[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Francesca, sięgając do klamki wozu.
– Nie mogę cię tak tu zostawić, nie mając
pewności, czy wszystko w porządku. Idź, spakuj
się, poczekam. Potem możesz zatrzymać się
u mnie, póki nie zdecydujesz, co...
– Wybacz – ucięła. – Lecz, jeśli wiązałeś jakieś
nadzieje z dzisiejszym dniem, to się nie spełnią.
– Nie miałem na myśli...
– Dobrze wiem, o czym myślałeś – odrzekła,
wysiadając.
Angelo opuścił szybę i chwycił ją za rękę.
Popatrzyła nań i pomyślała, że absolutnie nic do
niego nie czuje.
– Kochasz go, prawda?
Poczuła łzy w oczach.
– Przepraszam – rzekł.
– Za co ? Że po raz drugi otworzyłeś mi oczy?
– Popełniłem błąd – westchnął.
Ja też, pomyślała.
– Dziękuję za podwiezienie. – Wyswobodziła
rękę i odeszła, nie oglądając się za siebie, choć
wiedziała, że odprowadzał ją wzrokiem.
Kiedy tylko dotarła do mieszkania, poszukała
środków przeciwbólowych. Potem rozebrała się
152
MICHELLE REID
i wzięła długi prysznic. Po kąpieli włożyła biały
szlafrok, wydobyła z szafy torbę podróżną, rzuciła
ją na łóżko i zatonęła we łzach.
Carlo pojawił się w drzwiach sypialni, gdy już
przestała płakać i pakowała rzeczy. Był bez mary-
narki i krawata, co stwierdziła, obrzuciwszy go
krótkim spojrzeniem. Wyglądał na zmęczonego,
lecz nie nazbyt przejętego tym, że zbierała swoje
rzeczy, by go opuścić.
– Dokąd masz zamiar jechać? – spytał.
– Na razie do hotelu – odparła chłodno. – Po-
tem do Anglii, by zająć się uporządkowaniem
swojego życia.
– Zaczniesz od znalezienia Anglika nadającego
się na męża, by o mnie zapomnieć?
– Ty topowiedziałeś – rzekła i zajęła się selek-
cjonowaniem ubrań, by zabrać tylko te, które sama
kupiła.
Carlo ciągle stał oparty o drzwi i wyglądał na
całkiem zrelaksowanego.
– Wiesz, że nie będę cię zatrzymywał.
– Wcale nie chcę, byś to robił.
– Lecz nie pozwolę, żeby to się tak skończyło.
– Bo zamierzasz odzyskać akcje Carluccich?
– Akcje nie mają znaczenia.
– Podobnie jak kontrola nad nimi, do której
zrzeczenia się mnie zmusiłeś, wyłudzając podpis?
– Potrzebujesz ochrony.
– Przed kim, na litość boską? – krzyknęła, nie
mogąc na niego patrzeć bez obawy, że znów się
DZIEDZICZKA FORTUNY
153
rozpłacze. – Jedynym człowiekiem, przed którym
potrzebna mi ochrona, jesteś ty. Ufałam ci. Po tym
wszystkim, coprzeszłam z Angelem, uwierzyłam,
że jesteś wobec mnie uczciwy.
– Byłem uczciwy na tyle, na ile mogłem.
Chcesz wiedzieć, jak to się stało, że się w tobie
zakochałem?
Francesca pomyślała, że podczas pakowania
zapomniała o butach, więc powinna pójść do gar-
deroby, by je odnaleźć. Zignorowała jego propozy-
cję wyjaśnień. Robiło się jej niedobrze na myśl, iż
wszystko, co czynił, było ukartowaną zemstą za
upokorzenie, jakiego zaznał jego ojciec od jej
matki. Gdy wróciła z butami w ręku, jej torba
gdzieś znikła, a drzwi sypialni były zamknięte na
klucz.
Carlo stał przy łóżku, wkładając zegarek do
szuflady nocnej szafki. Rozejrzała się, lecz torby
nigdzie nie byłowidać, więc wróciła wzrokiem do
mężczyzny.
– Mówiłeś, że nie będziesz mnie zatrzymywał.
– Zmieniłem zdanie – rzekł, zaczynając roz-
pinać koszulę.
– Są jakieś powody?
– Seks to wystarczająco dobry powód. Lecz
sądzę, że potrzebujesz czegoś bardziej przekonują-
cego, by się z tym zgodzić.
Francesca patrzyła na niego w osłupieniu, nie
wiedząc, co począć. Carlo tymczasem pozbył się
koszuli.
154
MICHELLE REID [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl