[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaledwie przebrzmiałe echo myśli. Miał takie wrażenie, jakby dwóch rozmawia-
jących oddalonych było od niego o kilka izb. Nawet gdyby wytężył słuch, ile się
tylko da, i tak doszedłby do niego wyłącznie pomruk.
Z kim rozmawiasz!  zapytał zdumiony. Nie sądził, by Cymry mogła rozma-
wiać z kimkolwiek poza nim samym lub innym Towarzyszem.
Z Elivanem  odparła krótko.
Z Elivanem? Kto. . .
Wtedy dyheli, na którego grzbiecie jechał Zimowy Księżyc, odwrócił z gracją
łeb i skinął mu głową.
Dyheli?! Cymry myślrozmawiała z dyheli?! Przygnębiony starał się zrozu-
mieć coś z docierającego jakby z dużej odległości murmurando. Nie mógł zrozu-
mieć nawet jednego słowa. Co gorsza, zorientował się, że Zimowy Księżyc wy-
daje się  słuchać , a nawet usłyszał, jak do rozmowy trzeci  głos wtrącił jakąś
uwagę.
Zimowy Księżyc wydawał się świetnie bawić. Skif przyjrzał mu się uważnie,
gdy uchylił się przed nisko wiszącą gałęzią i odniósł wrażenie, że zwiadowca
zachowuje się tak, jakby właśnie opowiedziano mu dowcip.
Skif poczuł się urażony, że został wyłączony z rozmowy. Właściwie, jak moc-
61
ny był dar myślmagii u Sokolich Braci? Dlaczego on nie słyszał dyheli, skoro
Cymry i Zimowy Księżyc mogli? Czy to tylko Zimowy Księżyc mógł pochwalić
się tym darem, czy też posiadali go wszyscy Tayledrasowie?
Nie ukrywali niczego, co dotyczyło prawdziwej magii, dlaczego zatem trzy-
mają to w sekrecie?
Choć właściwie nie taili tego, przynajmniej przed Skifem. Chyba że nie po-
trafili ukryć tego, co robili. Dlaczego więc Cymry nie powiedziała mu po prostu,
że rozmawia z ogierem?
Szmer głosów ustał. Zimowy Księżyc dał znak, by zatrzymać się na brzegu
malutkiego, krystalicznie czystego strumienia, i zeskoczył z wierzchowca. Oby-
dwa dyheli zbliżyły się do wody i zanurzyły w niej swe delikatne pyski. To, że
zwiadowca nie musiał prowadzić jucznego zwierzęcia do wodopoju i ograniczać
ilości wypitej wody, było kolejnym dowodem ich inteligencji.
Chętnie skorzystam z okazji  ucieszyła się Cymry i Skif ześliznął się na
ziemię, by mogła do nich dołączyć. Zimowy Księżyc urządził sobie przechadzkę,
aby rozprostować zesztywniałe od jazdy kości.
 Jesteśmy na granicy obszaru patrolowanego przez k Sheyna  powiedział.
 Dalej zakłócenie ciszy może być niebezpieczne. Jeśli coś zauważę, przekażę
twojej pani ostrzeżenie myślą.
 Dlaczego nie mnie bezpośrednio?  zapytał Skif, starając się, by jego głos
nie zabrzmiał ponuro, obawiał się jednak, że nie zdołał ukryć urazy.
Zimowy Księżyc nie był specjalnie zaskoczony.  Bo nie potrafię  odparł.
 Zwiadowcy nie mogą porozumiewać się w ten sposób z ludzmi.  Zmarsz-
czył brew na chwilę.  Być może dotarło do ciebie echo naszej rozmowy z Eli-
vanem. Wybacz, jeśli odebrałeś to jako nieuprzejmość, jednak dowiedziałem się
od Cymry, że nie dzielisz daru myślmowy z nikim innym poza nią lub być może
innym heroldem. Pomyślałem więc, że nie słyszysz nas.  Wzruszył ramiona-
mi.  Przepraszam, jeśli pomyślałeś, że celowo wyłączyliśmy ciebie z rozmowy.
Wielu Tayledrasów posiada ten dar, jednak ja jestem jednym z najsilniejszych
myślmówców, równie silnym była Jutrzenka. Czasami dotyczy on jedynie więz-
ptaków. Mam szczęście, że tak jak mój brat mogę porozumiewać się i z innymi
stworzeniami, ale, niestety, nie z ludzmi.
Skif zaczerwienił się. Nie przyszło mu do głowy, że Zimowy Księżyc może
nie mieć pojęcia, że on choć wie o rozmowie, nie orientuje się, o czym była mowa.
 Ha, teraz czuję się jak prawdziwy półgłówek. . .   skwitował w myślach.
 Czy zostaje się tylko albo zwiadowcą, albo magiem, czy jest coś jeszcze?
 starał się jakoś naprawić gafę.
Zimowy Księżyc potrząsnął głową i uśmiechnął się.
 Wszyscy Tayledrasowie potrafią myślmówić, jednak zazwyczaj jedynie
z więz-ptakiem  odparł.  To jest w nas: to jeden z wielu darów otrzymanych
od Bogini, abyśmy mogli tutaj przetrwać. Trzeba jednak przyznać, że ci, którzy
62
potrafią porozumiewać się z innymi stworzeniami, należą do najlepszych zwia-
dowców; jeśli dodatkowo wrodzona im jest magia, to ona staje się rzemiosłem ich
życia.
Skif przez chwilę patrzył na to, co znajdowało się za nim, na drugim brze-
gu strumienia. Nie wydawał się on dzikszy, bardziej niebezpieczny. Na koronach
drzew po obu stronach liście stawały się żółtobrązowe i opadały, zasypując zie-
mię, niektóre unoszone przez strumień odpływały. Nagle rozległ się okrzyk sójki,
a może ptaka, którego ochrypły głos tylko przypominał purpurową sójkę. Jakieś
poruszenie na przeciwległym brzegu strumienia przyciągnęło wzrok Skifa. W sa-
mą porę odwrócił nieco głowę, by zobaczyć ogonek wiewiórki znikający po dru-
giej stronie pnia. Można było przypuszczać, że ogonek miał swojego właściciela,
choć z tego, co słyszał, wcale nie musiało tak być.
 Właściwie, co tam jest złego?  Jego duma ugięła się przed ciekawością.
 Nie widzę tam nic niezwykłego, z drugiej strony nie wiem, czego szukać.
 Tam. . . niezbyt wiele  odparł Zimowy Księżyc, badawczo przyglądając
się drzewom i ziemi wszystkowidzącym wzrokiem.  Dalej, jak słyszałem, są
wyrsa, choć o tej porze roku nie grasują w stadach. Niedzwiedzie, oczywiście,
i zmiennoniedzwiedzie, drzewolwy i zmiennolwy, odyńce i zmiennoodyńce. Mo-
że bukto i. . .
 Chwileczkę  przerwał mu Skif. Czekał właśnie na okazję, by dowiedzieć
się czegoś o stworzeniach, ale jak dotąd jakoś się nie nadarzyła.  Zmienno-
niedzwiedzie, zmiennolwy, zmiennoodyńce. O czym ty mówisz? Mroczny Wiatr
zwał Nyarę  Zmiennolicą . Czy to ma jakiś z nią związek?
 I tak, i nie.  Sposób udzielania przez Zimowy Księżyc odpowiedzi mógł
doprowadzić człowieka do pasji. Skif zesztywniał i zniecierpliwiony czekał, aż
zwiadowca znajdzie odpowiednie słowa.  Przypomnij sobie, co pokazał wam
Lodowy Cień, jak zwyrodniała, puszczona samopas magia zwichrowała wszystko,
czego się tutaj tknęła.
 Ale to było bardzo dawno temu, prawda?  odpowiedział Skif, kiedy przed
oczami stanęły mu znów dziwne i tylko na poły przez niego rozumiane obrazy
oraz jasność, która ukazała się wtedy Sokolim Braciom. Rozumiał, czego żądała
Bogini, jednak nie widział nic ponadto. Elspeth i Shin a in ujrzeli więcej niż on.
 Nie dość dawno.  Zwiadowca smutno patrzył na niegroznie wygląda-
jącą krainę po drugiej stronie strumienia.  Swego czasu magia i wszystkie jej
 kolory i  dzwięki stanowiły jedność. Czas, jak my go nazywamy, Wojen Ma-
gów, zburzył to. Magia, jej moc, została wyczerpana niemal do cna. W wielkim
kataklizmie, który położył kres Ostatniej Wojnie, więzi uległy zerwaniu. Krysta-
liczne reguły, które dla magów były jak promienie światła, uległy zwyrodnieniu,
upodobniły się do zniekształconych, opadłych igieł sosnowych. Dotknięte nimi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl