[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Naczynie było zatkane kawałkiem papieru uniemożliwiającym owadom ucieczkę.
Następnym razem będziesz musiał użyć robaków z własnych roślin powiedział don Juan.
Poucinasz torebki nasienne pokryte maleńkimi dziurkami, w środku jest pełno robaków. Otworzysz
torebki i wysypiesz ich zawartość do słoja. Uzbierasz garść robaków i umieścisz je w innym naczyniu.
Nie patyczkuj się z nimi. Nie musisz postępować z nimi delikatnie ani taktownie. Odmierz garść nasion
zjedzonych przez robaki i garść wołków sproszkowanych, resztę zakop w którymkolwiek miejscu
znajdującym się na południowy wschód od twej rośliny. Następnie pozbieraj dobre suche nasiona i
zmagazynuj je osobno. Możesz zebrać, co tylko zechcesz. Zawsze wolno ci z tego skorzystać. Dobrze
jest powyciągać nasiona z torebek, tak żebyś mógł od razu wszystko zakopać.
Don Juan polecił mi następnie, żebym najpierw utarł zjedzone nasiona, potem jaja wołków,
następnie robaki, a na końcu suche nasiona.
Gdy wszystko to zostało utarte na drobniutki proszek, don Juan sięgnął po ścięte i poukładane
przeze mnie w stożki kawałki czarciego ziela. Oddzielił męski korzeń i owinął go delikatnie w kawałek
płótna. Podał mi resztę i nakazał, bym pociął wszystko na kawałeczki, porządnie je utarł, a następnie
zlał calutki sok do garnka. Wyjaśnił, że muszę ucierać w tej samej kolejności, w jakiej układałem
kawałki w stosiki.
Kiedy skończyłem, polecił mi odmierzyć kubek wrzącej wody i wymieszać ją z zawartością garnka,
a następnie dolać jeszcze dwa kubki. Podał mi gładko wypolerowany kawałek kości. Zamieszałem nim
w garnku i postawiłem na ogień. Wówczas don Juan oznajmił, ze musimy zająć się korzeniem i w tym
celu będziemy musieli użyć większego mozdzierza, ponieważ korzenia męskiego w ogóle nie wolno
krajać.
Wróciliśmy do domu. Przygotował mozdzierz, a ja zabrałem się do ucierania korzenia w ten sam
sposób co przedtem. Pozostawiliśmy korzeń do nasiąknięcia w wodzie pod gołym nocnym niebem i
weszliśmy do wnętrza domostwa.
Don Juan kazał mi pilnować mikstury w garnku. Miałem pozwolić jej się gotować, dopóki nie
nabierze takiej gęstości, że trudno j ą będzie zamieszać. Następnie ułożył się do snu na macie. Papka
gotowała się już z godzinę, gdy spostrzegłem, że coraz trudniej ją zamieszać. Uznałem, że jest
gotowa, i ściągnąłem garnek z ognia. Włożyłem go do siatki pod okapem i poszedłem spać.
Zbudziłem się, gdy wstał don Juan. Na czystym niebie świeciło słońce. Dzień był upalny i suchy.
Don Juan stwierdził ponownie, że jest przekonany, iż czarcie ziele mnie polubiło.
Zabraliśmy się do przyrządzania korzenia; pod koniec dnia na dnie misy uzbierało się nam już
całkiem sporo żółtawej substancji. Don Juan zlał wierzchnią wodę. Sądziłem, że operacja dobiegła
końca, ale ponownie napełnił misę wrzątkiem. Udał się następnie po garnek wiszący pod okapem.
Papka sprawiała wrażenie prawie całkiem wyschniętej. Don Juan zaniósł garnek do domu, postawił go
na podłodze i usiadł, po czym przemówił.
Mój dobroczyńca powiedział mi, że można wymieszać roślinę z tłuszczem, i to właśnie zrobisz.
Mój dobroczyńca uczynił to dla mnie, ale jak już powiedziałem, nigdy za tą rośliną nie przepadałem,
nigdy też nie próbowałem naprawdę się z nią zjednoczyć. Dobroczyńca powiedział mi, że w celu
osiągnięcia możliwie najlepszego efektu ci, którzy rzeczywiście pragną zapanować nad mocą, powinni
zmieszać roślinę z tłuszczem dzika, najlepiej z tłuszczem z jelit. Wybór jednak należy do ciebie.
Niewykluczone, że los zrządzi, iż postanowisz obrać czarcie ziele za swego sprzymierzeńca, a
wówczas poradzę ci jak mi poradził mój dobroczyńca byś zapolował na dzika i zdobył tłuszcz z
jego jelit [sebo de tripa}. Dawniej, gdy czarcie ziele było przewyborne, brujos wyprawiali się na
specjalne polowania na dziki, by zdobyć tłuszcz. Wybierali największe i najsilniejsze okazy samców.
Służył im do tego specjalny rodzaj czarów, z których czerpali szczególną siłę, siłę wręcz
niewiarygodną, nawet jak na tamte czasy. Ale dziś po tej sile nie zostało śladu. Nie wiem, gdzie się
podziała. Nie znam nikogo, kto wiedziałby coś na ten temat. Możliwe, że samo ziele cię tego
wszystkiego nauczy.
Don Juan odmierzył garść tłuszczu, wrzucił go do misy z zaschniętą papką, po czym resztę
tłuszczu pozostałą na dłoni starł na krawędz garnka. Polecił mi, bym mieszał zawartość, dopóki nie
zmieni się w jednolitą masę.
Uwijałem się przy miksturze niemal trzy godziny. Don Juan zerkał na nią od czasu do czasu i
stwierdzał, że nie jest jeszcze gotowa, aż nadszedł moment, kiedy wydał się zadowolony. Powietrze
wtłoczone do masy nadało jej jasnoszary kolor i konsystencję galarety. Powiesił wówczas misę spod
dachu obok drugiej. Oznajmił, że zajmie się nią dopiero nazajutrz, gdyż przygotowanie owej drugiej
porcji zajmie dwa dni. Do tego momentu zabronił mi jeść cokolwiek. Wolno mi było wyłącznie pić
wodę.
Nazajutrz, w czwartek, 4 lipca, polecił mi czterokrotnie wyługować korzeń. Kiedy za czwartym
razem wylewałem wodę z misy, było już ciemno. Usiedliśmy na werandzie. Don Juan postawił przed
sobą obie misy. Ekstraktu korzenia, podobnego do białawego krochmalu, uzbierała się łyżeczka.
Włożywszy go do kubka, dolał wody. Ręką, w której trzymał kubek, wykonał kilka obrotowych ruchów,
by substancja się rozpuściła, po czym podał mi kubek, polecając, bym wypił całą jego zawartość.
Wypiwszy duszkiem, odstawiłem kubek na podłogę i osunąłem się na ziemię. Czułem łomotanie
serca, zaczęło mi brakować tchu. Don Juan polecił mi rzeczowym tonem, żebym zdjął całe ubranie.
Na pytanie o powód odpowiedział, że muszę natrzeć się papką. Wahałem się, nie wiedziałem, czy się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]