[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i weszła do przyległej łazienki, pamiętając, by tym razem
starannie zamknąć drzwi na klucz. Opłukała twarz i prze-
jechała grzebieniem po włosach. Bez pianki i lakieru jej
blond kędziory zachowywały się bardzo buntowniczo
i w końcu Dulcy poniechała wszelkich prób przywołania
ich do porządku. Włożyła bluzkę i spódnicę, po czym
rzuciła okiem na żakiet zawieszony na drzwiach. Wszyst-
kie jej ubrania nosiły metkę ,,Prać chemicznie . A skoro
w okolicy nie zauważyła żadnej ekspresowej pralni, nie
mogła się nadziwić, jak gospodyni Quinna zdołała to
wszystko tak szybko wyczyścić.
Zostawiła żakiet tam, gdzie go powiesiła, i wyszła
z sypialni. W domu panowała cisza, ale z kuchni dobiegały
smakowite aromaty. Dulcy z wahaniem zatrzymała się
w drzwiach, gdy ujrzała Esmeraldę siedzącą na stołku,
pochyloną nad kontuarem w pobliżu kuchenki. Sękatą
ręką stara Indianka poklepała sąsiedni stołek. Dulcy
niepewnie przyjęła zaproszenie.
Esmeralda przebierała fasolę. Rozmaite gatunki fasoli:
czarno nakrapianą, brązową, zieloną. Przesuwała ją w pal-
cach niczym koraliki liczydła: kilka zachowywała, a resztę
pokurczone czy skażone ziarna, odsuwała na bok.
Dulcy miała ochotę jej pomóc, ale bała się, że się
zbłazni przed tą intrygującą kobietą. Więc aż podskoczyła
z wrażenia, gdy Esmeralda łokciem podsunęła jej pod nos
miskę z fasolą i skinieniem głowy zachęciła, by Dulcy
zabrała się do roboty.
Postępując za przykładem Esmeraldy, Dulcy wysypała
z miski porcję fasoli, po czym powoli zaczęła ją przebierać,
zatrzymując kształtne, równe ziarna, odrzucając zaś nie
dość wyrośnięte oraz inne podejrzane cząstki najpraw-
dopodobniej kamyki.
Cały czas czuła na sobie wzrok starej kobiety. Uniosła
wysoko brodę i wówczas spostrzegła, że Esmeralda się
uśmiecha. Wciąż milczała, ale ten zadowolony wyraz jej
twarzy wystarczył, by Dulcy też odpowiedziała jej uśmie-
chem.
Nie minęło wiele czasu, a miska została całkowicie
opróżniona. Dorodna fasola utworzyła pokazny stos.
Esmeralda poderwała się ze stołka i wsypała ją do wiel-
kiego garnka. Dulcy tymczasem wyrzuciła wybrakowane
ziarna do śmietnika.
Quinn to bardzo dobry człowiek.
Dulcy, myjąca właśnie ręce nad zlewem, zamarła
w bezruchu. Obrzuciła Esmeraldę szybkim spojrzeniem,
zdumiona, że stara kobieta w ogóle się odezwała.
Tak, oczywiście, ma pani rację. Odchrząknęła
głośno. Podobnie jak Brad.
Esmeralda parsknęła z dezaprobatą, natomiast Dulcy
postanowiła nie zagłębiać się w dyskusję. Po prostu czuła,
że w tej chwili nie mogłaby z pełnym przekonaniem
stanąć w obronie Brada.
Jak długo pracuje pani dla Quinna? zapytała
w zamian.
Ja dla niego nie pracuję.
Nie bardzo rozumiem odparła Dulcy, ściągając
brwi. Jest więc pani jego krewną?
Nie.
Dulcy podniosła przykrywkę z garnka i natychmiast
została odsunięta od kuchenki.
Ale mieszka pani w jego domu? zapytała, choć
rozmowa ze starą kobietą zaczęła jej przypominać żmud-
ne wyrywanie zęba.
Nie.
Przepraszam, ale nie do końca pojmuję. Nie jest pani
spokrewniona z Quinnem. Nie dostaje pani zapłaty za
swoją pracę. Po prostu przychodzi pani i gotuje dla niego...
A także piorę i sprzątam.
Pierze pani i sprząta jedynie z dobroci serca?
Nie odrywając wzroku od garnka, Esmeralda pokiwała
palcem w stronę Dulcy.
Nie. Z powodu dobroci jego serca poprawiła.
Dulcy odsunęła się od kuchenki i z powrotem opadła
na stołek przy kontuarze. Widok z okna umieszczonego
tuż nad zlewem zapierał dech w piersiach. Ciemny błękit
nieba zderzał się gwałtownie z czerwonym pyłem pus-
tyni, poprzecinanej gdzieniegdzie wysokimi, nieforem-
nymi mesami.
Nasz Quinn nie zawsze miał to, co ma teraz
oznajmiła Esmeralda cichym głosem, jakby mówiła do
samej siebie. Ojciec go opuścił, jeszcze zanim Quinn
zdążył go poznać. A jego matka... cóż miała w sobie wiele
miłości. Ale była bez grosza przy duszy.
Jak więc zdołała wychować Quinna? spytała
Dulcy.
My wszyscy go wychowywaliśmy oznajmiła
Esmeralda. Wszyscy bez wyjątku. Cała nasza społecz-
ność. Nikt z nas oczywiście nie miał dużo więcej pienię-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]