[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obiegł stół i wyrwał wrzeszczącą dziewczynkę z objęć Belesy.
Ty mała flądro! wysapał. Kłamiesz! Słyszałaś, jak mamrotałem we śnie i
kłamiesz, \eby mnie dręczyć! Przyznaj się, \e skłamałaś, zanim zedrę z ciebie skórę!
Wuju! krzyknęła Belesa z gniewem i niedowierzaniem, próbując uwolnić Tinę z
jego rąk. Czyś oszalał? Co chcesz zrobić?
Z gniewnym warknięciem oderwał jej dłoń od swego ramienia, a\ zatoczyła się, wpadając
w ramiona Galbro, który przyjął to z ledwie skrywanym obleśnym uśmieszkiem.
Litości, panie! szlochała Tina. Ja nie kłamię!
Mówię, \e kłamiesz! ryknął Valenso. Gebellez!
Obojętny słu\ący złapał dr\ącą dziewczynkę i jednym brutalnym szarpnięciem zdarł z niej
skąpe odzienie. Obracając się, przerzucił sobie jej ręce przez ramiona, tak \e wierzgające
stopy ofiary oderwały się od podłogi.
Wuju! zawołała Belesa, daremnie szarpiąc się w lubie\nym uścisku Galbro.
Oszalałeś! Nie mo\esz& Och, nie mo\esz..!
Głos zamarł jej w gardle, gdy Valenso chwycił pejcz o wysadzanej klejnotami rękojeści i z
wściekłością opuścił go na wątłe ciało dziecka, zostawiając czerwoną pręgę na nagich
ramionach.
Belesa jęknęła, słysząc bolesny krzyk Tiny. Zwiat zupełnie oszalał. Jak w sennym
koszmarze, widziała obojętne, zwierzęce twarze \ołnierzy i słu\ących, nie zdradzające ani
litości, ani współczucia. Szyderczo uśmiechnięte oblicze Zarono było częścią tej wizji. W
przesłaniającej oczy purpurowej mgle wszystko wydawało się nierealne oprócz nagiego,
białego, pociętego czerwonymi pręgami od ramion do kolan ciała Tiny, jej przerazliwych
okrzyków bólu oraz zdyszanego oddechu Valenso, który smagał ją, tocząc dookoła wzrokiem
szaleńca i krzycząc:
Kłamiesz! Kłamiesz! Kłamiesz, przeklęta! Przyznaj się albo zedrę z ciebie skórę! On
nie mógł śledzić mnie a\ tutaj&
Och, litości, panie! błagała dziewczynka, daremnie wijąc się na szerokich plecach
sługi, zbyt przera\ona, aby ratować się kłamstwem. Krew ciekła kropelkami po jej dr\ących
udach. Widziałam go! Nie kłamię! Litości! Proszę! Ach!
Strona 16
Howard Robert E - Conan uzurpator
Ty głupcze! Głupcze! wrzasnęła Belesa. Nie widzisz, \e ona mówi prawdę? Ty
bestio! Bestio!
W końcu hrabia Valenso z Korzetty odzyskał odrobinę rozsądku. Upuścił bat, zatoczył się i
oparł o stół, ściskając jego krawędz. Trząsł się jak w febrze. Wilgotne pasma włosów
przylgnęły mu do czoła, krople potu spływały po pobielałej twarzy, zamienionej w
nieruchomą maskę Strachu. Uwolniona przez Gobelleza Tina z jękiem osunęła się na
podłogę. Belesa wyrwała się Galbro, podbiegła do niej ze szlochem i uklękła przy
dziewczynce. Objęła nieszczęsne dziecko ramionami i spojrzała z wściekłością na wuja,
zamierzając wylać na niego potok gniewnych słów lecz hrabia wcale na nią nie patrzył.
Zdawał się nie pamiętać o istnieniu zarówno Belesy, jak i Tiny. Z bezgranicznym
zdumieniem usłyszała, jak mówi do bukaniera:
Przyjmuję twoją propozycję, Zarono. Na Mitrę, znajdzmy ten przeklęty skarb i
opuścimy ten diabelski brzeg!
Słysząc te słowa, Belesa zapomniała o gniewie. W oszałamiającej ciszy wzięła na ręce
szlochające dziecko i wniosła je na górę. Zerkając przez ramię, ujrzała Valenso zgarbionego
nad stołem i pijącego wino z ogromnego pucharu, który trzymał obiema dr\ącymi rękami.
Zarono wisiał nad hrabią jak sęp zdumiony obrotem spraw, lecz zamierzający wykorzystać
tę szokującą zmianę, jaka zaszła w zachowaniu hrabiego. Zwracał się do Valenso cichym,
stanowczym głosem, a ten przytakiwał niemo, jak ktoś niezbyt zdający sobie sprawę z tego,
co się doń mówi. Galbro trzymał się w cieniu, skubiąc brodę palcami, a słudzy pod ścianami
spoglądali niespokojnie po sobie, zaskoczeni załamaniem nerwowym ich pana.
Na górze Belesa poło\yła na pół omdlałą dziewczynkę na ło\u, po czym zaczęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]