[ Pobierz całość w formacie PDF ]
panią Warnke, jeśli wolno mi panią o to prosić. Przypuszczam, że
będziecie państwo działać wspólnie i osiągnięcie zgodnie wypracowany,
zadowalający wynik. Zastrzegam jednak sobie osobiście podjęcie osta
tecznej decyzji.
Marianna Dengler z podziwem uśmiechnęła się do swego generała. Zupełnie jak gdyby
był bohaterem z ,,Pieśni o Nibelungach", a już co najmniej dzielnym wojownikiem
najczystszej germańskiej krwi. Bluten-bergera uradowało jej żarliwe spojrzenie; odczuł je
jako potwierdzenie własnej męskości.
Nasz Wódz i Kanclerz Rzeszy zakończył więc swoje wskazów
ki powiedział kiedyś, a byłem przy tym obecny: ,,to, co służy nam
wszystkim, ma głęboki sens!" Tę prawdę musimy mieć stale na uwadze,
co dzień, o każdej godzinie i w każdej sytuacji.
Obecni przytaknęli zgodnie, jakkolwiek nie słuchali nawet uważnie. Słuchanie już się nie
opłacało; na pamięć znali slogany, jakie miał zwyczaj wygłaszać. W każdym razie porucznik
Crusius wraz z. Bryką Warnke ruszył w drogę do kantyny, do swojej pracy".
Pozornie wydawało się, że oboje przeniknięci są wspólnym poczuciem
odpowiedzialności. W rzeczywistości i jemu, i jej chodziło o własne pozycje, zakres
kompetencji, możliwość wywierania wpływu. Jednakże uśmiechali się do siebie. Eryka
Warnke uważała przy tym, że może być prawie pewna swojej przewagi. Czyż kot nie potrafi
zbić z tropu nawet
58
najgrozniejszego brytana, jeśli tylko uda mu się wykryć psie słabostki? Powiadają, że nawet
słoń wpada w przerażenie na widok nagle pojawiającej się myszy.
Tymczasem kantyna całkowicie zmieniła wygląd. Talent organizacyjny Koralnika i
zręczność ludzi, których sobie dobrał, dokonały pełnego przeobrażenia. Teraz, prawie
dokładnie pośrodku pustej sali, stał duży, do czysta wyszorowany stół. Zasiedli właśnie za
nim porucznik Crusius i kierowniczka dziewczÄ…t, panna Warnke. Naprzeciwko ustawiono
kilka krzeseł dla przesłuchiwanych.
Sierżant sztabowy Himmelsheimer zatrzymał się, służbiście wyprężony, w pobliżu drzwi
wejściowych. Widocznie był gotów pełnić obowiązki woznego sądowego. W wypadku,
gdyby to się okazało konieczne, mógłby się stać przykładnym archaniołem zemsty, wpraw-
dzie bez miecza ognistego, lecz za to ze służbowym pistoletem.
Jako pierwszego świadka" przywołano kaprala Koralnika. On zaś tylko na to czekał.
Podbiegł więc, stanął na baczność i wykrzyknął coś, co brzmiało jak ,,heil Hitler!" Na
pytania, które mu zadawano, odpowiadał ochoczo, z miną dobrodusznego głupka
odgrywał swoje typowe przedstawienie, na którym porucznik Crusius oczywiście już się
poznał. Trudno było oczekiwać, że Koralnik będzie się zachowywał jak słoń we własnym
składzie porcelany. Nie był więc Crusius specjalnie zaskoczony, kiedy Koralnik z wielkim
żalem oświadczył:
Przykro mi, nie wiem o niczym. Nic nie słyszałem o tym. co tu się
podobno stało.
Crusius usiłował odwołać się do jego tak zwanego ducha koleżeństwa.
·ð ð Mój drogi Koralnik! Ma pan przecież oczy stale otwarte, orientuje siÄ™ pan we
wszystkim i przez to niejednemu koledze już pan pomógł. O ile wiemy, plutonowy Bleibtreu
zatrzymał się przy waszym siole i usiadł bezpośrednio przy panu. Zatem zapewne spostrzegł
pan, że wstał on nagle, a potem podszedł do panny Singer ze służby pomocniczej.
·ð ð No wÅ‚aÅ›nie zawoÅ‚aÅ‚ Koralnik. Przypominam sobie, że nagle wstaÅ‚. WspominaÅ‚,
że idzie się wysikać... przepraszam, pani Warnke, chciałem powiedzieć, że naszła go chęć
pofolgowania drobnej ludzkiej potrzebie. Było to dla mnie całkiem zrozumiałe, ponieważ
wyżłopał... chciałem powiedzieć wypił, pokazną ilość herbaty. Kiedy
59
wstał ze swego krzesła, nie śledziłem już jego drogi, bo byłem pewny, że trafi do klozetu bez
mojej pomocy.
·ð ð Niech pan zaniecha uprzejmie tych sztuczek, Koralnik zwróciÅ‚ mu uwagÄ™ porucznik
bez śladu surowości. W każdym razie powstało wówczas poważne zamieszanie.
·ð ð No, tak. OczywiÅ›cie. ByÅ‚o pewne zamieszanie, takie dość ogólne. Ale bardzo krótko,
wkrótce było już po wszystkim. Szczegółów z tym związanych nie mogłem obserwować od
swego stołu. Nie miałem też wcale takiego zamiaru. Według wypróbowanej zasady: bez
potrzeby niczego nie rozdmuchiwać.
·ð ð Panie kapralu! zaprotestowaÅ‚a komendantka dziewczÄ…t, panna Warnke, spoglÄ…dajÄ…c
surowo. Proszę, niech pan przyjmie do wiadomości, że tu się niczego nie rozdmuchuje.
Dochodzenie jest niezbędne, zwłaszcza że pan generał je zarządził. Nie radzę panu odmawiać
współpracy przy wyjaśnianiu tego wypadku. Czyżby pan miał zamiar osłaniać plutonowego
Bleibtreua?
·ð ð Przypuszczenie to jest tego rodzaju, że muszÄ™ zdecydowanie zaprzeczyć!
powiedział Koralnik, gotów nadal składać wyjaśnienia. Jeśli mój pogląd...
·ð ð DziÄ™kujÄ™! przerwaÅ‚ mu Crusius. PoglÄ…dy nas nie interesujÄ…. Może pan odejść,
kapralu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]