[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co chcesz w tym liście napisać? w głosie księdza zabrzmiała ostrzegawcza nuta.
Prosta sprawa. Masz rację, że trzeba się zabezpieczyć. Jeśli do północy nie przyjadę
do casa grande , Juan zawiadomi policję.
Alberdi wzruszył ramionami. Podszedł do biurka, wydobył z szuflady papier listowy i
kopertę, kładąc je przed siostrą.
Ignacio, wejdz! zawołał w kierunku drzwi.
W drzwiach stanął wysoki, chudy chłopak. Jego czarne oczy przyglądały się nam z za-
ciekawieniem i szacunkiem.
Pójdziesz do casa grande !
Chłopiec spojrzał z niepokojem na księdza.
Zaniesiesz list i oddasz do rąk własnych panu da Silva.
Tak, ojcze chłopiec skinął z uszanowaniem głową. Ale miałem poprowadzić...
Nie potrzeba. Pojedziemy samochodem główną szosą!
Ignacio znów się zaniepokoił.
Ale Mario mówił... zaczął niepewnie i urwał.
Pochylona nad biurkiem pani de Lima odwróciła się gwałtownie.
Widziałeś mego syna?
Jasne. Pani jest mamą Maria? pokręcił ze zdziwieniem głową.
Tak. Jestem jego matką. Więc Mario jest w Instytucie?
Tak, proszę pani. I pani też tam chce jechać? Do męża?
Mój mąż jest w Instytucie?! zdziwiła się Dolores.
Ignacio spojrzał pytająco na księdza.
No powiedz, co wiesz ponaglił Alberdi.
Tak, ojcze wielebny. On tam jest, proszę pani.
Widziałeś mego męża?
Nie widziałem, proszę pani. Ale słyszałem, jak rozmawiał.
Nic z tego nie rozumiem. Skąd się Carlos wziął u Bonnarda? Wiesz na pewno, że to
był mój mąż?
Mario mówił, że to jego ojciec. że się wreszcie spotkali.
Coo?!
Ojciec Maria zmarł sześć lat temu wtrąciłem przypuszczając, iż zaszło tu jakieś nie-
porozumienie.
Lecz Ignacio przyjął moje słowa bez zdziwienia. Tylko w oczach jego dostrzegłem ja-
kiś dziwny błysk.
No tak. Umarł sześć lat temu! powiedział bez wahania. A potem ściszając głos do-
dał z przejęciem. Ale on tam jest... u Burta. Sam słyszałem, jak mówił z Mariem. On tam
jest... W piwnicy...
Pani Dolores była bliska omdlenia.
64
XI
Zamiast do Instytutu Burta pojechaliśmy do casa grande . Pani de Lima szybko wró-
ciła do równowagi po szoku, jaki wywołały dziwne słowa Ignacia, ale oświadczyła katego-
rycznie, iż najpierw musi opowiedzieć o wszystkim da Silvie i zasięgnąć jego rady. Pró-
bowaliśmy z Alberdim odwieść ją od tego zamiaru. Dolores była jednak jak już niejed-
nokrotnie mogłem się przekonać osobą upartą i tak długo, niemal przez całą drogę, nas
przekonywała, że w końcu musieliśmy skapitulować.
Da Silvy nie było w domu. Dolores czuła się tam jednak jak u siebie i rozkazawszy lo-
kajowi zaprowadzić nas do salonu, poszła czegoś się dowiedzieć.
Zjawiła się zresztą po kilkunastu minutach oświadczając, że gospodarz pojechał do tar-
taku, bo ma jakieś kłopoty z robotnikami, ale rozmawiała z da Silvą przez radiotelefon i w
ciągu pół godziny powinien wrócić. Kazała też podać coś do picia i zawołać oczekującego
w hallu Ignacia.
Chłopiec był coraz bardziej zaniepokojony i raz po raz spoglądał rozpaczliwie na księ-
dza, szukając u niego oparcia i pomocy, a może nawet ochrony przed niebezpieczeństwem.
Alberdi hamował zresztą jak mógł zapędy śledcze swej siostry, zdając sobie sprawę, że w
ten sposób niewiele uda się od Ignacia wydobyć. Zastraszony chłopiec odpowiadał na py-
tania Dolores monosylabami i dopiero uspakajające słowa księdza skłoniły go do szer-
szych wyjaśnień.
Więc Mario nocował u ciebie w domu, a nie w Instytucie? Opowiedz dokładnie
wszystko, jak było. Nikt ani do ciebie, ani do twoich rodziców nie ma o to pretensji. Prze-
ciwnie, bardzo wam dziękuję za opiekę nad Mariem tłumaczył Alberdi łagodnie. No,
kiedy się on u was zjawił?
Wieczorem, proszę ojca wielebnego. Mówił, że był u księdza proboszcza, ale was nie
było.
Tak. Wróciłem bardzo pózno skinął głową Alberdi. A dlaczego nie zaszedł do
mnie z rana?
Ja nie wiem. On już nie mógł czekać. Wyszliśmy z domu skoro świt. Mówił, że musi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]