[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tent hrabiego. Prawo tak zostało ustanowione, że
nawet gdyby pan i pański brat uzgodnili między
sobą dodatkowe warunki, to i tak niczego nie
zmieni, ani w kwestii dziedziczenia majątku, ani
tytułu.
Doskonale rozumiem przyznał hrabia Greys-
tone. Próbuję tylko rozwiać obawy wicehrabiego
Barringtona odnośnie umowy małżeńskiej. Bo chy-
ba zależy ci na jego zgodzie, Jamie?
Wiesz, że tak.
Więc to załatwmy. Tyle zgiełku o nic, panie
Shackleton. Jeżeli pan doda odpowiednio sformuło-
wane stwierdzenie, że nie zamierzam się żenić...
Muszę zaprotestować, lordzie! Tym razem
jeszcze bardziej stanowczo sprzeciwił się Shack-
leton. To po prostu nierozsądne, niezależnie od
tego, czy ma, czy nie ma mocy prawnej.
Długie lata w ukryciu 61
Dżentelmeńska umowa, jeśli pan woli. Niech
pan to wstawi zamknął dyskusję Alex.
W ciszy, która nastąpiła po tychsłowach, nieświa-
domie wypowiedzianych tonem, którego dawniej
często używał na polu walki, hrabia podszedł do
okna. Tego samego, z którego obserwował przyjazd
powozu Emmy.
Niecały tydzień temu, uświadomił sobie. Można
powiedzieć, że był świadomy każdej godziny, którą
spędzili pod jednym dachem.
Moim obowiązkiem jest prosić pana o ponow-
ne przemyślenie decyzji, milordzie powiedział
Shackleton, przezornie zmieniając ton na bardziej
pojednawczy. Jest pan jeszcze młodym człowie-
kiem. Nie ma powodu...
Argument, który chciał przedstawić, został ucię-
ty raptownie. Zbyt raptownie.
No właśnie powiedział łagodnie Greys-
tone. Założył ręce do tyłu, żeby powstrzymać idio-
tyczne drżenie, i utkwił wzrok w szybie przed
sobą.
To absurd żachnął się Jamie. Gwiżdżę na to,
czego chce Barrington. Do licha z nim. Panna
Stanfield jest też tego zdania, i tylko to się liczy.
Jakie to naiwne i romantyczne skwitował
Alex. I jakże nieżyciowe w dzisiejszych czasach.
Kobiety z naszego środowiska wychodzą za mąż za
tych, których im wskażą ich najbliżsi krewni. Powi-
nieneś to wiedzieć, Jamie.
Tak też się stało z Emmą.
I znów, jak co noc, odkąd tu była, ujrzał ją
62 Gayle Wilson
oczyma wyobrazni, zaspokojoną, leżącą w ramio-
nach innego mężczyzny.
Możemy uciec i wziąć potajemnie ślub.
Na taką brawurę Greystone odwrócił w końcu
głowę i spojrzał na brata. Znał ten zawzięty wyraz
twarzy Jamiego. Brat miał łagodny charakter, ale
kiedy wbił sobie coś do głowy, stawał się głuchy na
wszelkie argumenty.
Uciec? powtórzył Alex, unosząc brew.
I zniszczyć w ten sposób życie panny Stanfield?
Czy to proponujesz?
W końcu...
O tak, oczywiście. W końcu. Ponieważ wydaje
się być tak wielką romantyczką jak ty, może rzeczy-
wiście będzie chciała cierpieć i znosić miesiącami,
a może nawet latami, potępienie i izolację. Problem
w tym, czy stać cię na przyglądanie się jej cier-
pieniu?
Tak jak zamierzał, położył tym kres dalszemu
rozważaniu i szukaniu innego rozwiązania. Jamie
nigdy by nie zniósł widoku cierpiącej osoby, zwłasz-
cza kogoś, kogo kochał.
A może moglibyśmy poprosić hrabinę Barring-
ton macochę Georginy, żeby wypowiedziała się
w naszym imieniu...
Może cię zainteresuje, że to właśnie ona nalega
na złożenie takiego oświadczenia powiedział Alex.
Hrabina Barrington?
Jest przeświadczona, że jej szwagier nigdy nie
wyrazi zgody na ślub bez gwarancji, że zostaniesz
moim spadkobiercą.
Długie lata w ukryciu 63
Więc proszę go zapewnić, milordzie, że nie
zamierza pan się żenić zasugerował Shackleton.
Zdaje się, że właśnie takie wydałem panu
polecenie zniecierpliwił się Greystone.
Stwierdzenie, że ktoś się nigdy nie ożeni albo
że nie ma zamiaru się żenić, to dwie bardzo różne
rzeczy, milordzie.
Zwykle tak jest, przyznał Alex. Ale nie w jego
przypadku.
Nie jestem pewny, czy takie sformułowanie
zadowoli stryja panny Stanfield.
A ja jestem najzupełniej pewny, że żadne inne
nie zadowoli sądu, milordzie. Poza tym pospiesz-
nie dodał Shackleton może kiedyś w przyszłości
zmieni pan zdanie. Zignorował śmiech Greys-
tone a i nadal przedstawiał swój punkt widzenia.
Wówczas nie życzyłbym panu, żeby czuł się pan
moralnie związany taką obietnicą. Zwłaszcza, że to
nie jest konieczne.
A jeśli on będzie miał obiekcje?
Wtedy się zastanowimy. Ale nie wcześniej,
jeśli wolno mi zasugerować. Mówię to jako pański
doradca, milordzie dodał z szacunkiem plenipo-
tent.
Zapadła kolejna cisza, tym razem wyraznie wy-
czekująca. Podczas niej Alex znów udał, że spoglą-
da na padający deszcz, wyobrażając sobie w tym
czasie twarz kobiety, która popatrzyła na niego,
gdy obserwował ją z tego okna. Zmusił się jednak
i zaczął śledzić powolne zsuwanie się kropli po
szybie, by po jakimś czasie ponownie się odezwać.
64 Gayle Wilson
Jamie?
Zgadzam się z panem Shackletonem. Jeżeli to
musi zostać jakoś sformułowane, to tylko w tym
duchu. Nie inaczej.
Po tej wypowiedzi brata Alex milczał jeszcze
chwilę, po czym odwrócił się od okna i spojrzał
Jamiemu w oczy.
Kto może wiedzieć, co wydarzy się w przy-
szłości? dodał Jamie, wysuwając wyzywająco
podbródek. Nawet jeśli teraz...
Zrób to, Shackleton wydał polecenie Alex.
Proszę zakończył.
Oczywiście ucieszył się adwokat, gdyż takie
rozwiązanie było po jego myśli i jednocześnie zgod-
ne z prawem. Jeżeli to już wszystko, milordzie...
To wszystko. Byłbym ci wdzięczny, gdybyś się
tym niezwłocznie zajął.
Niezwłocznie po powrocie do stolicy zlecę to
kancelistom.
A zatem życzę ci miłego dnia.
Milordzie. Shackleton wstał i skłonił się lekko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]