[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pęknięciami albo nierównym chodnikiem lub czymkolwiek innym oprócz biegnięcia tak szybko jak
mogła, kierując się ku nieco wątpliwemu bezpieczeństwu jeszcze większej ilości wampirów i,
Boże, nie mogła uwierzyć, że biegła do wampirów, ale to nie była ta rzecz.
- Dziewięć-jeden-jeden. Jaki jest twój nagły wypadek?
Zdała sobie sprawę, że nie miała ani tchu. Claire sapała coś o tym, gdzie była i próbowała
wyjaśnić, co się do diabła właśnie stało, kiedy potknęła się, a komórka poleciała kiedy straciła
równowagę i z rozmachem przeniosło na coś, co miało być uszkadzającym kości zderzeniem z
chodnikiem.
Wyciągnęła ręce przed siebie, ale tym co uderzyła, nie był chodnik.
To był Myrnin, który złapał ją, obdarzył ją takim spojrzeniem, którego w ogóle nie mogła
odczytać i chwycił jej upadły telefon, kiedy odrętwiale wskazała na niego. Miał na twarzy krew i
długie, zwierzęce zarysowania, które powoli się goiły. Jego ubrania też były rozprute i
rozdrobnione.
Bez kolejnego słowa zgarnął ja w swoje ramiona i pobiegł na Plac Założycielki. Nie zajęło to
długo może trzydzieści sekund, ale Claire wykorzystała ten czas na poskładanie swojej głowy z
powrotem i spróbowanie zwolnić słabnące serce. Nie umrzesz. Uspokój się.
Przeszło jej to znowu przez myśl. Alarm Myrnina. Przelotne spojrzenie kościotrupiej twarzy.
Zapach śmierci.
To było wygłodzony, dziki wampir, a w Morganville to nie powinno się dziać. Wampiry mają
gotowy dostęp do banku krwi, jeśli niczego więcej. Jeśli byli przestępcami, mieli wiele łatwych
celów. Jakim cudem jeden stał się tak kościotrupi, taki dziki? I czemu zaatakował Myrnina
pierwszego, przed przyjściem po nią? Miała wrażenie, że przyszedł po nią tylko dlatego, że
dzwoniła po pomoc.
To nie miało sensu.
- Coś się dzieje. powiedziała, kiedy minęli róg, a ona zobaczyła z przodu martwy Plac
Założycielki. Połóż mnie na dół.
- Wszystko ze mną w porządku. powiedział Myrnin i zatrzymał się by pozwolić jej się
ześlizgnąć w dół do pozycji stojącej. Dzięki za pytanie, Claire. Biorąc pod uwagę, że
podporządkowałem siebie niewyobrażalnemu niebezpieczeństwu aby chronić zawartość twoich żył
i twojej nieśmiertelnej duszy, można wyobrazić sobie, że mogłaś zapytać. Próbował być starym,
zwyczajnym Myrninem, ale był zszokowany, zle zszokowany. Claire doszła do wniosku, że ściska
swój telefon jak ochronę życia, kiedy odeszła od niego i także zdała sobie sprawę, że policja była
nadal po drugiej stronie linii zadając pytania.
- Halo? powiedziała. Policja? Musicie przysłać wóz patrolowy do&
Myrnin odebrał jej telefon ze zwyczajnym trzepnięciem ręki i powiedział. Nieważne. Teraz
wszystko jest w porządku, wcale żadnego problemu. Dziękuję za ochronę i usługi. Proszę w ogóle
się nią nie przejmować. I odłożyć słuchawkę.
- Hej! Claire sięgnęła po telefon. Podniósł go do góry, poza jej zasięgiem.
- Jeśli wyślesz za nim ludzką policję, będą poręcznymi przekąskami. powiedział. I oni
także zginą, jeśli będą mieli szczęście. Dalej. Chwycił jej nadgarstek i pociągnął ją w tempie
szybkiego marszu. Używał trochę zbyt wiele siły, niż powinien, a Claire próbowała nie skrzywić
się. Była już w ten sposób zbyt dużo trzymana w tym poszczególnym zgromadzeniu kości.
- Co się stało? zapytała. I nie mów mi, że był to po prostu przypadkowy atak wampira.
- Nie był. powiedział. I porozmawiamy, kiedy tam będziemy. Nie wcześniej.
Zbliżali się teraz do straży, a umundurowany policjant wyszedł aby przeprowadzić pobieżny
przegląd. Skinął głową i pomachał im. Myrnin nawet nie zwolnił, więc Claire też nie.
- Dokąd idziemy?
- Oczywiście porozmawiać z Jasonem.
- Co? Ale&
- Wierzę, że to jest ze sobą związane. Jason jest pionkiem na szachownicy, a my musimy po
prostu potwierdzić, jakim pionkiem jest. Przypuszcza się, że ty możesz być w stanie to z niego
wyciągnąć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]