[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pchnął drzwi do kabiny. Na widok Rachel skulonej przy misce klo-
zetowej serce mu się ścisnęło. Ukląkł obok niej, objął ją i przytulił.
R
L
Wiedział, że nigdy by sobie nie wybaczył, że stał się przyczyną jej
udręki.
- Wszystko w porządku, najdroższa - zapewnił ją. - Wszystko bę-
dzie dobrze. Obiecuję.
- Jak może być dobrze? - szepnęła Rachel i oczami mokrymi od łez
spojrzała na niego.
- Ponieważ dopóki będziemy trzymać się razem, nie będzie na
świecie takiego problemu, którego nie zdołamy rozwiązać. - Odgarnął
wilgotne włosy z jej czoła i ciągnął: - Razem, czyli ty, ja i nasze dziec-
ko.
Rachel zrobiła zdziwioną minę.
- Jak się domyśliłeś?
- To wcale nie było aż takie trudne - odparł. Pocałował ją łagodnie
w policzek, potem mówił dalej: - Nie zapominaj, że jestem lekarzem.
Umiem rozpoznawać symptomy.
- Przepraszam cię, Matt. Nie chciałam tego. I nie sądziłam, że nam
się to przytrafi. Przecież zawsze tak uważaliśmy.
W jej głosie słychać było łkanie. Matt przytulił ją jeszcze mocniej
do siebie i zakołysał, a ona wypłakała na jego ramieniu wszystkie
zmartwienia i smutki ostatnich kilku tygodni. Bał się nawet pomyśleć,
co musiała przejść, i wyrzucał sobie, że dopuścił do takiej sytuacji.
Gdyby tylko wyznał jej, jak bardzo ją kocha, do czegoś takiego nigdy
by nie doszło.
Poczekał, aż Rachel odrobinę się uspokoi, a potem pomógł jej
wstać.
R
L
- Chodzmy stąd - powiedział. - Musimy porozmawiać, ale przecież
nie tutaj.
- Co z nimi? - martwiła się Rachel, kiedy prowadził ją korytarzem
prosto do wyjścia na parking. -Zdziwią się, że zniknęliśmy bez poże-
gnania.
- To teraz moje najmniejsze zmartwienie - stanowczym tonem
stwierdził Matt. Otworzył samochód i pomógł Rachel wsiąść. Pocało-
wał ją w czoło, potem zapiął jej pas. - Nawet nie zauważą, że nas nie
ma. Za dobrze się bawią.
- Skoro uważasz, że nie będą mieli nam tego za złe...
- Nie będą. Nie martw się. - Uniósł jej twarz do góry i pocałował ją
w usta. - Mamy ważniejsze sprawy.
- Nie chciałabym, żebyś uważał, że musisz zrobić cokolwiek, na co
nie masz ochoty - zaczęła.
Matt westchnął i położył jej palec na ustach.
- Nie uważam - zapewnił ją - więc możesz od razu wybić sobie ta-
kie nonsensowne pomysły z głowy. Kocham cię, Rachel - oświadczył,
patrząc jej głęboko w oczy. - %7łałuję tylko, że wcześniej ci tego nie po-
wiedziałem, ale bałem się przyznać przed samym sobą, co do ciebie
czuję.
- Kochasz mnie? - szepnęła ze zdumieniem.
- Tak. Jedzmy do domu i spróbujmy rozwikłać ten nasz węzeł gor-
dyjski.
Rachel w milczeniu skinęła głową. Była tak zszokowana, że nie
wiedziała, co powiedzieć. Matt usiadł za kierownicą i pojechali do jego
R
L
domu. Miał nadzieję, że udało mu się przekonać Rachel, że mówi
prawdę. Nie zniósłby, gdyby się okazało, że jej zdaniem wyznał jej mi-
łość tylko z powodu dziecka. To nie była prawda. Całą drogę dręczyła
go ta myśl.
W domu Matt zaprowadził Rachel prosto do salonu. W kominku le-
dwie tlił się żar, więc dołożył świeże polano i wkrótce ogień zapłonął
na nowo. Aż mu dech zaparło, kiedy obejrzał się i zobaczył, jak jego
ukochana pięknie wygląda, jak płomienie żywego ognia wydobywają z
jej włosów kasztanowe błyski. Kochał ją nad życie i za żadne skarby
świata nie chciał jej stracić.
- Chcesz coś do picia? - spytał.
- Marzę o herbacie - odrzekła cichym tonem, unikając jego wzroku.
- Chociaż przedtem chciałabym umyć zęby, jeśli pozwolisz.
- Oczywiście, że pozwolę. Znasz drogę do łazienki i wiesz, gdzie co
znalezć, prawda?
- Dzięki. - Rachel ruszyła w stronę drzwi, lecz przystanęła, odwró-
ciła się i zaczęła: - Jeśli chodzi o dziecko, to...
- Pózniej. Porozmawiamy o wszystkim, jak się ogarniesz. - Matt
podszedł do niej i delikatnie pocałował ją w policzek. - Pamiętaj, że cię
kocham i że nic tego nie zmieni.
- Nie miałam pojęcia - wybąkała.
- Skąd mogłaś mieć, skoro tak dobrze ukrywałem swoje uczucia? -
Opuszkiem kciuka pogładził jej podbródek. Zadrżała. Poczuł się pew-
R
L
niej, bo wiedział, że nie jest jej obojętny. - %7łałuję, że nie wyznałem ci
prawdy wcześniej. Wówczas uniknęlibyśmy tych wszystkich nerwów.
- Nigdy nie dałam ci szansy wyznać mi swoich uczuć - rzekła ła-
miącym się głosem. - To nie twoja wina, tylko moja. Wszystkiemu
winna jestem ja.
- To nie jest niczyja wina - zaprzeczył Matt i poszedł do kuchni
przygotować herbatę.
Rachel jeszcze nic mu nie powiedziała o swoich uczuciach do nie-
go, lecz nie dopuszczał do siebie myśli, że jest jej obojętny. Przecież
decyzja o urodzeniu jego dziecka jest wyrazem miłości.
Uśmiechnął się do siebie i włożył torebki z herbatą do kubków. Od
tej chwili jego życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Nie będzie
ukrywał uczuć, nie będzie zadręczał się poczuciem winy, zdecydo-
wanie nie będzie niczego żałował. Z otwartymi ramionami przywita
przyszłość i wszystko, co im przyniesie. Im, to znaczy jemu, Rachel i
ich synowi albo córce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl