[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dnie szklanki.
 Jest!  zawołał Tyler. Wszyscy odwrócili się w jego stronę, a pózniej przenieśli
spojrzenia na stojącego w drzwiach człowieka, który ruszył w stronę Dorothy i Alexa, ale
zatrzymał się i uniósł zaciśniętą pięść z wysuniętym zwycięsko ku górze kciukiem.
 Oczywiście!  powiedział pan Quarendon  Panu to nie mogło sprawić
najmniejszego kłopotu!
Parker rozło\ył przepraszająco ręce, jak gdyby chcąc powiedzieć, \e to nie jego wina.
Podszedł do Alexa i Dorothy.
 Czy mo\na usiąść przy was?
 Ju\ od rana fascynuje mnie pana obecność  szepnęła Dorothy.  Jest pan tysiąc razy
ciekawszy ni\ ta armia papierowych detektywów, z którymi mam zwykle do czynienia i&
Nie dokończyła, bo Frank Tyler raz jeszcze spełnił swą powinność i wyciągnąwszy z
wazonu papierek, rozwinął go:
 Miss Dorothy Ormsby, która umie dostrzec najmniejszy błąd w pracach innych ludzi,
ma teraz sposobność zademonstrować nam, \e sama jest bezbłędna!
 Wiedziałam, \e powie coś podobnego  mruknęła wstając. Podeszła do Tylera, wzięła
kopertę, złamała pieczęć i przesunęła oczyma po tekście.
 Start!  zawołał Frank, odwrócił się i zanotował czas na swojej karcie.
Smukła, drobna, wyprostowana Dorothy Ormsby zniknęła za drzwiami.
 Bo\e  powiedział Parker  zdą\yłem w ostatniej chwili!  zni\ył głos.
 Có\ to za szczęście, kiedy policjant ma \onę, która lubi chodzić do teatru. Widziałem,
\e tam wiszą sztychy z bohaterami Shakespeare a, więc po tym koniku i koronie przyszedł mi
do głowy Ryszard III. Gdyby nie to, Joe, stałbym tam do tej pory!
Reszta była bardzo prosta& ale włosy mi stanęły dęba, kiedy tam wszedłem. Przez chwilę
myślałem, \e naprawdę coś jej się stało. I ten ogromny, zakrwawiony miecz&
 A jak ci się spodobała sama panna Mapleton?  zapytał Joe obojętnie.
 Przedziwna dziewczyna. Zliczna, ale czułem się przez cały czas nieswojo. Powiedziała,
\e czas jej się zaczyna dłu\yć i zapytała, ile jeszcze osób będzie jej szukało, Powiedziałem, \e
tylko trzy i wyszedłem, bo minęła ju\ piętnasta minuta. Ale ta dziewczyna ma niesamowity
głos& Człowiek czuje się przy niej dziwnie& nie umiem tego określić.
 Myślę, \e masz słuszność  Alex wstał.  Trzeba się czegoś napić i zjeść coś. Dla nas
konkurs ju\ się skończył.
Ruszyli w stronę rozmawiających mę\czyzn, od których ponownie oderwała się Amanda z
fili\anką kawy dla pani Wardell siedzącej z niezmiennym, pogodnym uśmiechem w swym
fotelu.
 Mamy dopiero trzech ewentualnych zwycięzców: dwóch autorów i pana komisarza! 
Quarendon był najwyrazniej zadowolony, \e nie jest jedynym, któremu się nie udało.
Gdzieś w górze rozległ się przytłumiony huk wystrzału, rozdzierający jęk i głuchy,
\ałobny grzmot werbli, który ucichł z wolna.
 Czy nalać panom czegoś?  zapytał Frank zwracając się do Alexa i Parkera.
 Będę pił to samo, co wspaniała pani Wardell  szepnął Alex  mo\e tylko nieco
więcej. Zdaje się, \e to był armagnac?
 Zgadł pan! Powiedziała, \e zawsze wieczorem wypija jeden koniak i potem śpi
doskonale bez \adnych snów. Twierdzi, \e sny to śmieci psychiczne tego świata, a nie obrazy
tamtego.
Tyler zerknął w stronę siedzącej pod przeciwległą ścianą starej damy, która pochyliła się
teraz lekko ku Amandzie, najwyrazniej wyjaśniając jej coś. Na twarzy nadal miała pogodny,
seraficzny niemal uśmiech.
 A pan?  Tyler zwrócił się do Parkera.
 Chyba whisky& ale proszę się nie fatygować&
Parker podszedł do stołu, wziął szklankę, uniósł pokrywę pojemnika z lodem i wrzucił
cztery niewielkie kostki. Sięgnął po tę sarną irlandzką whisky, co Harcroft. Pózniej wymknął
się z kręgu stojących i ruszył w stronę stołu z jedzeniem. Joe uniósł do ust swój koniak i
wypił mały łyk. Chciał ruszyć za przyjacielem, ale powstrzymały go słowa lorda Redlanda,
wypowiedziane rzeczowym, spokojnym tonem:
 Trzeba przyznać, \e duch lady Ewy De Vere jest bardzo tolerancyjny wobec nas
dzisiejszego wieczoru. Przecie\ jej tragiczna śmierć posłu\yła nam do zabawy. A ona nie ma
nic przeciwko temu, jak gdyby& Nie reaguje, nie mści się na nas& co, niestety,; jest
dobitnym dowodem na to, \e duchów nie ma, a racjonaliści mają słuszność. Zapewne tak, ale
trochę mi \al świata nadprzyrodzonego w którym mogłoby się dziać tyle cudownych rzeczy.
Pan Quarendon obejrzał się szybko, ale pani Wardell była całkowicie zajęta rozmową z
Amandą Judd. Pulchny wydawca poło\ył palce na ustach wskazując oczyma starą damę.
 Zmieńmy temat&  szepnął  Gdyby usłyszała, sprawiłby jej pan przykrość,
milordzie.
 Przepraszam stokrotnie&  Redlan zarumienił się  Zupełnie zapomniałem, kim ona
jest.
 A kim właściwie?  spytał Kedge półgłosem.
 Jednym z największych znawców tego, co dzieje się po drugiej stronie&  powiedział
Quarendon nie podnosząc głosu.
Nagle wyprostował się.
 Powinienem wydać jej następną ksią\kę!  powiedział niespodziewanie  podobno
jest bardzo popularna. Ludzie czytają ją.
Doktor Harcroft przysłuchiwał się rozmowie, sącząc swoją whisky. Minister Harold
Edington oderwał się od grupki stojących, podszedł do okna, odsunął firankę i wyjrzał w
ciemność. Pózniej zawrócił.
 Deszcz przestał padać  powiedział zwracając się do pana Quarendona, który nie
odpowiedział.
Alex cofnął się o krok, pózniej z kieliszkiem w ręce podszedł do Parkera, który usiadł przy
jednym z małych stolików mając przed sobą talerz z zimnym mięsem, pokrojonym w plastry i
udekorowanym krwistymi kroplami gęstego sosu.  Zwietny pomysł!  powiedział Joe i
rozejrzał się badając oczyma półmiski na powierzchni stołu.
 Jestem!
Obejrzał się. Dorothy Ormsby stała pośrodku sali, drobna i dziewczęca, ale z jej szczupłej
sylwetki biła duma. Uniosła wysoko głowę i podeszła do Franka Tylera.
 Jest pan geniuszem inscenizacji!  Powiedziała  Szkoda, \e nie mogę teraz dodać
nic więcej. Myślę, \e nale\y mi się jeden, bardzo dobry, cudownie pachnący koniak!
Powstało małe zamieszanie, Alexowi z pewnej odległości wydało się, \e wszyscy na raz
chcą spełnić jej \yczenie. Tylko lord Frederick Redlan cofnął się o krok, a pózniej ruszył ku
Amandzie i pani Wardell, ale zatrzymał się, bo Frank raz jeszcze wydobył z wazonu zwitek
papieru i odczytał:
 Pani Alexandra Wardell, jedyna osoba, która naprawdę wie, co się dzieje w tym zamku!
Stara Dama wstała. Amanda ujęła ją pod ramię, a Frank podbiegł z kopertą.
 Czy chce pani iść sama? zapytała młoda kobieta  Nie biorę udziału w tym konkursie i
chętnie pójdę z panią&
Pani Wardell spojrzała na nią z uśmiechem.
 Nie lękam się duchów ani ludzi \ywych, moje dziecko. Wiem, \e obawia się pani, czy
będę umiała poruszać się tutaj sama. Dziękuję bardzo, ale na szczęście nogi jeszcze mnie jako
tako niosą i daję sobie radę ze schodami w tym zamku. Je\eli mam wziąć udział w tej
zabawie, zrobię to w tych samych warunkach, w jakich muszą działać pozostali  pogłaskała
Amardę po policzku.  Raz jeszcze dziękuję, kochanie, ale chyba muszę otworzyć tę
kopertę&
Jej drobne dłonie z pewnym wysiłkiem rozerwały pieczęć. Czytała przez chwilę, a pózniej
skinęła głową, jak gdyby potakując niewypowiedzianej myśli.
 Start!  powiedział Frank Tyler, znacznie ciszej ni\ wówczas, gdy wypuszczał jej
poprzedników. Amanda podeszła do drzwi, otworzyła je i zamknęła za wychodzącą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl