[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedziała tylko.
Dlaczego życie jest takie trudne? Czemu trzeba wybierać?
Jak mawiał Geordie:  %7łycie polega na wyborach".
PodeszÅ‚a do okna. ZobaczyÅ‚a, że Dan'l rozmawia z Sa­
mem, coś wyjaśnia, kręcąc przy tym głową. Zastanawiała się,
co mówi. Zauważyła, że Fred zabiera się do kopania nowego
dołu i pozdrawia Dan'la.
Bokser pożegnał się ze wszystkimi. Rano wyjechał do
Bendigo. Gdyby Kirstie go przyjęła, odłożyłby swój wyjazd
aż do ślubu. Teraz nic go już nie trzymało w Ballarat. Kirstie
rozumiała, że musiał skorzystać z szansy, jaką dawał mu Will
Fentiman - mogła się już nie powtórzyć.
Tego wieczoru, kiedy byli sami w namiocie, Fred zwrócił
siÄ™ do Geordiego:
- Dan'l na odchodne życzył mi wszystkiego najlepszego
i radziÅ‚, żebym przejrzaÅ‚ na oczy. Jak sÄ…dzisz, co miaÅ‚ na my­
śli?
- A ty co o tym sÄ…dzisz? - Geordie lubiÅ‚ odpowiadać py­
taniem na pytanie.
- Nie mam pojęcia. Może chodziło o coś związanego z
prowadzeniem ksiÄ…g rachunkowych.
- Nie wydaje mi się. - Geordie zawahał się. - Myślę, że
któregoś dnia sam dojdziesz, o co mu chodziło.
Więcej nie chciał powiedzieć.
Fred wrócił do książki. Ostatnio zawsze czytał przed
snem.
ByÅ‚ to egzemplarz  Don Juana" Byrona, dÅ‚ugiego poema­
tu, podczas lektury którego Fred Å›miaÅ‚ siÄ™ na gÅ‚os. O kobie­
tach miał inne zdanie niż poeta. Gdyby Byron znał Kirstie,
nie potępiałby ich tak w czambuł.
Nie byÅ‚ pewien, czy czytaÅ‚ ten poemat, zanim straciÅ‚ pa­
mięć.
Pewnego wieczoru Geordie po powrocie od Hyde'a zastał
Freda Å›piÄ…cego z otwartÄ… książkÄ… w rÄ™ku. WziÄ…Å‚ jÄ… i przeczy­
tał kilka zwrotek.  Miłość jest burzliwa - pisał ironicznie
Byron - lecz małżeństwo potrzebuje spokoju, a że więcej
bierze, niż daje, to na mlecznej diecie przestaje". Geordie po­
kręcił głową, uśmiechając się ironicznie i zastanawiając, jak
też Fred mógł to zrozumieć?
Nazajutrz Fred uszkodził sobie nadgarstek. Uderzył w skałę
i kilof odbił uderzenie. Kiedy się wygramolił z dołu, Geordie
obejrzał obolałą rękę i poradził, by tego dnia nie wracał do
pracy.
- Dużo nie stracisz - tłumaczył. - Wkrótce wieczorna
salwa. Daj ręce odpocząć, a jutro będzie całkowicie sprawna.
Fred, przechodząc koło chaty Kirstie, jej kwatery - jak
żartował Geordie - usłyszał przez uchylone drzwi stłumiony
płacz. Zdziwił się. Kirstie zawsze ukazywała światu raczej
radosne, a czasem wręcz zaczepne oblicze.
ZawahaÅ‚ siÄ™. Jednak postanowiÅ‚ dowiedzieć siÄ™, co jej do­
lega.
Zapukał do drzwi, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, pchnął
je lekko i zajrzał do środka.
Kirstie siedziała na długiej, przywiezionej jeszcze z farmy
Moore'ów skrzyni i gorzko płakała. Szloch wstrząsał całym
jej ciaÅ‚em. W swej rozpaczy zdawaÅ‚a siÄ™ przerazliwie osa­
motniona.
%7łal było na nią patrzeć. Zawsze taka dzielna, prawdziwa
podpora klanu Moore'ów. Co by zrobili, gdyby jej się coś
stało? Podszedł z wahaniem.
UsÅ‚yszaÅ‚a jego kroki i podniosÅ‚a wzrok. Twarz miaÅ‚a w czer­
wonych plamach. Gdzieś ulotniła się jej delikatna uroda.
- Co się stało, Kirstie? - spytał zaniepokojony Fred. - O
co chodzi? Wyjazd Dan'la tak cię zdenerwował?
- Nie - zaszlochała. - Nie chodzi o Dania. Och, Fred,
zgubiłam serce!
Nie wiedział, co powiedzieć,
- ZgubiÅ‚aÅ› serce? - powtórzyÅ‚. ByÅ‚ przejÄ™ty i zaniepoko­
jony.
- Tak, Fred. Mój wisiorek w kształcie serca. Ten, który
dała mi mama. To wszystko, co mi po niej zostało. Wiem, że
to nic niewarty drobiazg... - Znów rozszlochaÅ‚a siÄ™, tym ra­
zem jeszcze głośniej.
Fred nie mógÅ‚ znieść jej rozpaczy. Nie bardzo jednak wie­
dział, jak powinien się zachować.
Usiadł obok Kirstie.
- Opowiedz mi, jak go zgubiłaś?
Jego głos brzmiał tak miło i łagodnie, że jeszcze bardziej
się rozżaliła. Wzięła się jednak w garść.
- Nosiłam go na wstążeczce na szyi pod sukienką.
Wiem, że miałam go tego popołudnia, zanim poszłam do
sadzawki pÅ‚ukać glinÄ™. Kiedy tutaj wróciÅ‚am, zorientowa­
Å‚am siÄ™, że go nie mam. WróciÅ‚am do sadzawki, by go po­
szukać, musiał tam zginąć, ale wszystko na nic. Nigdzie go
nie ma.
Sama nie wiedziała, dlaczego jest tak bardzo rozżalona.
Czy pÅ‚akaÅ‚a z powodu zgubienia serduszka, kupionego u do­
mokrążcy, które dała jej matka w nagrodę za to, że była dobrą
i pracowitÄ… dziewczynkÄ…, czy też użalaÅ‚a siÄ™ nad swojÄ… nie­
szczęśliwÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ…? Nie umiaÅ‚aby odpowiedzieć na to py­
tanie, zresztą oba powody były równie dobre.
Fred doznawał dziwnej mieszaniny uczuć: żalu, litości
i czegoÅ›, czego nie potrafiÅ‚ nazwać. Nie miaÅ‚o to nic wspól­
nego z tym, co określał  zabawą", a jednak jakoś się z nią
kojarzyło. Pewne było, że Kirstie trzeba pocieszyć.
Wziął ją w ramiona, przytulił i zaczął kołysać jak małe
dziecko.
- Już dobrze, dobrze - powtarzał.
Szloch Kirstie powoli zamierał; wreszcie znalazła się
w objęciach Freda. Nieważne, że traktował ją jak małe
dziecko.
Jednak Fred odkrył, że Kirstie jest ciepła i delikatna, i w
niczym nie przypomina opryskliwej dziewczyny, która draż­
niÅ‚a siÄ™ z nim i dokuczaÅ‚a, wymachujÄ…c mu przed nosem że­
laznÄ… chochlÄ….
Pocieszanie Kirstie sprawiaÅ‚o mu takÄ… przyjemność, jak­
by siÄ™ z niÄ… kochaÅ‚. Jego uÅ›cisk byÅ‚ pewny i szczery; na­
gle wiedziaÅ‚, co robić. WsunÄ…Å‚ swojÄ… wielkÄ… rÄ™kÄ™ pod jej bro­
dÄ™ i delikatnie jÄ… uniósÅ‚. To, że zapÅ‚akana wyglÄ…daÅ‚a brzy­
dziej, nie miaÅ‚o znaczenia. SkupiÅ‚ siÄ™ na jej piÄ™knych, gÅ‚Ä™bo­
kich, zielononiebieskich oczach i głaskał jej miękkie włosy.
Po raz pierwszy pożałował, że uganiał się za spódniczkami,
myśląc z przerażeniem, że jego pocałunek mógłby zostać zle
zrozumiany.
- Fred? - W głosie Kirstie zabrzmiało zdumienie.
Jego usta prawie dotykały jej policzka i przez moment
myślała że nareszcie spełnią się jej marzenia. Kto wie, jakby
się to skończyło, kiedy on wreszcie by się ośmielił, a ona
straciłaby całą śmiałość, jednak drzwi otwarły się nagle i do
chaty wpadł Pat, wołając:
- RozciÄ…Å‚em sobie kolano! Tato mówi, żebyÅ› mi je opa­
trzyła.
Znów była Kirstie. Zawsze gotowa się troszczyć o innych
dookoÅ‚a, nigdy o samÄ… siebie. A Fred byÅ‚ Fredem, nadal po­
grążonym w marzeniach, które mu zastępowały prawdziwe
życie.
Pózniej, kiedy przewiÄ…zaÅ‚a kolano Pata, naszykowaÅ‚a po­
siłek i umyła naczynia, zaczęła rozmyślać, co by się stało,
gdyby chÅ‚opiec im nie przeszkodziÅ‚. Cóż, chociaż raz znalaz­
ła się w ramionach Freda, nieważne, że to tylko przyjacielski
uścisk.
Fred nie wiedział, co czuje. Po raz pierwszy zobaczył w
Kirstie piÄ™knÄ… mÅ‚odÄ… kobietÄ™. ByÅ‚oby nieuczciwe wyko­
rzystywać jej smutek... Wolał nie myśleć, do czego mogło
dojść... Wciąż nie dostrzegał rzeczy tak oczywistej, lecz
chwila, kiedy miał przejrzeć na oczy, nadchodziła wielkimi
krokami.
ROZDZIAA JEDENASTY
Tego lata temperatura szybko wzrosła i zaraza wbrew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl