[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sami.
Nagle wewnętrzny głos szepnął mu do ucha, że restauracja też jest miejscem pu-
blicznym. Cóż mogłoby się wydarzyć w sali pełnej gości oraz kelnerów?
- Czy ty i Brice wybralibyście się ze mną na kolację?
- Teraz?
- Tak.
- Nie, przykro mi. Kończy nam się zapas pieluch, poza tym wkrótce mały zacznie
domagać się jeść.
- Rozumiem.
- Może kiedy indziej?
- Jasne.
Było gorąco, gdy godzinę pózniej dotarł do domu. Kiedy wstąpił do ośrodka kul-
tury, by zobaczyć się z Morgan, doskwierał mu lekki głód. Teraz czuł ssanie w żołądku,
które nie miało nic wspólnego z tym, że nie jadł kolacji.
Minął dom rodziców, choć wiedział, że ucieszyliby się z jego wizyty i poprosili
kucharkę, by przygotowała mu coś do jedzenia, otworzył drzwi domku gościnnego, w
którym mieszkał, zrzucił garnitur, włożył spodenki kąpielowe.
Po chwili wskoczył do basenu. Kilka silnych ruchów ramion wystarczyło, aby
znalazł się na przeciwnym brzegu. Zanurkowawszy, odbił się nogami od ściany. Zimna
woda chłodziła rozgrzane ciało, wysiłek fizyczny łagodził frustrację. Kiedy dwadzieścia
minut pózniej Bryan wyszedł z wody, natknął się na matkę, która czekała z ręcznikiem.
- Rozmawiałeś z nią? - spytała Julia Caliborn, kiedy oddech mu się uspokoił.
- Tak. Zaproponowałem, żeby tu przyjechała.
Kobieta skinęła głową.
- Zwietnie. Byleby nie czuła się onieśmielona.
R
L
T
Parsknął śmiechem.
- Jej chyba nic nie jest w stanie onieśmielić.
- Tak?
- Umówiliśmy się za tydzień w sobotę. Godziny nie ustalaliśmy. Nie wiedziałem,
jaka ci najbardziej odpowiada.
- Może koło pierwszej? Zjedlibyśmy razem lunch. - Potarła nerwowo dłonie. - Nie
orientujesz się, na co miałaby ochotę?
Przypomniał sobie wcześniejszą rozmowę z Morgan i zrobiło mu się wesoło.
- Nie. Ale jeśli chcesz, mogę ją spytać.
- Och, tak. Koniecznie. Chciałabym, żeby wszystko wypadło idealnie. Boże ko-
chany... - Przyłożyła rękę do ust. - Wprost nie mogę uwierzyć!
- Mamo... - zawahał się. - Nie ma żadnych dowodów, że to naprawdę dziecko Dil-
la.
- Wiem, już mówiłeś. - Julia miała pretensje, że nie zawiadomił ich wcześniej o
pojawieniu się Morgan z dzieckiem. Hugh też nie był z tego powodu zadowolony, ale on
przynajmniej rozumiał, co synem kierowało. - Przyjechała do Chicago pod koniec maja.
Dlaczego do tej pory nie postarałeś się o dowody?
Wystarczyłaby odrobina śliny Brice'a i jego, Bryana. Ponieważ Dillon nie żył, był
to jedyny - poza ekshumacją zwłok - sposób na ustalenie więzi pomiędzy dzieckiem a
Calibornami.
- Kolejny test na ojcostwo? Wyobrażasz sobie skandal, jaki by wybuchł, gdyby
dziennikarze coś zwęszyli? Z powodu kryzysu ekonomicznego nasi inwestorzy mają
dość zmartwień na głowie.
- Wiem, kochanie. Ale ty ją znasz. Rozmawialiście. Widziałeś dziecko. Myślisz, że
Morgan kłamie, twierdząc, że Dillon jest ojcem malca?
- Nie, na pewno nie kłamie...
- Ale co? %7łe... - Julia urwała, niepewna, jak to ująć - że może się mylić?
Nie jestem rozwiązła". Słowa Morgan zadzwięczały mu w głowie. Nic nie wska-
zywało na to, aby była niemoralna, więc dlaczego nie odwołał detektywa? Dlaczego nie
potrafił zaakceptować tego, co Morgan mówi, i uwierzyć, że Brice jest jego bratankiem?
R
L
T
Może ze strachu? Z powodu emocji, jakie w nim wzbudzała? Przeklinając pod no-
sem, odgarnął z czoła mokre kosmyki.
- Sam nie wiem, co myśleć, mamo.
Julia przyłożyła dłoń do policzka syna. Tę samą dłoń, która w dzieciństwie koiła
jego ból. Niestety tym razem czuły dotyk matczynej dłoni nie mógł sprawić, by problemy
znikły.
- Cała ta sytuacja musi być dla ciebie bardzo ciężka, Bryan.
- Odżyło wiele wspomnień - przyznał. - Niezbyt przyjemnych. Kilka tygodni temu
Caden skończył pięć lat. Wciąż o nim rozmyślam.
- Wiem, kochanie.
- Dzień, w którym przyszedł na świat, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu.
- Bryan towarzyszył żonie w sali porodowej; oszołomiony patrzył na cud narodzin. - Ja
pierwszy trzymałem Cadena na rękach... - szepnął.
Pierwszy trzymał syna, a jako jeden z ostatnich dowiedział się o dwulicowości
Camilli, kiedy wyniki testów DNA przedostały się do prasy.
- Myśmy też go kochali - przypomniała mu ze łzami w oczach matka. - To, jak
Camilla postąpiła, jak swoimi kłamstwami skrzywdziła i ciebie, i nas, było ohydne.
Okrutne. Ale kiedyś, dla własnego zdrowia, trzeba zapomnieć o przeszłości i zacząć żyć
od nowa. Boleję nad tym, że wciąż jesteś sam.
- Nie czuję się samotny - zaprotestował.
Uśmiechając się smutno, matka ponownie pogładziła go po twarzy. Chociaż nic nie
powiedziała, widać było, że mu nie wierzy.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Przez cały następny tydzień Morgan ciągała swoje biedne dziecko od sklepu do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]