
RS
- Czujesz pogardę dla ludzi pokroju mojego ojca - stwierdziła. -
Mój widok zawsze będzie ci o tym przypominał.
- Skąd ci przyszło do głowy, żeby porównywać się z ojcem? Gdy
patrzę na ciebie, widzę wyłącznie ciebie. Nie Thomasona. Nie jego
przestępstwa. Myślę, że jesteś jego największą ofiarą, mimo to
potrafiłaś przetrwać. %7łycie nauczyło mnie wielu rzeczy. Nie
chodziłem do prywatnej szkoły, musiałem pogodzić się z bólem i
siniakami na twarzy. Moja reputacja, o której tak często lubisz
wspominać, jest w dużej mierze tworem twojej wyobrazni. - Zerknął
w jej stronę. - Chcesz jeszcze raz usłyszeć, jaki jestem z ciebie
dumny? Zastanawiała się przez chwilę.
- Tak. Proszę.
- Jestem cholernie dumny! - zawołał.
- Lecz ludzie zawsze będą podejrzewać, że świadomie
czerpałam korzyści z procederu ojca.
- Owszem, będą. Szczególnie gdy utopię masę pieniędzy w
przebudowę zamku i będę musiał prosić cię o wsparcie lub posadę
stajennego. - Wzruszył ramionami. - Potrafię sobie z tym poradzić.
Jedyne, czego nie potrafię, to żyć z dala od ciebie.
Szare oczy płonęły niekłamanym uczuciem. W oddali pojawił się
znak wskazujący wjazd na autostradę.
- Persefono? - odezwał się Mack. Byli coraz bliżej.
- Nie powiedzieliśmy do tej pory ani słowa o założeniu rodziny -
pośpiesznie mówiła dziewczyna. - Lubię pracować, lecz chciałabym
mieć dziecko. Sam widziałeś, jak opiekowałam się Busterem. Mam
silny instynkt macierzyński.
- Możesz pracować, ile tylko zechcesz. Uwielbiam dzieci. Gdy
przyjdzie odpowiednia pora, wspólnie zadecydujemy, kto ma
poświęcić swój czas, aby zająć się ich wychowaniem. Wiele
małżeństw tak robi. Jesteśmy na rozjezdzie. Jaka jest twoja decyzja,
księżniczko?
- Na południe!
Samochód z piskiem opon skręcił w stronę Nevady.
str. 146
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]