[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Victorią, zerwałem wszystkie więzi z rodziną.
-Jest jakaś szansa, że się jeszcze pogodzicie?
-Wątpię - powiedział stanowczo, z nutką złości
w głosie. Mary domyśliła się, że Kane czuł się zdra-
S
R
dzony przez własną rodzinę. %7łe miał do nich żal o to,
że nie pomogli mu w rozwiązaniu małżeństwa. Było
to coś, czego im chyba nigdy nie wybaczy.
Jak więc miałby wybaczyć jej, że go okłamała, mó-
wiąc, że była w ciąży z kimś innym?
Kane żałował, że w ogóle zaczęli tę rozmowę o rodzi-
nach. Ucieszył się, kiedy doszli do fontanny w środku
ogrodu. Było to doskonałe miejsce na oświadczyny.
Stała tam wielka, kuta w żelazie ławka z miękkimi
poduszkami do siedzenia. Latarnie świeciły łagodnym
blaskiem. Z głośnika dobiegała cicha muzyka.
Wszystko było idealne.
Z natury był człowiekiem praktycznym i rzeczowym,
ale przy Mary czuł, że są na świecie rzeczy, których
nie można zobaczyć. Gdy byli razem, czuł wielki
spokój.
Zadałeś sobie wiele trudu, żeby to wszystko zor-
ganizować - powiedziała.
To nic takiego.
Hm... Jest coś, co powinnam ci powiedzieć, zanim
poprosisz mnie o rękę. Coś o moim małżeństwie z
Jeanem-Paulem.
Nie chcę tego słuchać. - To na pewno nie była dobra
pora na rozmowy o jej pierwszym mężu. Wciąż nie do
końca pogodził się z myślą, że inny mężczyzna
S
R
pierwszy ją poślubił i dał jej dziecko. - Przepraszam.
Powinienem być ponad to. Powinienem być bardziej
wyrozumiały. Ale nie potrafię.
-Wszystko w porządku. Chodzi tylko o to, że...
Mniejsza z tym. Masz rację, to zły moment. Też po-
winnam cię przeprosić za to, co powiedziałam wcześ-
niej ... No, wiesz, że to był dziwaczny dzień i że jesteś
szalony.
Była zdenerwowana. Znał ją i widział to doskonale.
Będziesz miała na to czas pózniej - rzekł. Uniosła
wysoko brwi ze zdziwienia.
Naprawdę? - spytała.
Naprawdę.
W łóżku?
Tak. - Dobrze wiedział, jak to będzie wyglądało. Ona
pod nim. Jej nogi na jego ramionach. Będzie krzyczeć
raz za razem, z rozkoszy.
Nie mogę się doczekać - wyznała.
Zerknął na jej piersi. Jej sutki sterczały sztywno pod
cienką sukienką.
-Ja też - powiedział.
Posadził ją na ławce i odwrócił się, żeby opanować
emocje. Od dawna planował, co powie. Układał to
sobie w głowie. To małżeństwo było dla niego bardzo
ważne. Najważniejsze w życiu.
Odwrócił się. Mary siedziała skromnie i elegancko.
Nogi skrzyżowane w kostkach. Dłonie złożone
S
R
na kolanach. Była nie wypowiedzianie piękna. Kane
zapragnął dać jej nie tylko wspaniałą noc, ale całe
życie.
Odchrząknął.
-Antoine de Saint-Exupery napisał kiedyś, że ży
cie uczy nas, że miłość nie polega na patrzeniu na
siebie, lecz na spoglądaniu razem w tym samym kie
runku. Zanim cię poznałem, Mary, te słowa brzmiały
dla mnie sztucznie.
Podszedł bliżej.
-Zawsze wierzyłem, że potrafię układać swoje relacje
z ludzmi po swojemu. Tak właśnie postąpiłem z tobą
w Londynie, kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy.
Wysuwałem żądania i organizowałem
wszystko tak, żebyś to ty spełniała moje wymagania.
Ale zrozumiałem - klęknął przed nią i wziął ją za ręce
- że tylko się oszukiwałem. Chciałem wierzyć...
wmawiałem sobie, że panuję nad wszystkim. Ale to
była nieprawda.
-Och! Kane...
-Cii - powstrzymał ją. - Pozwól mi dokończyć.
Pocałowała go w rękę, zanim zdążył cofnąć dłoń.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Kane
czuł wagę tego, co robi. Wiedział, że tym razem nie
może jej zawieść tak jak wtedy, gdy się ożenił z
Victorią. Wielkie emocje, które widział w oczach Ma-
ry, odpowiadały jego uczuciom.
S
R
-Kiedy cię w końcu odnalazłem, samotną jak ja,
pojąłem... - Nie umiał nazwać przeznaczenia, które
ponownie ich zbliżyło. Był przekonany, że Mary
już na zawsze pozostanie jego. - Pojąłem, jak bardzo
pragnąłem cię przez całe życie.
Wyjął z kieszeni ozdobne pudełeczko.
-Dlatego proszę cię, Mary, byś zechciała zostać
moją żoną. Nie dlatego, że twoi kuzyni mogliby roz-
siewać plotki na nasz temat. Nie dlatego, że to spodo-
bałoby się mojej rodzinie. Ale dlatego, że chciałbym
budzić się każdego dnia u twego boku. Do końca ży-
cia.
Drżącymi palcami wyjął z pudełeczka pierścionek.
Nie był pewien, co oznaczały łzy, które dostrzegł w
jej oczach. Bał się.
I wtedy Mary podała mu rękę i oświadczyła:
-Wyjdę za ciebie. Ja także chcę się przy tobie budzić
każdego dnia. Pragnę spędzić z tobą resztę życia, Ka-
ne.
Wsunął jej pierścionek na palec i wstał, podnosząc ją
także. Objął ją i pocałował, jakby właśnie ofiarowała
mu cały świat. Bo przecież tak właśnie było.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Kolacja była wystawna i bardzo romantyczna. Ser-
wowana pod gwiazdami w samym sercu ogrodu. Po-
dano wyłącznie ulubione potrawy Mary. Głównie
owoce morza. Jak wówczas, gdy spędzali razem wa-
kacje na Capri.
Gdy skończyli jeść, Kane zaprowadził ją na taras,
gdzie tańczyli w rytm ulubionych melodii. A gdy
znów zabrzmiała piosenka Let s Get It On, tańczyli
przytuleni. Słowa piosenki przywoływały wspomnie-
nia dawnych dni. I Kane poczuł gorąco w lędzwiach.
Mary wyczuła to i uśmiechnęła się.
Dziękuję - powiedziała. Nie umiała wyrazić słowami
tego, co teraz czuła.
Za? - Obsypał jej szyję szybkimi pocałunkami. Jego
dłonie krążyły po jej ciełe.
Ujęła jego twarz i pocałowała mocno.
Za ten wieczór jak ze snu.
To dla ciebie. Chciałbym sprawić, żeby od tej pory
każda nasza noc była właśnie taka.
Mary wiedziała, że powinna jeszcze raz spróbować
S
R
opowiedzieć mu o Jeanie-Paulu, wyznać, że nigdy nie
poślubiła innego mężczyzny, lecz tym razem po-
wstrzymały ją całkiem egoistyczne powody. Pragnęła,
by ta noc z Kane em nigdy się nie skończyła. Pragnę-
ła grzać się w łagodności, którą widziała w jego
oczach. Chciała być kobietą, za jaką ją brał. Przy-
najmniej tę jedną noc. -I ja chcę tego dla ciebie - po-
wiedziała wreszcie.
-Twoje życzenie już się spełniło - odparł. Wziął ją
na ręce i poszedł do sypialni. Drogę wskazywała mu
aleja wysypana płatkami róż. Serce Mary ścisnęło się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]