[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamierzałam przeciwdziałać, głęboko przekonana, że zdrowy instynkt wezmie górę. No,
głęboko jak głęboko, powiedzmy, że miałam nadzieję, bo minione obyczaje były jakby
ładniejsze, miały swój urok i wydzielały z siebie romantyzm, obcy tym obecnym.
Pamiętam, że w traktacie zaczęłam od kwestii zawierania znajomości, która to kwestia
kompletnie straciła rację bytu chyba nawet dla mnie. Na mój wiek uprzejmie proszę nie
zwracać uwagi, dopiero co, wręcz przed chwilą, oświadczył mi się jeden kierowca taksówki,
więc taka całkiem zdezaktualizowana jeszcze nie jestem. Znajomość zawiera się dziś jak
popadnie, a miejsce i okoliczności nie mają na to żadnego wpływu, nie będę zatem
przypominać sobie i z wysiłkiem opisywanych w utworze pozytywnych i negatywnych
przykładów, rozmaitych zabiegów dyplomatycznych, licznych błędów i wynikłych z nich
komplikacji.
Pouczające sedno rzeczy zaczynało się od tego, że nie każdy nie z każdym chce
sypiać. Poziomu poniżej rynsztoka nie brałam i nie biorę pod uwagę, miałam na myśli
normalną część społeczeństwa, zdolną do posługiwania się intelektem, aczkolwiek może i
rzeczywiście nie intelekt w łóżku najważniejszy. Ale ogólnie się przyda&
Na moje oko, generalnie w tej dziedzinie poszliśmy za daleko i stąd panika na tle
dolegliwości zdrowotnych. Z ręką na sercu niech sobie właściwa wiekowo część
społeczeństwa policzy, ile razy bierze udział w seksie wcale nie z wielkich chęci, tylko dla
towarzystwa. Albo z wszelkich innych przyczyn, gruntownie wyzutych z elementów
uczuciowych. Kwestia gustu oczywiście, ale pewne umiarkowanie zawierało w sobie atrakcje,
niedostępne dzisiejszej swobodzie. Zdaje się, że w traktacie usiłowałam ten problem poddać
pod rozwagę.
Ponadto opisałam tam różne wydarzenia wstrząsające, nie wiadomo po co, może tylko
dla przestrogi. Dużo się tego człowiek nasłuchał. Jedno akurat pamiętam ze szczegółami i
mogę je podać.
Pewien mój kumpel, osobnik oczywiście bardzo wówczas młody, jechał na rowerze
Alejami Ujazdowskimi i zaczął zjeżdżać w dół Belwederską. Wieczór był pózny, prawie noc,
oświetlenie smętne, z jakichś przyczyn chciał wykorzystać spadek ulicy, może się śpieszył do
domu w Wilanowie, rozpędził się rzetelnie i nagle ujrzał przed sobą tył stojącego bez żadnych
świateł samochodu. Nic nie zdążył zrobić, rąbnął w bagażnik, wyleciał z siodełka, przeleciał
przez dach i runął na maskę. Cudem zapewne nic mu się nie stało, chociaż rower stracił swoją
pierwotną postać. Pozbierał się stękając, kumpel, nie rower, i ujrzał, ze z samochodu wyłażą
dwie osoby różnej płci w stanie szoku.
Romansowali sobie ci państwo w owym kretyńskim miejscu, jakby nie mogli wybrać
lepszego, ale trzeba przyznać, iż w tamtych czasach ruch był mały i póznym wieczorem po
mieście nic nie jezdziło, parkować zaś można było, gdzie kto chciał. Musieli być bardzo sobą
zajęci, skoro nawet, nie włączyli świateł postojowych. No i popatrzmy od ich strony, ni z
tego, ni z owego dostali znienacka okropnego dubla w tył, coś im gruchnęło w dach i zleciało
na maskę. Aatwo można sobie wyobrazić ich uczucia, a wstrząsu doznali chyba porządnego,
bo mojego kumpla zaczęli przepraszać, odwiezli go do Wilanowa i jeszcze dali dwieście
złotych jako odszkodowanie za rower.
Morał mi z tego wynikał jasny, należy starannie wybierać miejsca do romansowania.
Drugi mój kumpel miał przeżycia barwne i liczne, wśród nich zaś przytrafiały się
sceny iście dziewiętnasto- albo nawet osiemnastowieczne, jak chociażby złażenie z piątego
piętra po rusztowaniach budowlanych w noc zimową, bo niespodziewanie wrócił mąż
heroiny. Dobrze, że nie dał się zamurować w alkowie. Albo miły wieczór z panienką
przypadkową, który to wieczór wyśledziła panienka stała, piekło na ziemi urządziła pode
drzwiami, a wieczór diabli wzięli. Potem jeszcze podpaliła niewiernemu samochód marki
Trabant . Znałam detale tych wydarzeń i od tamtych właśnie czasów twierdzę, że w
dziedzinie łudzkich poczynań nie ma nic niemożliwego.
Mój traktat nigdy nie został opublikowany, zdaje się, że słusznie. Może go zle
napisałam, a może był po prostu staroświecki, czegoś mu z pewnością brakowało. Fragmenty
jednak, autentyczne, nadawały się prawie do wszystkiego, można by je zużytkować i bardzo
żałuję, że mi zginął. Nie pisuję wprawdzie romansów, ale uczuciami sercowej natury można
uzasadnić wszystkie głupoty świata, jeśli już w żaden sposób nie da się znalezć motywu
zbrodni, zawsze pozostaje możliwość, iż rąbnął ofiarę zakochany kretyn albo zakochana
kretynka, i to w dodatku przez pomyłkę.
No ale zginął, trudno, przepadło i nic nie poradzę.
Realia sprawdzałam naprawdę uczciwie i rzetelnie, niekiedy nawet na wyrost i na
wszelki wypadek, chociaż może nie bardzo metodycznie. Do kopalni miedzi wdarłam się bez
określonych zamiarów, do niczego mi to akurat nie było potrzebne i nie jest potrzebne nadal,
ale kto wie& ?
Nadziałam się na flotację. Nie wiem, co to jest i czemu służy, ale napiszę, jak
wygląda. Proces znałam z Tivoli, dziwne, ale prawdziwe.
Otóż w nader wielkim pomieszczeniu na szerokiej taśmie posuwa się do przodu gęste
[ Pobierz całość w formacie PDF ]