[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiekiem, bliskim sobie człowiekiem, bo członkiem
rodziny. Miała nadzieję, że oglądających jej wy-
stawę zainspiruje tym pomysłem do tego, by nie
kupowali pod choinkę przypadkowych, banalnych
i bezosobowych upominków, lecz te wyśnione i wy-
marzone przez ich bliskich. Jaz chciała tym samym
przekazać przesłanie, że przy odrobinie dobrej woli
można sprawić ludziom ogromną przyjemność
i wcale nie kosztuje to szczególnie dużo czasu czy
zachodu. Często nawet krótka rozmowa czy chwila
zastanowienia sprawi, że nawet bardzo zajęta kobie-
ta okaże się wnikliwym obserwatorem, a tym sa-
mym udowodni, że jest w stanie pogodzić swoje
pozornie sprzeczne życiowe role. Jedynym prob-
lemem pozostawały upominki dla kobiety jako
62
matki. Co powinna otrzymać od swoich dzieci?
Jeszcze nie wiedziała, jak rozwiąże ten problem.
Spojrzała ponownie jeszcze na wszystkie rysunki po
kolei i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Pokryta
była nimi cała podłoga w sypialni. O, jakże roz-
koszowała się teraz tą wolnością, którą zafundował
jej wuj John. Miała tu tyle miejsca i taką swobodę,
o jakiej zawsze marzyła. Nie lubiła, kiedy ktoś
zaglądał jej przez ramię w czasie pracy i tylko
nieliczni mieli prawo zobaczyć jej projekty w fazie
przygotowań.
Caid wyszedł z domu towarowego na ulicę. Stał
dłuższą chwilę, wahając się, dokąd ma się teraz
udać, aż wreszcie ruszył w stronę niedalekiej Har-
rowstreet, przy której stał dom Johna, wuja Jaz. To
matka poradziła mu, żeby zatrzymał się u niego.
Podobno tak serdecznie zapraszał ich do siebie, gdy
był w Stanach, że trudno było mu odmówić. Zapew-
niał, że ma dwa pokoje gościnne, każdy wyposażo-
ny w łazienkę, i że będzie to dla niego prawdziwa
przyjemność. Idąc, Caid cały czas myślał o bezsen-
sownej kłótni z Jaz i nie mógł sobie wybaczyć, że
zachował się w tak idiotyczny sposób. Kiedy był
jeszcze w Nowym Orleanie, całkiem inaczej wyob-
rażał sobie to ich pierwsze spotkanie od czasu
rozstania.
Nie spędził zbyt wiele czasu w domu towaro-
wym, ale wystarczająco dużo, aby przekonać się,
kto był powodem zamieszania w firmie. Trudno się
63
było dziwić ludziom, że byli niezadowoleni i zaczęli
składać wymówienia. Ten jego niegrzeczny, wręcz
pogardliwy sposób zwracania się do pracowników...
Niezły popis dał na przykładzie Jaz...
Caid zmarszczył brwi, wchodząc po kamien-
nych schodkach do domu Johna. Dlaczego nie
mógł przestać o niej myśleć? Co miała w sobie ta
kobieta? Czemu nie mógł zwyczajnie sobie jej
odpuścić? Przecież powiedziała jasno, co dla niej
liczy się najbardziej. Nie potrzebowała go, była
samodzielna, niezależna i w życiu chodziło jej
przede wszystkim o to, by zrobić karierę zawodo-
wą. Sam siebie nie rozumiał. Sięgnął ręką do koła-
tki.
 A to kto?  mruknęła pod nosem zniecierp-
liwiona Jaz. Nie miała teraz wcale ochoty na gości.
Kto to mógł być, przecież nikogo się nie spodziewa-
ła. E tam, nie będzie otwierać, pomyślała i zig-
norowała pukanie do drzwi, w dalszym ciągu kon-
centrując się na pracy.
Caid spojrzał na zegarek i wzruszył ramionami.
Zgodnie z ustaleniami John powinien być o tej porze
w domu. I nagle uzmysłowił sobie, że staruszek ma
już swoje lata i może niedosłyszeć, ujął więc raz
jeszcze kołatkę i tym razem zastukał zdecydowanie
głośniej.
Jaz jęknęła, słysząc pukanie po raz drugi. Ktokol-
wiek to był, najwyrazniej nie miał zamiaru odejść
od drzwi z kwitkiem. Wstała więc i niechętnie ru-
szyła schodami w dół. Nie spieszyła się zbytnio,
64
mając nadzieję, że nieproszony gość jednak się
rozmyśli i pójdzie sobie, zanim ona otworzy drzwi.
A może matka podała Johnowi złą datę, zaczął
zastanawiać się Caid i właśnie wtedy drzwi domu
nagle otworzyły się i stanęła w nich Jaz. Nie wierzył
własnym oczom.
 Ty tutaj?  wymamrotał zaskoczony.
 A co ty tu robisz?  usłyszał w odpowiedzi.
ROZDZIAA PITY
Pierwszy zapanował nad sobą Caid.
 Przyszedłem, żeby zobaczyć się z Johnem.
 Jego głos brzmiał bardzo szorstko.
 Z Johnem?  zdziwiła się Jaz. A już przez
chwilę myślała, że przyszedł, aby z nią poroz-
mawiać, może przeprosić.
 Tak, z Johnem  odparł.  A co, dziwi cię
to? Przecież, o ile dobrze pamiętam, mieszka tu-
taj.
 Tak, ale teraz i ja tutaj mieszkam... oczywiście
tylko na jakiś czas, ale...
 A czy mogłabyś być na tyle uprzejma i poin-
formować go o moim przybyciu?  przerwał jej
szorstko i dodał:  Byliśmy umówieni. Twój wuj
zaproponował mi gościnę...
 Słucham?  Teraz Jaz mu przerwała i z niedo-
wierzaniem pokręciła głową.  Chyba nie chcesz
przez to powiedzieć, że masz zamiar się tutaj
zatrzymać?
66
 A niby dlaczego nie?  Powoli miał już tego
dosyć. Był tym wszystkim naprawdę wykończony.
 Chyba mnie nie zrozumiałeś. Teraz ja tu mie-
szkam na zaproszenie wuja Johna. On, ze względu
na stan zdrowia, przeniósł się chwilowo do swojej
posiadłości nieopodal domu moich rodziców. Nie
wspominał mi nic o tym, że masz się tu zatrzymać.
Bardzo mi przykro.
 No cóż, mnie też nie poinformował o tym, że
teraz ty tu mieszkasz  wycedził Caid przez zaciś-
nięte zęby, po czym schylił się po swoją torbę
podróżną. Wyglądało na to, że zaraz zacznie toro-
wać sobie drogę do środka.
 Wybacz, Caid, nic na to nie poradzę, ale nie
możesz tu zostać.
 Nie? A niby kto miałby mi w tym przeszko-
dzić? Może ty?
 Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?  za-
protestowała.
 Jakoś wcześniej nie przeszkadzało ci to, jak się
odzywam. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że
ci się to nawet podoba  rzucił sarkastycznie i zmie-
rzył ją wzrokiem.
To jego lekceważące spojrzenie zezłościło ją do
reszty.
 Nie ma nic bardziej obrzydliwego od męż-
czyzny usiłującego za wszelką cenę dominować nad
kobietą! Być może wydaje mu się, że kobieta
powinna być mu uległa i...
 Wydaje mu się? O nie  zaoponował  nie
67
wydaje mu się, to mi się na pewno nie wydawało.
 Zniżył głos i na krótką chwilę zapłonęły w jego
oczach jakże dobrze jej znane ogniki.  To, co
wydarzyło się między nami, nie było tylko iluzją.
Ta uwaga trochę wyciszyła w niej złość. Przy-
glądała mu się w milczeniu. Zdawał się jej teraz
jakby trochę wyższy i silniejszy niż kiedyś, ale
ciągle tak samo pociągający.
 Tak czy siak, muszę tu przenocować, bo nie
mam się gdzie zatrzymać. Nie zarezerwowałem
apartamentu w moim ulubionym hotelu, a w żad-
nym innym nie mam zamiaru się zatrzymywać
 uciął dyskusję Caid.
Tym razem tak łatwo mu z nią nie pójdzie. Może
i po części miał rację, ale to bez znaczenia. Najpierw
porozmawia z Johnem, a dopiero potem będzie
ewentualnie skłonna ustąpić mu miejsca.
 Niezłym rozwiązaniem wydaje się, byś był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl