[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wymyśleć.
- Nic z tego nie będzie - szepnął Solo, pochylając się ku niemu.
- Czemu wcześniej tego nie powiedziałeś? - odparował przestraszony Luke. - jak to nie? Mówiłem...
- Ciii!
Solo przerwał, gdy zrealizowały się najgorsze obawy Luke'a: pojawił się wysoki, posępny oficer i
skrzywił się spojrzawszy na Chewbaccę.
- Gdzie się wybieracie z tym... czymś?
Wookie warknął słysząc tę ocenę swej osoby, a Solo uciszył go szybkim ciosem w żebra. Ogarnięty
paniką Luke odpowiedział niemal instynktownie:
- Przeniesienie więznia z bloku TS-138.
- Nie zawiadomiono nas - oficer wydawał się zaskoczony. - Muszę to sprawdzić.
Zawrócił, podszedł do niewielkiej konsoli i zaczął kodować pytanie. Luke i Han pospiesznie pró-
bowali znalezć wyjście z tej sytuacji. Ich spojrzenie przebiegało po licznych przyciskach alarmo-
wych, ekranach energetycznych i fotosensorach, by zatrzymać się na trójce stojących w pobliżu
wartowników.
Solo rozpiął kajdanki Wookiego, szepnął mu coś i kiwnął Luke'owi głową.
Straszliwe wycie wstrząsnęło ścianami korytarza: Chewbacca wyciągnął ręce i wyrwał Hanowi
strzelbę.
- Uwaga! - wrzasnął przerażony na pozór Solo. - Uwolnił się! Rozerwie nas na kawałki!
Obaj z Luke'em odskoczyli od szalejącego Wookiego, wyciągnęli ręczne miotacze i otworzyli ogień
w jego stronę. Ich refleks był bez zarzutu, ich entuzjazm wyrazny, za to celność zupełnie fatalna.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Ani jeden strzał nie trafił choćby w pobliże jeńca. Zamiast tego rozbijali automatyczne kamery,
czujniki wydzielania energii, w końcu powalając trzech oszołomionych strażników.
Wtedy właśnie oficerowi dyżurnemu przyszło do głowy, że ich fatalna celność była jednak zbyt
selektywna. Próbował właśnie włączyć alarm ogólny, gdy strzał z miotacza Luke'a trafił go w pierś.
Bez słowa zwalił się na szary pokład.
Solo rzucił się do komunikatora, którego głośnik skrzypiąc żądał wyjaśnień, co się właściwie dzieje.
Najwyrazniej łączność między dyżurką a punktem kontroli była nie tylko wizualna, lecz także gło-
sowa.
Ignorując słyszane na zmianę pytania i grozby, Solo sprawdził monitor na pobliskiej konsoli.
- Musimy się dowiedzieć, gdzie jest ta twoja księżniczka. Tu jest z dziesięć poziomów i... O, mam!
Cela 2187. Idz, Chewie i ja zatrzymamy ich tutaj.
Luke skinął głową i pognał wąskim chodnikiem. Solo kiwnął na Wookiego, by zajął pozycję, z któ-
rej mógłby objąć ogniem rząd wind, po czym odetchnął głęboko i zdecydował się odpowiedzieć na
płynący z głośnika nie milknący potok wezwań.
- Wszystko w porządku - rzucił w stronę mikrofonu oficjalnym tonem. - Sytuacja normalna.
- To wszystko nie brzmiało normalnie - odpowiedział mu rzeczowy głos. - Co się stało?
- Hm, no... awaria broni u jednego ze strażników - wyjaśnił nerwowo Solo. - Już usunięta. Wszyst-
ko jest w najlepszym porządku. A co u was?
- Wysyłamy tam patrol.
Han aż nadto wyraznie wyczuwał podejrzliwość u nie znanego rozmówcy. Co odpowiedzieć? Był-
by bardziej elokwentny, gdyby miał w kogo wymierzyć broń.
- Nie, nie. Mamy tu przeciek reaktora. Dajcie nam parę minut, żeby go usunąć. To duży przeciek,
bardzo niebezpieczny.
- Awaria broni, przeciek... Kto mówi? Podaj swój... Solo wymierzył miotacz w konsolę i jednym
strzałem zmienił aparaturę w stos milczących szczątków.
- Kretyńska rozmowa - mruknął, po czym krzyknął w głąb korytarza: - Spiesz się, Luke! Będziemy
mieć towarzystwo!
Luke usłyszał, lecz był zbyt zajęty bieganiem od celi do celi i odczytywaniem lśniących nad nimi
numerów. Jak się zdawało, cela 2187 w ogóle nie istniała. Znalazł ją jednak, gdy chciał już zrezy-
gnować i zejść na następny poziom.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się wypukłej ścianie. Potem ustawił miotacz na maksimum i mając
nadzieję, że nie roztopi mu się w ręku, strzelił do drzwi. Kiedy broń stała się zbyt gorąca, by ją
utrzymać, zaczął przerzucać ją z jednej ręki do drugiej. Tymczasem dym nieco opadł i Luke z za-
skoczeniem stwierdził, że wejście do celi stoi otworem.
Z wnętrza spoglądała na niego zdumiona młoda kobieta, której portret Artoo wyświetlił w garażu
na Tatooine. Zdawało mu się, że od tej chwili minęły już wieki. Patrzył na nią oszołomiony, myśląc,
że jest jeszcze piękniejsza niż jej wizerunek.
- Jesteś jeszcze... piękniejsza... niż sobie... Zdziwienie i niecierpliwość zastąpiły na jej twarzy wy-
raz lęku i niepewności.
- Czy nie jesteś trochę za niski na szturmowca? - spytała w końcu.
- Co? Ach, ten mundur - Luke zdjął hełm, odzyskując jednocześnie nieco panowania nad sobą. -
Przybyłem, by cię uratować. Jestem Luke Skywalker.
- Słucham? - zapytała uprzejmie.
- Powiedziałem, że przybyłem, by cię uratować. Jest ze mną Ben Kenobi. Mamy twoje dwa roboty...
Na dzwięk imienia starca jej niepewność zniknęła.
Zamiast niej pojawiła się nadzieja.
- Ben Kenobi - rozejrzała się, zapominając o Luke'u. - Gdzie on jest? Obi-wan!
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Gubernator Tarkin przyglądał się, jak Vader przemierza nerwowo pustą salę konferencyjną. Po
chwili Czarny Lord zatrzymał się i spojrzał wokół, jak gdyby gdzieś w pobliżu zadzwonił dzwon,
który tylko on mógł słyszeć.
- On tu jest - stwierdził spokojnie.
- Obi-wan Kenobi? - Tarkin był zaskoczony. - To niemożliwe. Dlaczego tak sądzisz?
- Drżenie mocy; i to tego rodzaju, jakie wyczuwałem jedynie w obecności mojego dawnego mistrza.
Nie mogę się mylić.
- On... on z pewnością od dawna nie żyje. Vader zawahał się. Jego pewność siebie zniknęła. - Być
może... Teraz nic już nie czuję. To trwało krótko.
- Jedi nie istnieją - zapewnił go Tarkin. - Ich płomień zgasł dziesiątki lat temu. Ty, drogi przyjacielu,
jesteś wszystkim, co po nich pozostało.
Cichy dzwonek zwrócił ich uwagę na komunikator. - Tak? - spytał Tarkin. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl