[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każdego Województwa wygrywa po 6000 złp. na zakupienie sobie na własność
wieczystą gruntu własnego wyboru. Jeden z tych, który tego roku wygrał w
Lubelskim, do mnie się udał i dał tym sposobem niejako świadectwo, że jestem
dobrym i sprawiedliwym dla moich włościan. Zobowiązałem się mu wybudować dom,
oborę, stodołę i dwa chlewki. Wystawię mu to w jednej wsi, gdzie mi się ludzie
dosyć porozchodzili i pobiednieli, a dobry ten przykład na innych podziała..."
Ale w kilka tygodni pózniej dobre samopoczucie pana Tomasza ulotniło się bez
śladu. W uporządkowany spokój Rejowca wtargnęły odgłosy zdarzeń stołecznych,
przypominając zadowolonemu z siebie ziemianinowi, na jakim żyje świecie. Pewnego
grudniowego dnia doszła go wiadomość z Warszawy o groznym konflikcie między jego
bratem Henrykiem a wielkim księciem Konstantym. Najobrotniejszy z braci
Aubieńskich wyładowywał w owym czasie swoją niespożytą energię i pomysłowość
głównie w działalności charytatywnej. Bazą jej było powstałe w Warszawie w roku
1816 Towarzystwo Dobroczynności, grupujące w swoim zarządzie panie i panów z
najwyższej arystokracji polskiej, z piękną ordynatową Zofią z Czartoryskich
Zamoyską na czele. Instytucja ta - wyszydzona tak złośliwie przez J.U.
Niemcewicza w eklodze Nasze stosunki towarzyskie - pomimo swego charakteru
towarzysko-snobistycznego, była imprezą niezmiernie pożyteczną, zwłaszcza w
okresie powojennej biedy i panoszenia się wszelkiego rodzaju chorób. Dochody z
balów, went, loterii fantowych i koncertów artystycznych, organizowanych przez
Towarzystwo, szły w całości na szpitale, przyczyniając się do złagodzenia
cierpień i polepszenia doli najbardziej upośledzonych. Brat pana Tomasza należał
do najczynniejszych i najruchliwszych działaczy Towarzystwa. Przystojny, bogaty,
doskonale ułożony, dowcipny, a przy tym niewyczerpany w pomysłach i obdarzony
świetnymi zdolnościami organizacyjnymi - pan Henryk był uwielbiany przez
arystokratyczne damy z zarządu Towarzystwa i jak stwierdza zaprzyjazniony z
Aubieńskimi pamiętnikarz Józef Krasiński - "trząsł tam wszystkim". Ponieważ
Towarzystwo, pomimo dużych dochodów, nie było w stanie zaspokoić wszystkich
potrzebujących pomocy, opiekujący się szpitalami Henryk Aubieński znajdował się
pod ciągłym obstrzałem samorzutnych kontrolerów społecznych, oskarżających go o
nadużycia i składających na niego donosy do rozmaitych władz. W wyniku jednego z
takich donosów na początku grudnia 1817 roku w szpitalach podlegających
Towarzystwu przeprowadzono na rozkaz wielkiego księcia gruntowną rewizję, która
nie wykryła zresztą żadnych uchybień. Aubieński, oburzony bezprawnym
postępowaniem cesarzewicza, postanowił udzielić mu nauczki. Przez swoje stosunki
w redakcjach sprawił, że wkrótce po rewizji, 9 grudnia 1817 r., dwa naczelne
pisma stołeczne "Gazeta Warszawska" i "Gazeta Korespondenta Warszawskiego i
Zagranicznego", ogłaszając sprawozdania z działalności Towarzystwa
Dobroczynności, przemyciły w nich następującą informację: "Jego Cesarzewiczowska
Mość, W. Xiążę Konstanty rozkazał Xięciu Janowi Galicynowi obeyrzeć Instytuta
Dobroczynności. Udawszy się Xiążę do Grzybowey Woli i Franciszkanów, wchodził w
Strona 87
Marian Brandys - Czcigodni weterani.txt
naydrobnieysze szczegóły, wypytywał się o wszystko, zapisywał naymnieysze
drobnostki, aby o wszystkiem dokładny zdać Wielkiemu Xiążęciu raport".
"Nazajutrz po ukazaniu się komunikatu - pisze w pamiętniku Leon Dembowski -
Henryk Aubieński został wezwany do W. Księcia i ostro napominany za to, że
ośmielił się zamieścić w prasie tę informację. W. Książę długo mu wyjaśniał, że
szpitale podlegają N. Cesarzowej Matce i że on sam (w. książę) nie ma prawa
zarządzać w nich rewizji, że więc wizyta Galicyna w szpitalu miała charakter
wyłącznie sprawdzający pewne doniesienia o nadużyciach. W tej sytuacji Aubieński
nie miał prawa podawać tej sprawy do publicznej wiadomości. W rezultacie tej
rozmowy Konstanty kazał żandarmom zaprowadzić Aubieńskiego na dziedziniec Saski,
który polecono mu zamiatać wraz z aresztantami..." Historia rzeczywiście
szokująca, zwłaszcza jeśli się zważy, że wydarzyło się to zaledwie w parę
miesięcy po powrocie Aubieńskich z zagranicy, gdzie byli tak serdecznie
przyjmowani na królewskim dworze i obcowali na stopie towarzyskiej z
największymi tuzami pokongresowej Europy. Jakie było prawdziwe tło sprawy, nie
wiadomo. Trudno wykluczyć, że Henryk Aubieński istotnie dopuścił się jakiegoś
naruszenia przepisów, prowokując tym reakcję Konstantego, który wprost
obsesyjnie nienawidził wszelkich nadużyć finansowych i porządkowych.
Prawdopodobniejsze wydaje mi się jednak, że zaostrzenie czujności wielkiego
księcia wynikło z przyczyn natury politycznej i wiązało się z niedawnym
zachowaniem się Aubieńskiego po śmierci Tadeusza Kościuszki. Stary Naczelnik
zmarł w Solurze w Szwajcarii 15 pazdziernika 1817 roku. W ciągu listopada tegoż
roku, czyli bezpośrednio przed rewizją w szpitalach, pan Henryk, przy
współudziale swego przyjaciela "Antosia" Jabłonowskiego (tym zdrobniałym
imieniem nazywano młodego księcia, eks-szwoleżera, w korespondencji rodzinnej
Aubieńskich), organizował z właściwym sobie rozmachem i szumem publiczne składki
na uroczysty obchód żałobny i nabożeństwo za duszę zmarłego bohatera. Co prawda
pózniej sam cesarz-król osobiście objął patronat nad sprowadzeniem do kraju
zwłok Kościuszki i wydelegował po nie do Solury tegoż księcia Antoniego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]