[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aspekty swojej osobowości.
W Belize City wynajęli starego jeepa i spędzili ranek
na wąskich, wijących się drogach, prowadzących do
wykopalisk. Ruiny stanowiły miejscową atrakcję i re-
gularnie przywożono tu wycieczki.
Anton upierał się jednak, aby przyjechali tu wtedy,
kiedy będzie im pasowało. Nie lubił poganiania. Chciał
oglądać obiekty historyczne we własnym tempie i na
własny sposób. Lauren nie widziała powodu, aby
protestować.
Zawsze chciałeś być architektem?
Zerknęła na mężczyznę, a potem na dwudziesto-
metrowej wysokości budowlę. Kiedy ze sobą mieszkali,
opowiedział jej o swoich studiach, pracy na uniwer-
sytecie, problemach związanych z założeniem wspól-
nej firmy z Dougiem. Nigdy jednak nie wspominał
o początkach swoich marzeń. Zastanawiała się, czy nie
wzbudziła jego zaufania, czy też myślał, że to jej nie
obchodzi.
Oblicze Antona rozjaśnił uśmiech, dzięki czemu
jego rysy złagodniały, a wiele zmarszczek zniknęło.
Lauran przypomniała sobie twarz, w której się zako-
chała.
Niezupełnie. Dopiero jak miałem cztery albo pięć
lat, zebrałem wystarczająco dużo klocków Lego, aby
wybudować koszary dla moich G.I.Joe.
Uniósł w górę kącik ust, lecz po chwili jego wargi
ponownie się wyprostowały.
Lauren zacisnęła ręce w pięści. Kiedy Anton ruszył
do jeepa, poszła za nim, zerkając na ciemniejące niebo
po tym, jak kropla deszczu rozprysła się na jej policzku.
Nie przypominam sobie, żebyś mi o tym kiedy-
kolwiek opowiadał. O klockach Lego i G.I.Joe.
Jest mnóstwo rzeczy, o których ci nie mówiłem.
Jego odpowiedz zabrzmiała tak, jakby się bronił przed
jej oskarżeniem. Po prostu pewnych tematów nie
poruszaliśmy podczas rozmowy. Nie w tym rzecz, że
coś ukrywam.
Lauren zazgrzytała zębami.
Wcale nie zamierzałam tego sugerować. Chodziło
mi o to, że przyjemnie jest usłyszeć coś takiego o tobie.
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek wyob-
rażała sobie ciebie jako małego chłopca, bawiącego się
klockami. Kiedy szedł w stronę samochodu, przypat-
rzyła się uważnie jego szerokim barom. Założę się, że
w dzieciństwie wzbudzałeś powszechny zachwyt.
Anton się zatrzymał, odwrócił i popatrzył na Lau-
ren, jakby się zastanawiając, co miała na myśli. Zmar-
szczył brwi, lecz na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Tym razem przeznaczony wyłącznie dla niej.
Niktsięmnąniezachwycał, wierzmi stwierdził.
Lauren odwzajemniła uśmiech.
Z jasnymi lokami musiałeś przecież przypominać
aniołka.
Pokręcił głową, a jego kręcone włosy podskoczyły
sprężyście.
Wtedy były jeszcze jaśniejsze i znacznie gęstsze
niż teraz. Wyglądałem koszmarnie dziewczęco, jeśli
chcesz znać prawdę.
Może wtedy. Teraz pod żadnym względem nie
kojarzył się z dziewczyną. Miał wyraziste, ostre rysy
twarzy, a jego szczękę i brodę pokrywał krótki zarost.
Lauren dokładnie znała fakturę jego seksownej, ledwie
widocznej brody, a także włosów, które nieraz prze-
czesywała palcami.
Z trudem stłumiła dreszcz.
Przez cały czas, który spędziłam w domu twoich
rodziców, ani razu nie zauważyłam twoich zdjęć
z dzieciństwa. Wszystkie były znacznie pózniejsze.
Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, powoli
mrugając oczami, lecz nie marszczył już czoła.
Do czego zmierzasz, Lauren?
Nie wyciągając rąk z kieszeni bawełnianych szor-
tów, wzruszyła ramionami.
Donikąd nie zmierzam. Po prostu uświadamiam
sobie, jak wielu rzeczy o tobie nie wiem. Przykro mi, że
nie poznałam cię lepiej, kiedy miałam okazję.
Właściwie nie ułatwiałem ci tego zadania. Popa-
trzył na niebo i skierował na nią wzrok pełen żalu.
Niekiedy zbytnio się koncentruję na sobie.
Czy to znaczy, że nikt inny cię nie obchodzi?
drażniła się z nim, mając nadzieję, że rozwieje
wrażenie, iż wszystko między nimi jest już skończone.
Wcale nie chciała tego kończyć. Jeszcze nie. Nie w taki
sposób.
Jesteś urocza, wiesz o tym?
Złapał kosmyk jej włosów i wsunął go za jej ucho.
Dotykał jej dłużej niż musiał, delikatnie pieścił. Na-
stępnie, nie odrywając wzroku od jej oczu, przesunął
grzbietem dłoni po jej szyi.
Lauren zamknęła oczy i zadrżała. To proste do-
tknięcie miało jednak znacznie głębszy sens. Kryła się
w nim intymność, której tak bardzo jej brakowało.
Podniosła wzrok, kiedy Anton się cofnął.
Na jego twarzy malowała się dziwna mieszanina
smutku i zakłopotania.
Dlaczego to robisz? spytał.
Co robię? nie zrozumiała i zmarszczyła brwi.
Dlaczego w taki sposób zareagowała na jego dotknię-
cie? Czy to chciał wiedzieć? Jak mógł tego nie po-
jmować? Zwłaszcza że minęło tyle czasu? Chodzi ci
o to, dlaczego lubię dotyk twoich rąk? O to ci chodzi?
Według ciebie nie powinnam odczuwać przyjemności,
gdy mnie głaszczesz?
Nie, zupełnie nie o to mi chodzi. Zdumiałbym się,
gdybyś nie lubiła mojego dotyku dodał, unosząc
ironicznie brew. Nie raz wspominałaś w rozmowach
ze mną, czym jest dla ciebie seks, a ja z pewnością mam
wystarczające doświadczenie w tych sprawach.
Dlaczego moja seksualność jest dla ciebie takim
problemem? Nie odpowiedział. Lauren zwiesiła gło-
wę i popatrzyła w bok, a potem się odwróciła. Nigdy
nie rozumiałam, dlaczego moje zainteresowanie fi-
zyczną stroną naszego związku jest dla ciebie tak
niewygodne. Zupełnie jakbyś się wycofywał.
Co mam powiedzieć, Lauren? Wycofywałem się
dlatego, że nie byłem pewien, czy twoje uczucie jest
prawdziwe. Czy znaczę dla ciebie tyle dlatego, że
jestem tym, kim jestem. Skąd mogłem wiedzieć, czy
nie chodzi o to, że po prostu ci się podobam?
Rzecz jasna, seks dotyczył fizyczności człowieka,
ale nie tylko i Anton dobrze o tym wiedział. Musiał to
wiedzieć. Nie mógł naprawdę wierzyć, że Lauren nie
zaangażowała się uczuciowo. Nie po tak długim czasie.
Deszcz rozpadał się na dobre, lecz Lauren to nie
obchodziło.
Nie zamierzam zaprzeczać, uwielbiam seks. Ani
myślę odmawiać sobie tej przyjemności. Rzecz w tym,
że seks wychodzi mi wtedy, gdy jestem z osobą, którą
kocham... gdy jestem z tobą. Dzięki temu seks się
udaje. Nie wierzę, że tego nie wiesz.
Nie odpowiedział. Złapał ją za rękę i pociągnął za
sobą.
Schowajmy się gdzieś. Potem porozmawiamy.
Lauren wolałaby pozostać na deszczu i zaczekać,
aż woda zmyje z niej narastające rozczarowanie. Tak
bardzo nie chciała wdawać się w kłótnię. Nie po
tym, jak przez ostatnie dni dobrze się między nimi
układało.
Anton trzymał ją jednak mocno i szedł zdecydowa-
nie przed siebie. Musiała podbiegać, aby za nim nadą-
żyć. Dotarli do zaparkowanego jeepa w chwili, gdy
z pierwszej chmury chlusnęła ulewa. Zanim Anton
wygrzebał kluczyki i uporał się z otworzeniem drzwi,
oboje przemokli do suchej nitki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]