[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mon dier collegue[12], rzeczywiście nie wygląda pan radośnie.
Mam nadzieję, że podobne Boże Narodzenie już mi się nie zdarzy.
Coś nowego w sprawie, panie Sugden?
Sprawdziłem sporo wątpliwych punktów z zeznań. Alibi Horbury ego potwierdził bileter.
Widział go wchodzącego do kina z dziewczyną, potem widział ich wychodzących po filmie. Mówi,
że musiałby zauważyć Horbury ego, gdyby opuszczał salę w czasie projekcji. I ta jego dziewczyna
przysięga, że Horbury siedział koło niej przez caluteńki film.
Poirot uniósł brwi.
Chyba więc alibi Horbury ego jest pewne.
Z dziewczynami to nigdy nie wiadomo zauważył nieco cynicznie Sugden. Skłamią w
żywe oczy, byle tylko uratować chłopaka.
Robią to z dobrego serca.
Z dobrego serca czy z głupoty, co to ma do rzeczy? burknął Sugden. Przecież to
utrudnia działanie wymiaru sprawiedliwości.
Sprawiedliwość to bardzo dziwna rzecz. Zastanawiał się pan kiedyś nad tym?
Dziwnie to pan mówi, panie Poirot.
Wcale nie, ja tylko myślę logicznie. Ale nie ma co się spierać w tej materii. Uważa pan
więc, że panienka z mleczarni nie mówi prawdy?
Nie Sugden pokręcił głową wcale nie. W gruncie rzeczy sądzę, że ona mówi prawdę.
To prosta dziewczyna, gdyby próbowała bujać, zorientowałbym się od razu.
Ma pan doświadczenie?
Otóż to, panie Poirot. Ktoś, kto spędził życie na wysłuchiwaniu zeznań, z reguły czuje, czy
delikwent mówi prawdę, czy kłamie. Myślę, że ta dziewczyna powiedziała prawdę, a jeśli tak, to
znaczy, że Horbury nie mógł zabić starszego pana Lee, a my musimy przyjrzeć się rodzinie
zamordowanego.
Westchnął głęboko.
Ktoś z nich popełnił tę zbrodnię, panie Poirot, ktoś z nich. Ale kto?
Ma pan jakieś nowe informacje?
Tak. Poszczęściło mi się trochę w sprawie telefonów. Okazało się, że George Lee dzwonił
do Westeringham dwie minuty przed dziewiątą i rozmawiał niecałe sześć minut. I nie było żadnej
innej rozmowy. Nie było drugiego telefonu do Westeringham ani nigdzie indziej.
Bardzo interesujące powiedział z uznaniem Poirot.
Pan George Lee twierdzi, że właśnie zakończył rozmowę telefoniczną, gdy usłyszał hałas na
piętrze. A naprawdę zakończył ją dziesięć minut wcześniej. Gdzie był przez te dziesięć minut? Jego
żona twierdzi, że też dzwoniła, ale naprawdę nie dzwoniła. Gdzie była?
Widziałem, że rozmawiał pan z nią, panie Poirot.
Jest pan w błędzie!
Jak to?
Ja milczałem, to Magdalena Lee do mnie mówiła. Specjalnie przyszła do mnie, żeby
powiedzieć o paru rzeczach.
I co powiedziała?
Chciała mi zwrócić uwagę na parę szczegółów, a mianowicie: na nieangielski charakter
zbrodni, na przestępczą, być może, naturę przodków seńority Pilar po mieczu oraz na to, że panna
Estravados ukradkiem podniosła coś z podłogi, tam w pokoju, o dwa kroki od denata.
Powiedziała panu o tym?
Tak. Więc co znalazła seńorita na podłodze?
Sugden westchnął.
Nigdy by pan nie zgadł. Zaraz pokażę. To taka rzecz, która w powieściach kryminalnych
oczywiście okazuje się kluczem do całej zagadki. Jeżeli pan zdoła zrobić z niej jakikolwiek użytek, to
ja wycofuję się ze służby!
Niech pan pokaże.
Sugden wyjął kopertę z kieszeni i wysypał na dłoń jej zawartość. Nikły uśmiech pojawił mu się
na twarzy.
Proszę bardzo. I co panu to da?
Na szerokiej dłoni inspektora leżał mały, trójkątny kawałek różowej gumy i niewielki
drewniany kołeczek. Sugden uśmiechnął się szerzej, gdy Poirot wziął przedmioty do ręki i zmarszczył
brwi.
Przyda to się na coś, panie Poirot?
Ten kawałek gumy mógł być wycięty z jakiejś kosmetyczki?
Tak jest. To strzęp woreczka na gąbkę z pokoju pana Lee. Ostrymi nożyczkami ktoś wyciął
trójkąt. Mógł to zrobić sam pan Lee. Ale po co? Horbury nie potrafi podać żadnego wyjaśnienia.
Jeżeli chodzi o ten ćwiek, to jest podobny do sztyftów używanych w karcianej grze cribbage, ale one
są na ogół z kości słoniowej. A tu mamy surowe drewno, trochę ostrugane.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]