[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brutalności. Uśmiechnął się blado. Wszyscy musimy, koniec końców, spełnić swój obowiązek.
Pan rozumie dodała Dymphna i zachichotała.
Chodz tutaj, malutka zagadnął ją przypochlebnie sierżant Image. Jesteś grzeczną
dziewczynką, prawda? Przykucnął, huśtając się na palcach stóp, i zaczął jakieś tiu-tiutiu, pstrykając
palcami.
Nie ruszaj się stąd rozkazała Mavis, przyciągając do siebie oboje dzieci.
Aaargh. Sierżant Image krótko zacharczał na Mavis, a potem wstał i przybrał maskę
idiotycznej słodyczy. W tym domu jest jakieś malutkie dzieciątko, prawda? przemówił
uwodzicielsko do dziewczynki. Takie maluśkie słodkie niemowlątko, prawda, że jest? Dymphna
zachichotała. Llewelyn powiedział stanowczo:
Nie ma.
I taka jest prawda potwierdził Shonny. Chłopak powiedział szczerą prawdę. Może teraz
pójdziecie stąd i przestaniecie marnować swój czas i mój również? Jestem bardzo zajęty.
Nie zamierzam westchnął kapitan Loosley wnosić oskarżenia przeciwko panu albo
pańskiej żonie. Proszę mi wydać panią Foxe i jej potomstwo, a nigdy więcej o tym nie usłyszycie.
Daję wam na to słowo.
Czy muszę was stąd wyrzucić? krzyknął Shonny. Bo na Chrystusa Pana, gotów jestem to
zrobić.
Przyłóż mu trochę, Oxenford powiedział sierżant Image. Wszystko to nie ma sensu.
Przystępujemy do przeszukania oznajmił kapitan Loosley. Przykro mi, że odmawiacie
współpracy, pan rozumie.
Idzcie na górę, Mavis rozkazał Shonny ty i dzieci. Pozostawcie to wszystko mnie.
Usiłował wypchnąć żonę z pokoju.
Dzieci zostaną oświadczył sierżant Image. Postaramy się, żeby dzieci co nieco
wyśpiewały. Uwielbiam robić tak, żeby dzieci zaczęły śpiewać.
Ty bezbożny, podły skurwysynie zawołał Shonny. Rzucił się na sierżanta, lecz młody
Oxenford był szybszy i wskoczył pomiędzy nich. Młody Oxenford lekko uderzył Shonny ego w
słabiznę. Shonny wrzasnął z bólu i zaczął wściekle młócić.
Już dobrze rozległ się głos w przejściu do kuchni. Nie chcę sprawiać więcej kłopotów.
Shonny opuścił pięści.
To jest pani Foxe rzekł kapitan Loosley. To jest autentyk. Nie krył swej powściągliwej
satysfakcji.
Beatrice Joanna była ubrana do wyjścia.
Co zrobicie z moimi dziećmi? spytała.
Po co to zrobiłaś? jęknął Shonny. Trzeba było zostać tam, gdzie jesteś. Ja bym sobie ze
wszystkim poradził i byłoby dobrze, niechaj Bóg ci przebaczy.
Zapewniam panią oznajmił kapitan Loosley że nic złego się nie stanie pani ani też
dzieciom. Nagle wzdrygnął się z zaskoczenia: Dzieciom? Jak to dzieciom? Aha, rozumiem. Jest
ich więcej niż jedno. Nie brałem pod uwagę takiej możliwości. Ale tym lepiej, oczywiście, pan
rozumie, tym lepiej.
Może mnie pan ukarać, jak tylko zechce oświadczyła Beatrice Joanna ale dzieci nie
zrobiły nic złego.
Oczywiście, że nie! stwierdził kapitan Loosley. Absolutnie nic złego. Zamierzamy
wyciągnąć konsekwencje tylko w stosunku do ich ojca. Mam zamiar skonfrontować Komisarza
Metropolii z owocami jego przestępstwa. I nic poza tym, pan rozumie.
Co to znaczy? zawołał Shonny. Co się dzieje?
To długa historia oświadczyła Beatrice Joanna. Za pózno ją teraz opowiadać. No cóż
przemówiła do siostry na to wygląda, że o przyszłość już się zatroszczono. Zdaje się, że już mam
dokąd iść.
CZZ CZWARTA
1
Tristram gotów był przystąpić do swej wyprawy. Ciągnęło go, jak igłę kompasu, do żony
przebywającej gdzieś na północy, a perspektywa skruchy i pogodzenia się majaczyła mu jak kąpiel
po straszliwej mordędze. Pragnął pociechy, jej uścisku, jej ciepłego ciała, wspólnie przelanych łez,
odpoczynku. Już nie zależało mu na zemście.
W metropolii panował chaos, który to chaos z początku wydawał się projekcją jego własnej,
świeżej wolności.
Chaos rozszalał sięjak ogromna, roześmiana i wrzeszcząca bachantka, i kazał mu już w niedużej
odległości od Pentonville przyłożyć pałką całkiem nieszkodliwemu facetowi, aby mu zrabować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]